Żaden z kilkunastu poprzednich "kluczowych szczytów" nie przyniósł przełomu w walce z kryzysem - mimo zapewnień politycznych przywódców, że właśnie minęliśmy ostatni zakręt i wyszliśmy na prostą. Po początkowej euforii, kilku dniach giełdowych zwyżek i spadków rentowności obligacji, zazwyczaj przychodziło otrzeźwienie. Wracało poczucie, iż liderzy Starego Kontynentu są całkowicie bezradni: zarówno wobec problemów państw, przygniecionych ciężarem długów, jak i kłopotów banków, sparaliżowanych toksycznymi aktywami.
Jednak tym razem przełom rzeczywiście nastąpił. Unia zmieniła taktykę: przestała obsesyjnie myśleć o tym, jak zmusić południe Europy do jeszcze większych oszczędności. Przestała stawiać wyśrubowane warunki dla krajów, które chciałyby otrzymać pomoc finansową. Przestała szukać nowych pieniędzy, którymi można by zasilić fundusz ratunkowy, lecz zaczęła się zastanawiać, jak lepiej wykorzystać te, które ma do dyspozycji. I, co najistotniejsze, przestała podążać krok w krok za Angelą Merkel.
Kolejka do wierzytelności
Atmosfera przed szczytem była niezwykle napięta. Wydawało się, że nic już nie uchroni przed finansową zarazą dwóch kolejnych krajów eurolandu: Hiszpanii i Włoch. W tym pierwszym załamał się sektor bankowy i tylko obietnica wsparcia ze strony UE powstrzymała rynkową panikę. Oprocentowanie obligacji od kilku tygodni systematycznie rosło, a premier Mariano Rajoy przestrzegał, iż za chwilę hiszpański rząd nie będzie w stanie finansować swojej działalności. Z kolei jego włoski kolega Mario Monti zapowiedział, iż jest gotów siedzieć w Brukseli aż do skutku dopóki nie uzyska gwarancji, iż Unia coś wreszcie zrobi z przerażającą galopadą spreadów.
Upór obu premierów przyniósł skutki. Rada Europejska podjęła kilka decyzji, które mogą wreszcie wyprowadzić państwa i banki z niebezpiecznego korkociągu. Mogą, chociaż oczywiście nie muszą. Ułaskawienie jeszcze nie nadeszło, ale pojawiła się iskierka nadziei.
Najważniejsza bodaj zmiana dotyczy funkcjonowania Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej (który ma się wkrótce przekształcić w Europejski Mechanizm Stabilizacyjny EMS). Fundusz ten miał być kołem ratunkowym dla zadłużonych państw, ale jego działanie sprowadzało się wyłącznie do udzielania pożyczek i pilnowania, czy beneficjent spełnia wszystkie warunki pomocy. Rada postanowiła, że EMS będzie mógł także kupować obligacje państw eurolandu oraz bezpośrednio dokapitalizowywać banki.