Sawicka, żałosny Dreyfus

Fakt, iż sąd nie dopatrzył się niczego nagannego w działaniach CBA, jest niezwykle istotny systemowo - podkreśla publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 17.05.2012 19:30

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Wyrok skazujący byłą posłankę Beatę Sawicką (sąd uznał w pełni jej winę i skazał ją na bezwzględne więzienie) jest niezwykle ważny i to przede wszystkim nie z przyczyn politycznych.

Najistotniejszym bowiem aspektem sprawy Sawickiej (organicznie związanym z jej treścią polityczną, ale z nią nie tożsamym) była podejmowana w związku z tą aferą próba de facto uniemożliwienia karnego zwalczania korupcji.

To mocny zarzut. Ale jak inaczej zinterpretować mnożone przy okazji tej sprawy przez mainstreamowe media postulaty oznaczające realne odebranie organom ścigania narzędzi, za pomocą których mogą one korupcję ścigać?

Wyrwać służbom zęby

Przecież dokładnie taki byłby skutek realizacji np. żądania, by prowokacja policyjna była możliwa tylko wobec osób, co do których już w momencie jej zarządzania zgromadzone są dowody w sensie procesowym (samo w sobie absurdalne, bo prowokacja ma przecież służyć zgromadzeniu takich dowodów). A jaki byłby efekt wprowadzenia do polskiego prawodawstwa zasady „owoców zatrutego drzewa", na mocy której dowody uzyskane przez służby w sposób uznany za sprzeczny z prawem są automatycznie nieważne? A uzależnienie prowokacji od zgody nie tylko - jak obecnie - prokuratora generalnego, ale i sądu?

Oczywiście, podobne zapisy istnieją w prawodawstwie niektórych krajów. Ale literalnie tożsame przepisy mają różne skutki w różnym otoczeniu kulturowym. W polskich warunkach, w warunkach społeczeństwa zdezintegrowanego i pozbawionego silnych kulturowych barier, w którym tolerancja dla korupcji jest zdecydowanie większa niż np. w krajach skandynawskich czy nawet anglosaskich, efekty wprowadzenia takich obostrzeń byłyby opłakane. Zwłaszcza w sytuacji, w której rządzący, tak jak obecnie, mogą liczyć na przychylność większości mediów, które z reguły bronią ich przed korupcyjnymi zarzutami.

Dlatego fakt, iż sąd nie dopatrzył się niczego nagannego w działaniach CBA, jest niezwykle istotny systemowo.

Jest też ważny politycznie, bo sprawa Sawickiej symbolizowała „kaczystowskie zbrodnie" na równi z aferą gruntową Leppera czy samobójstwem Barbary Blidy.

Na równi, a może i bardziej. Bo „ofiarą" CBA padł tu nie szef Samoobrony, polityk dotąd tak niecierpiany przez salon, że przekreowanie go z czarnego charakteru na skrzywdzone niewiniątko wymagało od mainstreamowych mediów wykonywania męczącej „stójki z przewieszką". I nie polityk SLD, partii jeszcze przed chwilą rządzącej, której działacze różnego szczebla przed momentem byli, również przez te media, wręcz taśmowo demaskowani jako skorumpowowani.

W dodatku te łzy, ta kobieta płacząca przed kamerami! Ten aspekt damsko-męski, rzekome wykorzystanie czystego uczucia niewinnego sejmowego dziewczęcia przez cynicznego agenta!

To przyswojenie przez Sawicką dla potrzeb mediów modnego, feministycznego języka („jeśli chce się upodlić kobietę, najprościej uderzyć w jej seksualność")! Zbitka z propagandowego punktu widzenia warta każdych pieniędzy.

O laur polskiego Zoli

Przez miesiące i lata dziennikarski mainstream i pajace z show-biznesu robili wszystko, aby sprawę zabsurdalizować, wytworzyć wrażenie, że była ona efektem bezprawnej prowokacji, że zakochana posłanka ślepo wykonywała kolejne żądania zbrodniczego agenta Tomka. Sama Sawicka doceniała tę robotę mediów, parokrotnie publicznie dziękowała dziennikarzom za pomoc i wykazywaną przy relacjonowaniu jej sprawy postawę.

Co bardziej fanatycznym kibicom obecnego rządu była posłanka jawiła się niemal jako ktoś na kształt Dreyfusa IV RP, a wśród mainstreamowych dziennikarzy trwało współzawodnictwo o to, kto w tej sprawie zdobędzie laur polskiego Zoli...

Po środowym wyroku z tych nastrojów pozostało niewiele; w powietrzu zawisł nastrój rozczarowania. Mainstreamowi komentatorzy starają się, na ile to możliwe, zatrzeć to wrażenie. Dominika Wielowieyska z „GW" obwieszcza, że wyrok nie oczyszcza CBA (zrozumienie, jak godzi to ze stwierdzeniem sądu, iż „dowody wykluczają, by czynności CBA miały polityczny podtekst", wykracza poza moje możliwości pojmowania). Całokształt ówczesnych działań „służb specjalnych, prokuratury i mediów publicznych" określa mianem „zbrodni politycznej".

A żeby wykazać, że Mariusz Kamiński wykonywał polityczne zamówienie Kaczyńskiego, Wielowieyska tradycyjnie cytuje słynne zdanie, wypowiedziane przez niego na konferencji prasowej po zatrzymaniu Sawickiej („Polacy powinni wiedzieć, na kogo głosować"). I równie tradycyjnie pomija jego dalszą część, w której szef CBA stwierdzał, że nie chodzi o przynależność partyjną kandydatów, bo „zawsze ludzie są najsłabszym ogniwem, żadne ugrupowanie nie ma monopolu na czystość ani żadne ugrupowanie nie ma monopolu, by określać je mianem skorumpowanego").

Dziennikarka „GW" wyrzuca PiS, że za jego czasów „łapano płotki, byle tylko sprawę dało się wykorzystać w kampanii. A grube i trudne sprawy, jak afera dotycząca MSWiA i informatyzacji... leżały odłogiem".

Trochę to dziwne, zważywszy, że przytaczana przez Wielowieyską sprawa dotyczy wyłącznie... okresu rządów Platformy, co bynajmniej nie jest wiedzą tajemną. Ale, jak rozumiem, Kamiński powinien kupić agentowi Tomkowi machinę czasu, a fakt, że tego nie zrobił, to po prostu kolejna pozycja w katalogu jego zbrodni...

Agent Tomek w machinie czasu

Wielowieyska pisze, że „za czasów rządu Jarosława Kaczyńskiego CBA koncentrowało się na ściganiu politycznych konkurentów PiS, czyli ludzi związanych z PO i SLD". Zostawmy na boku Tomasza Lipca i innych zatrzymywanych wówczas nieuczciwych pisowców. Zastanówmy się natomiast, czy dziennikarka „GW" zamiast „politycznych konkurentów PiS" nie powinna napisać „establishmentu III RP". I czy w takim wypadku jej słowa nie byłyby bliższe prawdy, i nie otwierałyby możliwości dialogu.

Bo czy ów establishment naprawdę nie był przeżarty nieuczciwością i przez długie lata bezkarny? Czy to nie on był głównym rozsadnikiem korupcji? Czy jeśli naprawdę służby zwracały wtedy na ów establishment szczególną uwagę, nie miały w jakimś zakresie racji?

Pytania te są jednak bezprzedmiotowe, bo Wielowieyska, publicystka skądinąd inteligentna, w tej akurat sprawie od intelektualnej analizy wolała ciosy cepem.

Autorka „GW" ogranicza się do tłumaczenia czytelnikom, w których głowach na skutek wyroku mogło powstać zamieszanie, jego rzekomego prawdziwego sensu (winna Sawicka, ale winne też ówczesne kierownictwo CBA oraz PiS).

Natomiast Bogdan Wróblewski, reporter sądowy, w dziedzinie walki z byłym szefostwem Centralnego Biura pióro numer jeden „Gazety", idzie dalej. Wyraża otwarcie rozczarowanie wyrokiem, który „nie wyznacza legalnych granic działań służb specjalnych". Ma nadzieję na inne rozstrzygnięcie w kolejnej instancji. I chyba próbuje to inne rozstrzygnięcie uprawdopodobnić, bo cytuje (formalnie pod adresem sędziego, który orzekał w środę, ale tak naprawdę, jak sądzę, adresując je do sędziów, którzy sprawą dopiero zajmą się po złożeniu odwołania od wyroku) następujący fragment zasłyszanej niegdyś podobno rozmowy dwóch sędziów:

„Pierwszy sędzia mówił: Gdyby do mnie przyszli z propozycją łapówki, odmówiłbym, znam siebie". A drugi na to: „Według sondaży ponad połowa Polaków uważa, że korupcja to problem w wymiarze sprawiedliwości. Czy dopuszczasz więc, że agent CBA zrobi na tobie test?".

Co ma zrobić sędzia, wysłuchawszy tej przypowieści? Ma się przestraszyć...

***

To wszystko byłoby śmieszne, gdyby nie było przerażająco smutne. Bo to bardzo smutne, kiedy polityczne zacietrzewienie prowadzi uczciwych ludzi do kreowania klimatu, w którym ci mniej uczciwi mogą liczyć na huraganowe wsparcie medialne, jeśli tylko ich kombinacje zdemaskuje ktoś niewłaściwy.

Wyrok skazujący byłą posłankę Beatę Sawicką (sąd uznał w pełni jej winę i skazał ją na bezwzględne więzienie) jest niezwykle ważny i to przede wszystkim nie z przyczyn politycznych.

Najistotniejszym bowiem aspektem sprawy Sawickiej (organicznie związanym z jej treścią polityczną, ale z nią nie tożsamym) była podejmowana w związku z tą aferą próba de facto uniemożliwienia karnego zwalczania korupcji.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?