Ostatnio ONZ opublikowała pierwszy światowy raport szczęścia stworzony przez znanego lewicowego ekonomistę Jeffreya Sachsa. Potwierdza on od dawna lansowaną tezę, że dla poczucia szczęścia od bogactwa ważniejsze są takie czynniki, jak równość społeczna, rozwinięta pomoc socjalna i poczucie bezpieczeństwa na rynku pracy.
Ułuda profesora Sachsa
To pierwszy raport ONZ, ale nie pierwszy raport stworzony przez lewicowych naukowców. Wpisuje się on idealnie w narzucanie światu przez ONZ swojej socjalizującej ideologii. Zaskakujące tylko, jak bardzo prostacki jest tym razem raport profesora Sachsa. Bo w końcu kto zaprzeczy, że ludzie są szczęśliwsi, jeśli mają pracę i środki do utrzymania rodziny?
Większość wniosków, pomijając rzecz jasna te czysto ideologiczne, to znane wszystkim oczywistości, tyle że ujęte w język brzmiący bardziej naukowo. Oczywiście, trudno w 157-stronicowym opracowaniu nie wymyślić nowych faktów, jednak w raporcie tym nie widzę nic, z czym nie spotkałem się już wcześniej w moich badaniach nad lansowaną od wielu lat ekonomią szczęścia.
Od dawna bowiem można zauważyć, że wszystkie przedstawiane przez ONZ statystyki i opracowania mają jeden cel: dać ONZ i jej państwom członkowskim więcej władzy nad naszym życiem i, co za tym idzie, więcej naszych pieniędzy. Nieco ironizując, można by powiedzieć, że w tych najnowszych badaniach zabrakło jednego kluczowego pytania: „czy byłbyś szczęśliwszy, gdyby nie wydawano bilionów dolarów na funkcjonowanie ONZ?". Jeffrey Sachs dostał za zadanie stworzenie ułudy, że rządy mogą czytać w naszych myślach i dowiadywać się, czego tak naprawdę pragniemy; co w rzeczywistości daje nam szczęście. On i jemu podobni sporządzają fałszywe statystyki, które pozwalają rządom tłumaczyć swój interwencjonizm gospodarczy.
Tylko jak uczy historia, czyli fakty, a nie kreatywnie przygotowane kwestionariusze z pytaniami, zaangażowanie państwa w gospodarkę i w nasze życie prowadzi do katastrof i olbrzymich nieszczęść.
Zabrać bogatym, dać biednym
Ekonomia szczęścia często mówi o potrzebie równości społecznej. Równość ta jednak nie jest równością, bo wcale nie oznacza traktowania wszystkich jednakowo, zgodnie z tym samym prawem. Oznacza natomiast równość materialną, czyli wykreowaną przez ideologię komunistyczną antyutopię sprawiedliwości.
Rząd twierdzi, że dzięki temu, iż zabierze ludziom bogatym – a więc i bardzo szczęśliwym – trochę bogactwa i przekaże je ludziom biednym – a więc nieszczęśliwym – uda mu się zwiększyć „średnią krajową szczęścia". Bogacze ledwo zauważą stratę, a dla biedaków będzie to znaczne zwiększenie ich poziomu życia. Z tym że takie uzasadnienie nie jest w żaden sposób dopuszczalne.
Ludzie, których wykańczają podatki, są na pewno bardzo niezadowoleni, a ich nieszczęście przekracza wszelkie ewentualne korzyści innych ludzi, bo przecież jest jeszcze kwestia prawdziwej sprawiedliwości. Ludzie ci mają prawo czuć się ograbieni, więc są tym bardziej nieszczęśliwi.
Szczęście nie jest pojęciem obiektywnym, ale absolutnie subiektywnym. Oznacza to, że istnieje ono tylko w umyśle człowieka i nigdy nie może być zmierzone przez nikogo z zewnątrz. Państwo, które udaje, że może planować nasze szczęście, powtarza znaną od dawna marksistowską tezę „od każdego według jego zdolności, każdemu według jego potrzeb". Idea ta została dawno wyrażona w „Manifeście komunistycznym", a dziś jest formułowana w nowym, naukowym języku. Jednak państwo nie potrafi zmierzyć ani szczęścia, ani zdolności, ani potrzeb.