Wszelkie dyskusje o stanie obecnym czy perspektywach polskiej prawicy rozbijają się o podstawowe pytanie, co właściwie nazywać na naszej scenie politycznej prawicą. Klasyczny podział na lewicę, reprezentującą umownie "świat pracy" i domagającą się państwowej redystrybucji odbierającej dobra wąskiej grupie bogatszych na rzecz biedniejszych mas, oraz na prawicę, reprezentującą świat kapitału i domagającą się ochrony dla bogacenia się w przekonaniu, że bogactwo samo z siebie "ścieknie" do mas, wywodzi się z krajów, które w wieku XIX przeszły przemiany społeczne wywołane rewolucją przemysłową.
Indianin z listy Palikota
W odniesieniu do naszej części świata pojęcia prawicy – lewicy zawsze miały niewiele sensu i rozdzielano je raczej wedle stosunku do kwestii narodu (i to na odwrót, bo w Europie nacjonalizm był ideologią lewicy przeciwko kosmopolitycznemu klasycznemu konserwatyzmowi). Dziś zresztą pojęcia te straciły sens także w zachodniej Europie, której rzeczywistość polityczną tworzą liberałowie wyznający wyższość państwowej interwencji nad wolnym rynkiem, socjaldemokraci siedzący w kieszeni wielkich koncernów oraz chadecy, którzy nawet nie potrafią się przeżegnać.
Wszyscy oni wyznają zaś w gruncie rzeczy tę samą, jeśli nie ideologię, to praktykę rządzenia polegającą na używaniu narzędzi redystrybucyjnych w sposób odwrotny do zaprojektowanego, to znaczy w celu nakładania haraczu na ubożejące masy i transferowania uzyskanych w ten sposób środków do nielicznych, ale na mocy mechanizmu oligarchicznego decydujących o władzy elit.
Tylko w tak kompletnym – uprzejmie mówiąc – postmodernizmie mogą powstawać takie analizy politologicznie jak zaprezentowany przez związanego z PO Jarosława Makowskiego wywód o konieczności zmodernizowania się polskiej prawicy poprzez przyjęcie modnych haseł lewicowych ("Rz", 15 XII 2011). Próba polemiki z tą analizą przypominałaby bicie się z wodą, bo na dobrą sprawę nic się tutaj nie trzyma jakiegokolwiek porządku myślowego. W optyce Makowskiego względne są nie tylko pojęcia prawicy i lewicy (wychodzi, że lewicą jest PO jako opozycja wobec prawicowego PiS), ale i na przykład pojęcie konserwatyzmu, które coś jednak jeszcze znaczy.
Dla Jarosława Makowskiego pojęcie to jest tylko etykietą na butelce, którą dla celów wyborczych można wypełniać dowolnym programem – jako przykład pozytywny służy tu David Cameron, który zdaniem Makowskiego odniósł sukces dzięki temu, że występując jako polityk konserwatywny, pogodził się entuzjastycznie z programem, i tak już w Wielkiej Brytanii zrealizowanym, emancypacji homoseksualistów.