Nasza delegacja na szczyt G20 nie ma zamiaru rozmawiać na temat europejskiego funduszu pomocowego – obwieścił kilka dni temu wiceminister finansów ChRL Zhu Guangyao. Zgasił tym samym nadzieje liderów Unii Europejskiej, iż azjatycki smok przybędzie z odsieczą i wesprze bankrutujące kraje Starego Kontynentu.
Na szczycie w Cannes Europa występuje bodaj po raz pierwszy w roli petenta. Nie równorzędnego partnera dla USA, nie mentora państw zaliczanych do tzw. rynków wschodzących, lecz poobijanego szlachciury w wyblakłym surducie, który przehulał cały swój majątek i ucieka przed wierzycielami.
Dwa lata temu, gdy przy głośnych fanfarach podpisywano w stolicy Portugalii pamiętny traktat, José Manuel Barroso, Angela Merkel i Nicolas Sarkozy zapewniali, że oto rozpoczyna się nowa era: Europa miała wkrótce się stać potęgą polityczną, ekonomiczną oraz technologiczną, miała wyprzedzić w rozwoju Stany Zjednoczone i skutecznie bronić się przed naporem Chin. Owszem, dla Europy zaczęła się nowa epoka: smuty i upokorzeń. Znamienny jest już sam fakt, że na unijne supliki odpowiedział chiński polityk w randze... wiceministra. Twórcy traktatu lizbońskiego nie tak zapewne wyobrażali sobie nowy rozkład figur na światowej szachownicy.
Głęboki namysł w genach
Unia zwróciła się do kilku państw z sugestią udziału w Europejskim Funduszu Stabilności Finansowej, który pełni funkcję koła ratunkowego dla krajów obciążonych zbyt dużym zadłużeniem. Chiny były naturalnym adresatem: blask ich rezerw walutowych, w wysokości 3,2 bln dolarów, jest tak silny, iż dociera nawet do Paryża i Berlina. Grzechem byłoby nie wykorzystać tych pieniędzy, w dodatku w tak szczytnym celu, jakim jest ocalenie UE. Tuż po ostatnim brukselskim szczycie szef EFSF Klaus Regling udał się do Pekinu, gdzie przekonywał chińskich towarzyszy, aby ci wysupłali nieco grosza na potrzeby Greków i Portugalczyków.
Chińczycy nie uczyniliby zresztą tego bezinteresownie – Europa jest dla nich największym partnerem handlowym, zależy im więc na tym, by była w dobrej kondycji i nadal kupowała chińskie produkty. Poza tym Pekin mógłby zażądać za ewentualną pomoc pewnych koncesji: uznania Chin za gospodarkę wolnorynkową (co zmieniłoby ich status prawny w sporach handlowych), zniesienia embarga na eksport sprzętu wojskowego, czy wreszcie zaprzestania krytyki chińskich "standardów" w dziedzinie praw człowieka.