Polacy nie mają wątpliwości, że na Wołyniu doszło do ludobójstwa, nawet jeśli ze względów politycznych niektórzy politycy nawołują, by w oficjalnych dokumentach wystrzegać się tego terminu. Na Ukrainie zasadniczy podział na tych, których sprawa mało emocjonuje (wschodnia i centralna Ukraina) i na tych, dla których polskie stanowisko brzmi niemal jak obelga (Ukraina zachodnia).
Zwolennicy partii Swoboda, ale i szerzej – ludzie sympatyzujący z tradycjami ukraińskiego nacjonalizmu – dość konsekwentnie kwestionują wyłączną winę strony ukraińskiej. Dla nich wypadki wołyńskie były wojną domową, a zbrodni w ich przekonaniu dokonywały obie strony konfliktu – Ukraińska Powstańcza Armia i Armia Krajowa. Kwestionują dość powszechny w Polsce pogląd, że akcje polskiego podziemia były działaniami obronnymi.
Nie ma również zgody na podawane przez Polaków liczby. 100 tysięcy ofiar rzezi uznaje się za liczbę przesadzoną, szermujący zaś tymi danymi IPN – za instytucję propagandową.
Ukraińcy twierdzą, że ofiar po polskiej stronie było dużo mniej. Podobnie dość powszechnie uważa się, że Polacy specjalnie zaniżają liczbę ofiar po stronie ukraińskiej. Nad wszystkimi zresztą zastrzeżeniami do polskiej wersji wypadków wisi cień historycznych kompleksów i przekonanie, że Polacy wyżej sobie cenią krew własnych rodaków od krwi ukraińskiej.
Przeświadczenie politycznych elit po obu stronach Bugu, że pojednanie w sprawie Wołynia jest na wyciągnięcie ręki, jest mocno przesadzone. Ta sprawa nadal dzieli oba narody, a paradoksem jest, że linia podziału nie przebiega w Kijowie, dla którego problem rozliczenia rzezi wołyńskiej jest do szybkiego rozwiązania, ale na terenie najbardziej proeuropejskiej i prozachodniej Galicji. To tam działały OUN i UPA, to tam kult Bandery i Szuchewycza jest do dziś bardzo mocny.
Meandry geopolityki skazują Polskę i Ukrainę na bliskie współdziałanie. Warszawa jako jeden z głównych adwokatów integracji europejskiej Kijowa ma szczególny tytuł, ale i obowiązek do normalizacji stosunków z Ukrainą. Wołyń jest problemem ważniejszym, niż nam się wydaje. To jedna z najbardziej emocjonalnych kwestii między obu narodami. Nie można nad nią przejść do porządku dziennego.