Po raz pierwszy od blisko 70 lat Zaolzie powróciło na pierwsze strony polskich gazet. A to za sprawą incydentu, jakim było postawienie pod koniec zeszłego roku przez grupę osób związanych z Czechosłowacką Wspólnotą Legionową (Československá obec legionářská, ČSOL) obelisku upamiętniającego generała Josefa Šnejdárka, dowódcę wojsk czeskich, które w styczniu 1919 roku wtargnęły do Polski. Napaść ta wsparła działania polityków z Pragi uwieńczone przyznaniem rok później ziem, zwanych obecnie Zaolziem młodej Czechosłowacji.
Zdewastowany obelisk oprawcy
Šnejdárek dla Polaków mieszkających po obu stronach granicznej rzeki Olzy jest uosobieniem czeskiej agresji na odradzające się państwo polskie. Honorowanie zatem człowieka, który nią przewodził, a ponadto miał na rękach krew polskich jeńców ze Stonawy, jest prowokacją wymierzoną w autochtonicznych mieszkańców całego Śląska Cieszyńskiego. I inicjatorzy pomnika generała musieli być tego jak najbardziej świadomi, zważywszy, że zawsze wynoszenie na pograniczu etnicznym na piedestał postaci, które zapisały się – mówiąc eufemistycznie – dość kontrowersyjnie, przypomina zabawę zapałkami w prochowni.
Wybuch nastąpił w momencie, kiedy okazało się, że obelisk został zdewastowany przez nieznanych sprawców. Wówczas osoby związane z ČSOL obarczyły winą mniejszość polską, sugerując, że jej przedstawiciele w swoich wypowiedziach zachęcali jakoby do zniszczenia pomnika czeskiego bohatera, co w przekazie pozawerbalnym oznacza ni mniej, ni więcej jak to, że Polacy nie są lojalnymi obywatelami Republiki. Prowadzona przez policję akcja przesłuchiwania osób, które wypowiadały się krytycznie w kwestii obelisku, doskonale wzmacnia tezę „sznejdarkowców".
Grozę budzi pomysł rozpalania antagonizmów narodowych na Zaolziu, gdzie Polakom w porównaniu z rodakami zamieszkującymi na dawnych Kresach Wschodnich żyje się wprost wyśmienicie. Czeskie ustawodawstwo dotyczące mniejszości narodowych jest zdecydowanie bardziej liberalne niż choćby polskie – aby wprowadzić język pomocniczy w gminie, czyli de facto dwujęzyczność, wystarczy, że 10 procent jej mieszkańców należy do danej mniejszości (w RP kryteria te są dwukrotnie wyższe). I choć temat ten nadal wzbudza kontrowersje i zdarza się jeszcze niszczenie polskich napisów, to jednak w porównaniu z latami ubiegłymi sytuacja zdecydowanie się poprawiła. Od dawna też Zaolziacy mają prawo zapisu swojego imienia i nazwiska zgodnie z regułami polskiej pisowni.
Czeskie ustawodawstwo dotyczące mniejszości narodowych jest zdecydowanie bardziej liberalne niż choćby polskie