Zawody reglamentowane i wolność - Marczuk

Zwolennicy paternalizmu mówią: ludzie są za głupi, aby kupić mieszkanie czy nauczyć się, jak jeździć samochodem, więc potrzebują do tego licencjonowanych specjalistów. Tyle że w konstrukcji tego wywodu tkwi głęboka pogarda dla jednostek – uważa publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 12.03.2012 19:15

Bartosz Marczuk

Bartosz Marczuk

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Reakcja na otwarcie dostępu do zawodów, które zaproponował minister Jarosław Gowin, jest tak naprawdę w skali mikro próbą na naszą emancypację w stronę wolności i porzucenia PRL-owskiej mentalności kolektywistycznych niewolników. Każdy z nas powinien w tej dyskusji odpowiedzieć sobie na dwa zasadnicze pytania:

Pierwsze – na ile jest więźniem homo sovieticusa czy „warunkowanym" od kołyski bohaterem powieści Huxleya „Nowy wspaniały świat", a na ile chce być jednostką, która jest odpowiedzialna za swój los. Na własną odpowiedzialność, rzecz jasna.

Drugie – na ile wsiąkł w kolektywistyczne schematy, które zostały mu podpowiedziane, narzucone, wręcz wwiercone w głowę, a na ile potrafi się od nich oderwać.

Dyskusja wokół większej swobody w wykonywaniu poszczególnych profesji może więc być okazją do wyzwolenia się z powtarzanych stereotypów, schematów, utartych ścieżek i intelektualnych pułapek. Podstawowe linie podziału, na podstawie których możemy analizować te propozycje, są trzy.

Paternalizm kontra wolność

Słowo „pater" po łacinie znaczy ojciec. Stąd paternalizm. Doktryna, zgodnie z którą jednostka jest tak słaba, głupia i ograniczona, że nie jest w stanie sama dokonać właściwych dla siebie wyborów i musi w tym wyręczyć ją państwo – swoistego rodzaju ojciec. To na niej wyrosły reżimy, dyktatury, systemy społeczne uzurpujące sobie bezwzględne prawo do decydowanie o losach ludzi.

Obywatelom mówi się tak: jesteście za mało dojrzali, aby o sobie decydować. Zrobimy to za was my. Skrajne przypadki światów zaklętych w tym dogmacie opisywali w pierwszej połowie ubiegłego wieku właśnie Huxley czy George Orwell w „Roku 1984". Przestrzegali nas wtedy przed tym, aby nie pozwolić, by państwo zawłaszczało nasze wolności. W swoich antyutopiach opisywali Wielkiego Brata i Republikę, która zajmowała się tzw. warunkowaniem już od kołyski. Tym tworom chodziło o to, aby ludzie byli jak najmniej indywidualistami, a jak najbardziej kolektywistycznymi wykonawcami woli wszechogarniającego państwa. Efekt? Kompletne zniewolenie.

Wróćmy do dyskusji o zawodach. Czyż nie do tych samych wartości odwołują się piewcy i obrońcy ich regulacji? Ich wywód jest następujący: ludzie są za głupi, aby kupić mieszkanie czy nauczyć się jak jeździć samochodem, dlatego potrzebują do tego licencjonowanych (przez nas, my wiemy lepiej) specjalistów. W samej konstrukcji tego wywodu tkwi głęboka pogarda dla jednostek.

W ślad za tym tropem myślenia postawmy sobie następujące pytania: Jeśli ktoś ma wydać kilkaset tysięcy złotych na mieszkanie czy dom, to czy nie może skorzystać z dowolnego pośrednika, jaki jest na rynku? Czy nie ważniejsza jest wolna wola człowieka, który chce podpisać umowę z drugim, niż państwowa ingerencja, kto ma w tym pośredniczyć? Jakie jest prawo państwa do arbitralnego wyznaczania nam, kto ma się zająć transakcją, którą chcę przeprowadzić. A jeśli mam zaufanie do zupełnie kogoś innego, dlaczego nie mogę skorzystać z jego usług?

Czas na wyzwolenie się z pułapki paternalizmu. Wolni ludzie powinni mieć możliwość podejmowania wolnych wyborów. Ważne, że robią to na własne ryzyko. Nawet jeśli mogą narazić na szwank swój majątek czy inne dobra. Ważne jednak, że to jest ich wybór. Państwo wcale nie wie, co jest dla nas lepsze. Często natomiast, pod płaszczykiem troski, stoi na straży interesu określonych grup.

Zaufanie kontra kontrola

Egzamin na prawo jazdy w USA. Do punktu egzaminacyjnego podjeżdżam samochodem kolegi około godziny 10 rano. Wcześniej nie ukończyłem żadnych kursów, szkoleń, nie musiałem wydawać na to pieniędzy czy marnować czasu. Około godziny 12, po teście teoretycznym i praktycznym, wychodzę z dokumentem upoważniającym mnie do jazdy po Stanach. A jak jest w Polsce? Godziny obowiązkowych jazd, przygotowań do testów, kursy, a później w większości niezdany za pierwszym razem egzamin. Nazwijmy to po imieniu: mafijny system represji i wyciągania od ludzi pieniędzy.

To dramatyczna różnica w podejściu do obywateli. U nas podlegają kontroli i wyzyskowi, w USA, akurat w tym przypadku, się im ufa. A powinniśmy przecież wychodzić z założenia, że nikt przy zdrowych zmysłach nie chce zrobić sobie na drodze krzywdy. Możemy też na egzaminie skontrolować jego umiejętności. Sprawdzamy tylko to, co umie, a nie budujemy całego systemu kontroli. Po co zmuszać ludzi do dodatkowych obowiązków, które w ostatecznym efekcie wcale nie przyczyniają się do poprawy sytuacji zarówno ogółu, jak i jednostek? Trudne do pojęcia.

Powinniśmy wyrwać się z okowów mentalnego zniewolenia. To co jest dla nas nie do pomyślenia, wcale nie musi oznaczać, że tak jest. Może do zawarcia dwustronnej umowy o kupno mieszkania wcale nie jest potrzeby notariusz, może do tego, aby dostać prawo jazdy, wcale nie trzeba kończyć specjalnych kursów, może do udzielania porad prawnych wcale nie potrzeba mieć tytułu radcy prawnego, może do tego, aby ściągać należności, nie trzeba być komornikiem?

Te przykłady można mnożyć w nieskończoność. Powinniśmy wrócić do kultury dwustronnych umów wolnych ludzi, którzy w razie, gdy ktoś ich oszuka, mogą błyskawicznie odwołać się do sądu i uzyskać tam sprawiedliwość. Zamiast tego brniemy w kolejne regulacje.

Czy możliwe jest, aby dana profesja miała zapisane w swoim kodeksie etycznym, że nie wolno jej od klienta pobrać niższej opłaty, niż ustalona na maksymalnym poziomie? Wydaje się to czystą aberracją. Ale taka była praktyka wśród notariuszy. Innymi słowy – jeśli któryś rejent chciałby od klienta wziąć mniej niż maksimum, postępuje nieetycznie. Co więcej, nie może też przejąć sprawy innego notariusza, jeśli klient szuka tańszej oferty. Paranoja. To tak, jakby mechanicy samochodowi założyli, że za wymianę kompletu opon zimowych na letnie obowiązywała stawka od 50 do 150 zł, a ten, kto nie weźmie tej ostatniej stawki, był nieetyczny.

Rynek kontra zmowa

To jest właśnie prawdziwa cena, jaką płacimy za regulowane zawody. Nad Wisłą mieszka 37 mln obywateli, a „dorobiliśmy" się zaledwie 1000 komorników. Chyba nie trzeba nikomu mówić, że jest miejsce dla wielu innych osób, które chciałyby się podjąć ściągania długów – zatory płatnicze to wciąż wielki problem przedsiębiorców. Tyle tylko, że do zawodu wpuszczają jego przedstawiciele. A tym nie zależy na konkurencji.

W przypadku piszącego te słowa byłoby tak: jestem dziennikarzem i nie chcę, aby na rynku pojawili się nowi, bo to zagraża mojej pozycji. Wobec tego „kupuję" sobie u polityków prawo do wyznaczania, kto jest dziennikarzem i to ja ich licencjonuję. Wiadomo, że zbyt duża ich liczba działa na moją szkodę, wobec tego dopuszczam nielicznych i tych, których chcę – zwykle słabszych, bo boję się konkurencji. Jaki jest tego efekt? Artykuły są słabe, klienci przepłacają za moje usługi, nie ma konkurencji, więc się niespecjalnie staram. Tracą na tym wszyscy, zyskuję tylko ja i wąska grupa mi podobnych.

To jest prawdziwa cena, jaką płacimy za zamknięte zawody. Nie dajmy się zwieść argumentom o lepszej jakości usług czy lepszej ofercie. Jest dokładnie odwrotnie.

Larum, jakie podnoszą przedstawiciele zawodowych lobby, jest zwodnicze. Jeśli dopuścimy na rynek większą liczbę osób, wyjdzie to na dobre wszystkim. Nie przekonywający jest także argument tych, którzy mają już licencje i wskazują, że ponieśli określone koszty, aby je zdobyć. Wszak mogą się tym chwalić, i dzięki temu mają na rynku przewagę nad tymi, którzy zostaną dopiero adeptami danej profesji.

Ważniejsze jest jednak co innego. Wyłom w zawodach regulowanych może uruchomić proces ucieczki do wolności.

Reakcja na otwarcie dostępu do zawodów, które zaproponował minister Jarosław Gowin, jest tak naprawdę w skali mikro próbą na naszą emancypację w stronę wolności i porzucenia PRL-owskiej mentalności kolektywistycznych niewolników. Każdy z nas powinien w tej dyskusji odpowiedzieć sobie na dwa zasadnicze pytania:

Pierwsze – na ile jest więźniem homo sovieticusa czy „warunkowanym" od kołyski bohaterem powieści Huxleya „Nowy wspaniały świat", a na ile chce być jednostką, która jest odpowiedzialna za swój los. Na własną odpowiedzialność, rzecz jasna.

Drugie – na ile wsiąkł w kolektywistyczne schematy, które zostały mu podpowiedziane, narzucone, wręcz wwiercone w głowę, a na ile potrafi się od nich oderwać.

Dyskusja wokół większej swobody w wykonywaniu poszczególnych profesji może więc być okazją do wyzwolenia się z powtarzanych stereotypów, schematów, utartych ścieżek i intelektualnych pułapek. Podstawowe linie podziału, na podstawie których możemy analizować te propozycje, są trzy.

Paternalizm kontra wolność

Słowo „pater" po łacinie znaczy ojciec. Stąd paternalizm. Doktryna, zgodnie z którą jednostka jest tak słaba, głupia i ograniczona, że nie jest w stanie sama dokonać właściwych dla siebie wyborów i musi w tym wyręczyć ją państwo – swoistego rodzaju ojciec. To na niej wyrosły reżimy, dyktatury, systemy społeczne uzurpujące sobie bezwzględne prawo do decydowanie o losach ludzi.

Obywatelom mówi się tak: jesteście za mało dojrzali, aby o sobie decydować. Zrobimy to za was my. Skrajne przypadki światów zaklętych w tym dogmacie opisywali w pierwszej połowie ubiegłego wieku właśnie Huxley czy George Orwell w „Roku 1984". Przestrzegali nas wtedy przed tym, aby nie pozwolić, by państwo zawłaszczało nasze wolności. W swoich antyutopiach opisywali Wielkiego Brata i Republikę, która zajmowała się tzw. warunkowaniem już od kołyski. Tym tworom chodziło o to, aby ludzie byli jak najmniej indywidualistami, a jak najbardziej kolektywistycznymi wykonawcami woli wszechogarniającego państwa. Efekt? Kompletne zniewolenie.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?