Feministki w obronie Joanny Muchy - Magierowski

Feministki, broniąc minister sportu, przesuwają granice hipokryzji w polityce – pisze publicysta

Publikacja: 20.02.2012 19:12

Marek Magierowski

Marek Magierowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Trzy lata temu w "Fakcie" ukazał się tekst Magdaleny Środy, z którego pozwolę sobie zacytować pewien fragment: "Podatnicy wydają niemałe pieniądze na apanaże dla minister Radziszewskiej. Jest ona sekretarzem stanu, a więc zarazem posiadaczką niemałej pensji, służbowego samochodu, kierowców, sekretarek i biura. Jak powiadają w Kancelarii Premiera, jej administracyjne królestwo rośnie równie szybko, jak zadowolenie z posiadanych przywilejów. Gdzie jednak jest praca pani minister? Gdzie jej obowiązki, by nie pytać o owoce już niemal rocznego sprawowania władzy? (...) Widać, że rola dekoratywna, jaką pełni, absolutnie ją satysfakcjonuje. W końcu napracowała się na sukces Tuska, teraz może odpocząć na eleganckiej i spokojnej synekurze".

Zmasowana, uporczywa, bezwzględna kampania przeciwko Elżbiecie Radziszewskiej, pełnomocnik rządu ds. równego traktowania, trwała właściwie od dnia jej mianowania aż do momentu odwołania. Kampanii tej nie prowadzili jednak notorycznie spoceni, nieuleczalni mizogini. O nie – na czele antyradziszewskiego frontu stały te same osoby, które dziś własną piersią bronią Joanny Muchy przed "bezlitosnym atakiem zdziczałych samców".

Według śmietanki polskich feministek Mucha jest dzisiaj obiektem frontalnej, seksistowskiej napaści, bo przebiła "szklany sufit" i ośmieliła się wtargnąć na teren zarezerwowany dotąd dla facetów.

Nie chodzi ponoć o jej kompetencje, bo przecież minister sportu, jak słyszymy, nie musi się znać na sporcie. W przypadku Radziszewskiej argumentacja była odwrotna. "Radziszewska była fatalna – mówiła cztery miesiące temu w Radiu TOK FM Kazimiera Szczuka. – Trzeba pamiętać, że zaczynała jako ktoś, kto naprawdę nie miał pojęcia o środowiskach kobiecych. Ani o organizacjach, ani o celach, ani o strategiach, ani o polityce równościowej".

Co ciekawe, w tej samej audycji Radziszewskiej broniła... Joanna Mucha, która stwierdziła, że pani minister "padła ofiarą stereotypów".

Dziennikarska pułapka

Nienawiść i pogarda dla Radziszewskiej przybierała niekiedy formy surrealistyczne. W czerwcu 2011 roku Magdalena Środa zrezygnowała z zamieszczania felietonów na stronach Wirtualnej Polski, bo na tym samym portalu swój blog założyła Radziszewska. Dla Magdaleny Środy każdy kontakt z panią minister był toksyczny. Nawet kontakt wirtualny.

Gdy więc słyszę dziś lament Środy nad ciężkim losem Joanny Muchy i jej niesprawiedliwym traktowaniem przez media i opozycję, to wstrząsa mną szczery i radosny rechot.

"Mam wrażenie, że trwa jakaś zmasowana, okropna kampania medialna przeciwko minister Musze" – pisze pani profesor w "Gazecie Wyborczej". "Mucha weszła w środek dobrze zorganizowanych układów i układzików, w środek problemów, które lawinowo narastają przed Euro. Trzeba raczej docenić jej starania, niezależność, stanowczość i skuteczność. Szybko się uczy i mam nadzieję, że przetrwa ataki medialnych kibiców, którzy, jak widać, dobrze się czują w męskim świecie sportu i z trudem znoszą kobiecą ingerencję".

Psycholog Hanna Samson jest podobnego zdania: "Tutaj widzimy jak na dłoni, co się dzieje, kiedy kobiecie uda się dotrzeć tam, gdzie przed nią nie było kobiet i jak ciężko to znoszą mężczyźni, którzy próbują ją z tego miejsca strącić".

Z kolei prof. Małgorzata Fuszara oburza się na wrednego dziennikarza, który zadał Musze pytanie o III ligę hokeja. "To jest klasyczna pułapka. Nie słyszałam, żeby ministra Zdrojewskiego ktoś przepytywał z gminnych zespołów folklorystycznych. Zadający pytanie ma ogromną władzę i jeżeli chce, to zada to pytanie tak, że ugotuje osobę pytaną, która z takiej sytuacji nie ma wyjścia".

Pani Środa i pani Samson mogą nie odróżniać kija hokejowego od baseballowego, ale powinny raczej pamiętać, że Joanna Mucha nie przebiła żadnego szklanego sufitu, bo jedną z jej poprzedniczek na tym stanowisku była Elżbieta Jakubiak (chyba że feministki nie uważają jej za kobietę). I że żyjemy w państwie, w którym kobieta była już premierem, kobieta była ministrem finansów, kobieta była prezesem Narodowego Banku Centralnego, kobieta jest prezydentem stolicy, a w najbardziej postępowej i feministycznej gazecie nad Wisłą kobieta jest nawet sekretarzem redakcji.

Profesor Fuszara zaś powinna wiedzieć, że dziennikarze często zadają trudne, podchwytliwe pytania, tak aby "ugotować" rozmówcę, i aby nie miał on "wyjścia z sytuacji". Polecam szczególnie wywiady przeprowadzane przez Monikę Olejnik w "Kropce nad i" oraz rozmowy najwredniejszego z wrednych: mojego redakcyjnego kolegi Roberta Mazurka.

No chyba że według prof. Fuszary dziennikarstwo polega wyłącznie na pisaniu komentarzy o prawie kobiet do nieograniczonej aborcji.

Suczki były OK

To zaiste intrygujące, że eksplozja solidarności z minister sportu nastąpiła dopiero wtedy, gdy premier Tusk wspomniał o "zamówieniu na Muchę". I że jednym z realizujących "zamówienie" miałby być nie kto inny, jak Konrad Piasecki, dziennikarz dotychczas raczej przychylny obecnemu rządowi.

A przecież jego pytanie o rozgrywki hokeja w Polsce to tylko wierzchołek góry – nomen omen – lodowej, żartobliwa puenta do wszystkich wcześniejszych, licznych wpadek Joanny Muchy. Począwszy od zatrudnienia na wysokim stanowisku znajomego właściciela salonu fryzjerskiego, po aferę z premią dla prezesa Narodowego Centrum Sportu.

Po drodze było jeszcze zagubienie Muchy w kwestii drużyn, które "wybrano" do finału Superpucharu. Taka nieznajomość reguł futbolu byłaby akurat kompromitująca dla każdego szefa resortu sportu, niezależnie od płci.

Profesor Fuszara dziwi się, że ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego nikt nie przepytywał z gminnych zespołów folklorystycznych i nie wciągał w pułapkę. Ano nie przepytywał i nie wciągał, bo Zdrojewski nigdy nie dał powodów do przypuszczeń, że nie ma o kulturze zielonego pojęcia. Może i nie jest najlepszym ministrem, ale nie ze względu na jaskrawą ignorancję, lecz dlatego, że podejmuje niekiedy złe decyzje. Mucha, dla odmiany, podejmuje złe decyzje, mając w dodatku dość wątłą wiedzę o sporcie.

Może jednak liczyć na wsparcie sióstr feministek, bo jest ze słusznej partii i ma słuszne poglądy. Popierała wprowadzenie parytetów, narzekała, iż Polki muszą wyjeżdżać za granicę, by dokonać aborcji, opowiadała się za radykalnym projektem ustawy o in vitro autorstwa Małgorzaty Kidawy[pauza]Błońskiej. Siostry uznały ją tym samym za swoją. A gdy nadeszła chwila próby, stanęły za nią murem. Wszak Liga nigdy cię nie zdradzi...

Szkoda, że feministki nie były tak gorliwe w obronie godności kobiety, gdy niektóre media naśmiewały się na przykład z wyrazu twarzy Anny Fotygi. Albo wtedy, gdy prowokowały Annę Sobecką, by powiedziała coś o seksie i aby cała Polska mogła się ponabijać z "radiomaryjnej fanatyczki". Albo wtedy, gdy Tomasz Wołek nazwał Beatę Kempę "bitą chamicą prymitywną". Albo wtedy, gdy Kazimierz Kutz opluwał w TVN 24 wspomnianą Elżbietę Jakubiak, bo nie podobało mu się, że nosiła żałobę po ofiarach katastrofy smoleńskiej. Albo wtedy, gdy jeden z polityków PO zdefiniował młode kandydatki PiS do Sejmu jako "suczki".

Nie przypominam sobie, by Fuszara, Samson i Środa zażądały od Kutza przeprosin za skandaliczne zachowanie i nie przypominam sobie, by nazwały Tomasza Wołka "bitym chamem prymitywnym" (swoją drogą, gdyby były naczelny "Życia" pozwolił sobie na takie dictum w USA, Niemczech czy Szwecji, spotkałby go zawodowy ostracyzm i nikt nie zaprosiłby go już do żadnego studia. Nigdy).

Dżentelmeni z TOK FM

Zresztą piątkowy program Jacka Żakowskiego w TOK FM, w którym Wołek wykazał się swoją iście oksfordzką ogładą, słynie z tego typu wyskoków. Kolejny stały gość Żakowskiego, Tomasz Lis, niegdyś wulgarnie przedrzeźniał Joannę Lichocką. Kiedy grupa prawicowych publicystów wystosowała list protestacyjny, Żakowski z Lisem jęli obrażać... jego sygnatariuszy.

"Ci Państwo, niemal w komplecie tworzący zwartą grupkę o jednoznacznej orientacji ideologicznej, nie protestowali ostatnio, gdy okazało się, że wiadomości TVP są programem politycznie manipulowanym" – ripostował Lis. "Protestują w sprawie kichnięcia, a nie są w stanie dostrzec huraganu. Tym Państwu, poza wszystkim innym, najwyraźniej brakuje poczucia humoru. Wierzę, że nie z powodu, jaki sygnalizował w swoim czasie Włodzimierz Majakowski, pisząc, że żeby się śmiać, trzeba mieć twarz".

Wtórował mu Żakowski: "To jest grupka osób, której w większości nie przeszkadza dręczenie i obrażanie ludzi. Ale jak zobaczą jakiś żarcik, który dotyczy ich lub kogoś z ich środowiska, to nadymają się do rozmiarów księżyca i bujają w świętym oburzeniu. (...) Na nadętych nie ma rady".

Może więc uznamy, że jedyny rzeczywiście ohydny i seksistowski atak na Muchę – dowcip Jana Tomaszewskiego o krowach zapładnianych lodem – to niewinny "żarcik", a wszyscy ci, którzy krytykowali posła PiS, po prostu "nadymają się do rozmiarów księżyca i bujają w świętym oburzeniu".

Różnica polega na tym, że Tomaszewski ostatecznie poszedł po rozum do głowy, kupił bukiet kwiatów i przeprosił panią minister. Żakowski, Lis i Wołek nigdy publicznie nie przeprosili ani Beaty Kempy, ani Joanny Lichockiej.

Trudno w to uwierzyć, ale Jan Tomaszewski okazał się większym dżentelmenem niż, pożal się Boże, arbitri elegantiae polskiej żurnalistyki.

Autor jest publicystą tygodnika "Uważam Rze"

Trzy lata temu w "Fakcie" ukazał się tekst Magdaleny Środy, z którego pozwolę sobie zacytować pewien fragment: "Podatnicy wydają niemałe pieniądze na apanaże dla minister Radziszewskiej. Jest ona sekretarzem stanu, a więc zarazem posiadaczką niemałej pensji, służbowego samochodu, kierowców, sekretarek i biura. Jak powiadają w Kancelarii Premiera, jej administracyjne królestwo rośnie równie szybko, jak zadowolenie z posiadanych przywilejów. Gdzie jednak jest praca pani minister? Gdzie jej obowiązki, by nie pytać o owoce już niemal rocznego sprawowania władzy? (...) Widać, że rola dekoratywna, jaką pełni, absolutnie ją satysfakcjonuje. W końcu napracowała się na sukces Tuska, teraz może odpocząć na eleganckiej i spokojnej synekurze".

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?