Agresja, której jesteśmy świadkami, ofiarami lub sprawcami (często jednocześnie i tym, i tym, i tym) wydaje się niegroźna, bo ogranicza się do słów. Ponieważ cechą charakteru narodowego Polaków była zawsze pewna letniość i niewyciąganie konsekwencji z ideologicznych założeń, których przyjęcie w innych krajach prowadziło do wzajemnego zabijania się, można mieć nadzieję, że skutki obecnej agresji też ograniczą się do słów. Sprzyja temu również natura współczesności, której jedną z cech jest pewne wyłagodzenie, odgrywanie konfliktów, które niegdyś prowadziły do mordowania się jako wirtualnego teatru. Jest to jednak tylko nadzieja, a zabójstwo śp. Marka Rosiaka dowodzi, że niekoniecznie musi ona się urzeczywistnić. Fala nienawiści może zacząć przynosić krwawe owoce.
Bębenek podbijają obie strony; odpowiednikiem Macierewicza w turbanie są Komorowski i Tusk w budionówkach na szpaltach "Gazety Polskiej". Ale jak zawsze większa jest odpowiedzialność strony mocniejszej i rządzącej. Czyli strony, po której sytuuje się obecny "Newsweek". Jego redaktor naczelny lubi określać oponentów słowami typu "pałkarz z brukowca, mentalny żul i bęcwał", protestując jednocześnie przeciw drążącej jego zdaniem polskie życie publiczne "kombinacji nienawiści i szaleństwa". Czy zdarza mu się zajrzeć do lustra?
Podpisuję się pod słowami Czarzastego.