Reklama

Hiszpania ma na czym oszczędzać

Hiszpania nie potrzebuje proponowanej przez europejskich polityków i ekonomistów polityki zwiększania wydatków budżetowych - przekonuje ekonomista

Publikacja: 18.07.2012 19:58

Hiszpania ma na czym oszczędzać

Foto: archiwum prywatne

Red

Hiszpańska gospodarka znalazła się w tarapatach przez bańkę spekulacyjną, jaką zafundowaliśmy sobie przez tanie kredyty. To stąd wzięło się zepsucie bilansów banków hiszpańskich i konieczne ich dokapitalizowanie, konieczne według rządu hiszpańskiego i brukselskich urzędników.

Błędny dogmat

Podstawową przyczyną tego stanu rzeczy jest pewien dogmat ekonomiczny, według którego wzrost gospodarczy uzależniony jest od sektora bankowego. W tym scenariuszu gospodarka rośnie, jeśli rośnie liczba kredytów dla przedsiębiorstw i gospodarstw domowych. Żeby to było możliwe, trzeba w sposób sztuczny kreować pieniądze i kredyty. I ta nienaturalna praktyka prowadzi zawsze do rozdęcia sektora finansowego, co na pozór pozwala zwiększyć zatrudnienie i poprawić jakość życia. Tym sposobem mieliśmy setki tysięcy miejsc pracy w budownictwie oraz domów i mieszkań dla rodzin. Z tym że wysyłając do społeczeństwa ten fałszywy impuls, skrzywdzono ludzi (bo bańka pękła), a dzisiaj robotnicy nie mają pracy, a mieszkania stoją puste.

Gospodarka powinna się rozwijać w sposób naturalny, oparty na jej możliwościach, a akcja kredytowa musi mieć pokrycie w realnych ludzkich oszczędnościach. Kiedy społeczeństwo nie oszczędza (a Hiszpanie mało oszczędzają), kredytów powinno być niewiele.

Pierwszym sposobem rozwiązania kryzysu w ogóle powinno być więc odejście od uprzywilejowania sektora bankowego. Dogmat ten jest spuścizną po myśli Keynesa, który w wielkim skrócie uważał, że z pustego to i Salomon naleje. Tym Salomonem są banki, które mają uprzywilejowaną pozycję wśród podmiotów gospodarczych, mogą naruszać prawa własności, tworząc sztuczne kredyty.

Proste rozwiązanie

Tymczasem ostatnio głośno jest o dofinansowaniu hiszpańskich banków. Po pierwsze pomoc naszemu sektorowi bankowemu przyspieszy jego upadek, a może także i niewypłacalność naszego rządu. Rynki finansowe będą postrzegały taką pomoc jako słabość. Inwestorzy uciekną.

Reklama
Reklama

Po drugie pomoc oceniana na 100 miliardów euro jest co najmniej trzykrotnie za mała, by pokryć straty tego sektora w Hiszpanii, biorąc pod uwagę odsetek niewypłacalności z kredytów hipotecznych i innych chorych aktywów hiszpańskiej bankowości.

A rozwiązanie jest bolesne, ale proste. To banki powinny ponieść odpowiedzialność za błędy, które popełniły. Można to zrobić na przykład przez wydzielenie wszystkich chorych kredytów z bilansów bankowych i próbę sprzedania ich na rynku (ze stratą oczywiście) bądź umieszczenie w specjalnym funduszu, którego udziałowcami będą w odpowiednich proporcjach między innymi inwestorzy czy akcjonariusze banków. Takie rozwiązanie pozwoli na uniknięcie scenariusza, w którym to nasz rząd staje się niewypłacalny przez finansowanie banków, a depozytariusze cierpią przez nieodpowiedzialnych zarządzających. Mało tego, jest to rozwiązanie tańsze. Nie chciałbym, by podatnicy płacili za błędy sektora finansowego, szczególnie jeśli są to podatnicy europejscy, bo hiszpańscy już nie mogą tego zrobić.

Potrzebne cięcia

Bez stabilizacji banków Hiszpania nie wyjdzie z kryzysu. Nasz kraj musi też przeprowadzić reformy. Szczególną bowiem właściwością hiszpańskiej gospodarki jest przerośnięty sektor publiczny ze sztywnym prawem obowiązującym na poszczególnych rynkach, w tym na rynku pracy. Bez obniżenia wydatków publicznych i liberalizacji prawa nie ma szans na żaden powrót do wzrostu gospodarczego. Obecne 25-procentowe bezrobocie jest wyrazem między innymi tego problemu.

Zarówno poprzedni premier, jak i obecny Mariano Rajoy zostali zmuszeni przez brutalną rzeczywistość do odstąpienia od praktyki zwiększania wydatków państwowych. Niestety, każdy z nich przy okazji lawiruje, bojąc się oszczędności, obaj są odpowiedzialni za podnoszenie podatków. To błąd polegający na przerzucaniu kosztów kryzysu na sektor prywatny przy jednoczesnym utrzymaniu uprzywilejowania pracowników mało produktywnego sektora publicznego.

Kolejne rządy odkładają niezbędne oszczędności. A nam potrzebne są olbrzymie cięcia, więcej wolności gospodarczej i reformy prawa. Nie bez znaczenia jest też pozbycie się przywilejów związków zawodowych, które uniemożliwiają przedsiębiorstwom zatrudnianie ludzi, ponieważ biznesmeni boją się sztywnego prawa pracy.

Hiszpania nie potrzebuje proponowanej obecnie przez europejskich polityków i ekonomistów polityki zwiększania wydatków budżetowych. Mamy już bodaj najbardziej prowydatkową politykę w Europie Zachodniej. A eurokraci chcą nam jeszcze zafundować pakiet wzrostu. Naprawdę odbędzie się to za darmo czy w zamian za poparcie dla centralizacji w Europie? Taka polityka nie działa, czego Hiszpania jest najlepszym dowodem.

Reklama
Reklama

Poza tym, w co my mamy pakować pieniądze? Hiszpania ma najnowszy i najdłuższy system autostrad i dróg ekspertowych w Europie. Kolej też całkiem niezłą. Zostaje więc wydawanie pieniędzy na dotowanie pracy, bo innowacji nie da się wzbudzić od tak sobie wlewaniem pieniędzy do przedsiębiorstw. Ale po co to robić, kiedy można obniżyć opodatkowanie pracy, obniżając jednocześnie bezrobocie?

Naprawdę jest na czym oszczędzać. Mam nadzieję, że powyższe fakty zmuszą do odpowiednich reform hiszpański rząd, który mieni się konserwatywnym.

not. rafm

Juan Ramón Rallo jest profesorem ekonomii na Uniwersytecie Króla Juana Carlosa w Madrycie, dyrektorem Instytutu Juan de Mariana, jednego z czołowych think tanków w Hiszpanii

Hiszpańska gospodarka znalazła się w tarapatach przez bańkę spekulacyjną, jaką zafundowaliśmy sobie przez tanie kredyty. To stąd wzięło się zepsucie bilansów banków hiszpańskich i konieczne ich dokapitalizowanie, konieczne według rządu hiszpańskiego i brukselskich urzędników.

Błędny dogmat

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Reklama
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Po co nam poprawność językowa, jak wygrywają inteligenci z siłowni
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Rekonstrukcja połowicznym sukcesem, ale Szymon Hołownia uprawia dywersję
Opinie polityczno - społeczne
Adam Bodnar ofiarą polityki, w której nie ma miejsca na kompromis
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Prekonstrukcja rządu. Jak Donald Tusk może jeszcze uratować władzę
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Protesty antyimigranckie, czyli czy górale zatęsknią za arabskimi turystami?
Reklama
Reklama