Kiedy jeszcze Polska była skuta styczniowymi mrozami, opozycja i krytycy rządu nabrali nadziei, że Platforma wreszcie przestaje być taka teflonowa. Na jej wizerunku pojawiły się bowiem rysy. Jeśli zaś są rysy, to za chwilę potęga partii zacznie się kruszyć – przepowiadali.
Rzeczywiście, pierwszy raz od pięciu lat partia Donalda Tuska wpadła w poważne tarapaty. Porażka goniła porażkę. Tłumy ludzi w podeszłym wieku biegały bezradnie po przychodniach i aptekach, a tłumy młodych biegały po ulicach, by protestować przeciwko umowie ACTA. Na to nałożyła się sprawa podniesienia wieku emerytalnego, która przeciw rządowi zjednoczyła niemal wszystkich wyborców. Sondaże zareagowały. Porządny spadek we wszystkich badaniach wywołał strach w Platformie, a nadzieję u Palikota oraz w Prawie i Sprawiedliwości.
A kiedy młody szef krakowskiej PO Łukasz Gibała, którego największą zaletą było to, że jest siostrzeńcem Jarosława Gowina, ogłosił, iż przechodzi do Ruchu Palikota, media wpadły w ekstazę. Z niewielkiego przecież zdarzenia „Gazeta Wyborcza" zrobiła czołówkę wydania. Niezbyt znany wcześniej poseł stał się bohaterem dnia. W serwisach informacyjnych powtarzano jak mantrę, że koalicji rządowej została przewaga już tylko trzech głosów. To początek końca – rozmarzyli się pisowcy. Wszyscy wypatrują, kiedy następni sfrustrowani posłowie Platformy zaczną opuszczać swój statek. Współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego zaczęli nawet rozpuszczać sondażowe plotki o możliwym wotum nieufności dla rządu i wystawieniu Zyty Gilowskiej na urząd premiera. Szef PJN Paweł Kowal ogłosił zaś w salonie24, że jesienią mogą się odbyć przyspieszone wybory.
Bunt uśmierzony
Czy rzeczywiście w najbliższym czasie czekają nas poważne wstrząsy? Wydaje się to mało prawdopodobne.
Sprawa ACTA została opanowana. Bunt skanalizowano, rząd organizuje spotkania z niezadowolonymi, słucha ich, wciąga do wspólnego działania. Cokolwiek to znaczy i jakiekolwiek są tego intencje, trudno sobie wyobrazić drugi tak potężny bunt w tej sprawie skierowany przeciwko rządowi. Zwłaszcza że Donald Tusk w liście do szefów europejskich partii dokonał zwrotu o 180 stopni i sam stanął na czele oburzonych.