"Z całej mojej rodziny żyjemy tylko dwie: Irena, to ja pisząca te słowa i siostra Leokadia. Nie wiemy, co się stało z ranną siostrą Stasią. Zamordowano razem 5 osób z mojej rodziny. Długo się bałam, czy to napisać" – wspomina Irena Gajowczyk. Mieszkali w Hurbach na Wołyniu do 2 czerwca 1943 roku. Tego dnia banderowcy napadli na wieś, a jej rodzina i sąsiedzi próbowali schronić się w lesie. Ale z lasu szli Ukraińcy z siekierami, wiec schowali się w zbożu. Matkę uderzono siekierą, a mimo wszystko zakrwawiona doczołgała się do pokrwawionego, płaczącego 1,5 letniego Tadzia i dała mu pierś. Podcięli jej gardło i poobcinali piersi. „Mama i Tadzio bardzo się męczyli. Mama z bólu powyrywała sobie włosy z głowy, była strasznie zmieniona, bałam się jej, prosiła o wodę" – opowiada kobieta, wówczas 6-letnia dziewczynka. Przeżyła, ale dwa dni później banderowiec wbił jej nóż w gardło, gdy krzyczała podczas zabijania ojca (zabił go Iwan, kolega taty). „Jeden z nich chwycił mnie za skórę na plecach, tak jak się łapie kota, i tyle ile miał skóry w garści obciął nożem, potem jeszcze dwa razy ugodził nożem w łopatki i wrzucił mnie w ogromny kopiec mrówek. Mam siedem blizn na ciele, które z biegiem lat przestały mi przeszkadzać, jednak okaleczona psychika daje mi znać o sobie przez całe życie" – wyznaje dr Lucynie Kulińskiej w książce „Dzieci Kresów".
Co Polacy wiedzą o zbrodni wołyńskiej?
Czwartek, a jednak niedziela
Społeczny Komitet Organizacyjny Obchodów Rocznicy 11 lipca to grupa która od lat organizuje obywatelskie obchody oddzielnie od władz państwowych. W tym roku popiera ich PSL, ale nie mają oficjalnego poparcia ze strony większości polityków. „Na uchwałę o ludobójstwie jeszcze za wcześnie" - mówią, ale całoroczny program obchodów w całej Polsce robi wrażenie.
Chcielibyśmy, aby choć raz przedstawiciele państwa przeżyli z nami żałobę. I by mówili prawdę – mówią Kresowiacy