Krzysztof Rutkowski – szeryf w Sejmie? Mazurek

Detektyw Rutkowski ma potencjał polityczny mogący zmieść Palikota. Lepiej odpowiada na potrzeby Polaków – uważa publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 14.02.2012 18:29

Robert Mazurek

Robert Mazurek

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Polacy kochają i potrzebują detektywa Rutkowskiego, nawet jeśli o tym nie wiedzą. Skąd ta odważna, by nie rzec absurdalna na pozór teza? Już tłumaczę, ale najpierw wyjaśnijmy sobie jedno: Krzysztof Rutkowski nie był, nie jest i wcale nie chce być żadnym detektywem. Żadne szkiełko i oko, żadne badanie linii papilarnych, żadne szperanie w dokumentach, robienie zdjęć po kryjomu – słowem nic z tego, z czym kojarzy się praca detektywa. To nie on.

Gleba, gleba!

O sobie mówi tyle: uwielbia bohaterów granych przez Clinta Eastwooda, postaci na wskroś westernowe. Może i pozerów, może i łobuzów, ale zawsze szlachetnych i uczciwych. Gwałtownych, przesadzających, niepohamowanych? Tak, ale zawsze walczących w słusznej sprawie. No i wbrew opinii tych ze świecznika, wbrew opinii elit, bo on, Rutkowski, jest prawdziwym outsiderem, nawet jeśli nie używa tego słowa. Z pewnością nie jest facetem z biblioteki, raczej z osiedlowej siłowni.

Rutkowski chce być szeryfem. Do swych wyobrażeń o nim dostosował wszystko, łącznie z garderobą: buty kowbojki, skórzane kurtki, służbowe, stylizowane na policyjne czy wojskowe krawaty czy wreszcie słynne słoneczne okulary i fryzurę na amerykańskiego marine. Ale przede wszystkim dostosował swój, za przeproszeniem, opus moderandi.

Rutkowski nigdzie bowiem nie przyjeżdża – on zajeżdża z piskiem opon wielkim terenowym wozem z wymalowanym logo "Rutkowski Patrol" (zaiste, dyskrecja godna detektywa). A potem jest zawsze tak samo: hałas, wrzask i krzyk: "Gleba!" Gleba, na którą rzucane jest wszystko, co się rusza i nie ucieka na drzewo. Stój, padnij, leżeć! Wtedy dopiero wychodzi on, wybawiciel, z miejsca opanowuje sytuację i, niczym z modlitwy św. Franciszka, "wprowadza pokój tam, gdzie panował chaos".

Szeryf to postać poszukiwana zawsze i wszędzie, ale w niespokojnych czasach transformacji popyt na niego jest nadzwyczajny. W Polsce szeryfem cudotwórcą mieli być i Tymiński, i Lepper, i wreszcie w nieco mniejszym stopniu Palikot. Ba, z tej samej tęsknoty wyrosła też po części popularność Lecha Kaczyńskiego oraz PiS. Szeryf jest po to, by tę bandę złodziei, która opanowała Sejm i rząd, wywalić, pozamykać i w kamieniołomy wysłać, by darmo państwowego chleba nie jedli.

Gdy państwo  zawodzi

Czy jest w Polsce ktoś, kto się do tej roli nadaje lepiej od Rutkowskiego? Zwłaszcza w sytuacji, gdy państwo zawodzi na każdym kroku? Tok rozumowania jest prosty: skoro policja i prokuratura nie poradziły sobie przez tydzień ze sprawą jednej małej dziewczynki, mając setki ludzi, helikoptery i miliony do wydania, a Rutkowski przyjechał i rach-ciach w dwa dni zagadkę rozwikłał, to oddajmy mu wszystko – on załatwi. Zuch! Nawet Smoleńsk by ze swymi chłopakami w dwa tygodnie wyjaśnił, wrak przywiózł, nie pytając Ruskich o zgodę i byłoby po sprawie.

Jak taki Rutkowski pójdzie do rządu, to się tam wreszcie kraść oduczą, bo się będą bali. Dlaczego wszyscy politycy już go krytykują i policją straszą, że niby wymuszał? Bo się go boją. Albo autostrad, panie dziejku, nie ma, bo to, co w dzień kładą, to w nocy na prywatne wywożą. Przyszedłby taki Rutkowski ze swoimi komandosami, to by w trymiga z Zakopanego na Hel i z powrotem autostradę postawili. Bo jak nie, to gleba, panie, i do więzienia!

Zmyślam? Nie, cytuję fora internetowe. A te na wszystkie wzmianki o Krzysztofie Rutkowskim reagują gwałtownie i każda wiadomość o nim jest hitem dnia. Materiały o sprawie małej Magdy z Sosnowca podwoiły oglądalność telewizji informacyjnych, a na portalach internetowych miały czytelnictwo na poziomie wiadomości o katastrofie smoleńskiej czy śmierci Jana Pawła II!

Rutkowski i Kołakowski

Co charakterystyczne, sam detektyw staje się nie tylko jednym z najpopularniejszych, ale i obdarzanych największym zaufaniem celebrytów. – Jestem przekonany, że gdyby teraz przeprowadzono sondaż zaufania, to Rutkowskiego popierałoby jakieś  60 procent Polaków. Tyle samo co prezydenta Komorowskiego – śmieje się dyrektor jednej z firm badania opinii.

I zauważa, że Krzysztof Rutkowski wymyka się prostym kategoryzacjom. Z jednej strony jest klasycznym celebrytą, uwielbiającym sesje zdjęciowe dla kolorowych magazynów, wywiady, szum wokół siebie i swej nietuzinkowej narzeczonej. Z drugiej jednak swą detektywistyczną działalność przedstawia niemal jako misję społeczną – odnajduje zagubione dzieci gdzieś w toczonej zamieszkami Syrii, przywraca matki rodzinom, łapie groźnych zbirów, a teraz gotów jest jeszcze rodzicom małej Magdy życie na Zachodzie urządzić. Słowem, jest uosobieniem skuteczności i opiekuńczości zarazem.

Dodajmy wreszcie, że Krzysztof Rutkowski to były poseł, polityką zainteresowany od dawna. Nie polubiliście go państwo jeszcze? To się pośpieszcie, to może być wasz premier! No dobrze, żartowałem, ale pytanie, czy Rutkowski mógłby poszukać swej roli w polityce, warto zadać całkiem serio. Na razie jest dla elit nieokrzesanym byłym zomowcem i peerelowskim milicjantem przechwalającym się setkami kochanek i jako taki nie ma żadnych szans na parlamentarny sukces. Warto jednak przypomnieć, że Andrzej Lepper startował z jeszcze niższej pozycji, a wszak Piotr Tymochowicz znów jest ostatnio bezrobotny...

Program polityczny? Wolne żarty, weźmie się – jak Palikot – pierwszy z brzegu, albo i nasz szeryf zostanie konserwatywno[pauza]liberalnym socjalistą (tak, mnie też bawi i razi jednocześnie zestawienie nazwisk Kołakowskiego z Rutkowskim). Może być dobrodusznym socjalistą pozwalającym na aborcję i in vitro, a jednocześnie z narzeczoną – byłą zakonnicą – podkreślać przywiązanie do Kościoła.

Polityczne ssanie

Zresztą o takie detale nikt go pytał nie będzie. On program ma jeden i brzmi on, jak tłumaczył w rozmowie z "Rzeczpospolitą", by "dbać o własność prywatną". A więc liberał? Nie, chodzi mu o to, by zmusić policję do ścigania złodziei. Nie może być tak – peroruje Rutkowski – że jak pan nie zapłacił 200 zł VAT, to będą pana latami ścigać, a jak panu ukradną samochód za 20 tysięcy, to pies z kulawą nogą szukać go nie będzie. Tak, to się musi podobać. Zresztą nie program się liczy, ale coś, co można mało uczenie nazwać politycznym ssaniem. A Rutkowski je ma.

I jest na niego popyt. Gdy przeprowadzałem z nim wywiad, jego telefon dzwonił bez przerwy. Dwa razy, na chybił trafił, prosiłem, żeby odebrał – raz policjant z prowincjalnego miasteczka zapewniał, że "wszystkie chłopaki są z panem". Ciekawszy był telefon drugi: przedsiębiorca z Krakowa gratulował i zapewniał o poparciu. – My tu wszyscy, sąsiedzi, znajomi, jesteśmy po pana stronie, panie detektywie. Jakby tylko coś było trzeba, to poprzemy, ma pan mój telefon – gorąco zapewniał rozmówca. Czy to znaczy, że poszliby za nim choćby i w politykę? To z pewnością zbyt daleko idący wniosek, ale wokół Rutkowskiego panuje poruszenie. Szeryf czuje wiatr w żaglach.

Ciekawsze od pytania, czy zechce to wykorzystać, jest pytanie, czy mógłby go ktoś w tym zastąpić? Kiedyś surowym szeryfem chciał być Zbigniew Ziobro, ale dziś brak mu słuchu społecznego. Wymuskany eurodeputowany, posługujący się sztywną, urzędniczą polszczyzną i powtarzający poselskie zaklęcia o "najuboższych Polakach" i "zwykłych ludziach" jest w tej roli tak wiarygodny jak Rutkowski obsadzony jako wielbiciel baletu.

Strach się bać

Palikot słuch społeczny może i ma, ale i jego nic już nie niesie, parlament obnaża wszystkie jego słabości, a gdy wejdzie do rządu, stanie się dokładnie taki "jak oni wszyscy". Poza tym jest różnica między facetem palącym kadzidełka w Sejmie a bohaterem ratującym dzieci i rozwikłującym największe zagadki kryminalne, prawda?

Na razie nie wygląda na to, że Krzysztof Rutkowski jest zainteresowany polityką. Wcale też nie wiadomo, że by mu się w niej powiodło. Wiadomo jedno – tęsknota za bezkompromisowym szeryfem jest w Polakach silna. I prędzej czy później ktoś ją zaspokoi. A wtedy strach się bać.

Polacy kochają i potrzebują detektywa Rutkowskiego, nawet jeśli o tym nie wiedzą. Skąd ta odważna, by nie rzec absurdalna na pozór teza? Już tłumaczę, ale najpierw wyjaśnijmy sobie jedno: Krzysztof Rutkowski nie był, nie jest i wcale nie chce być żadnym detektywem. Żadne szkiełko i oko, żadne badanie linii papilarnych, żadne szperanie w dokumentach, robienie zdjęć po kryjomu – słowem nic z tego, z czym kojarzy się praca detektywa. To nie on.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?