Kiedy tracisz pracę, zaczynasz się zamazywać. Nie masz wyraźnych konturów. Znajomi prześlizgują się po tobie wzrokiem i idą dalej. Są ostrożni. Nie chcą tej krępującej ciszy, jaka następuje, gdy ty, udając niefrasobliwość, próbujesz pożyczyć sumę tak śmiesznie niską, że do cna kompromitującą. Tak, tyle też nie masz. Nie masz nic. Twoje ręce są puste. Twoje dzieci wstydzą się, bo nie zapłaciłeś za wycieczkę i nie wpłaciłeś na komitet rodzicielski. Zaczynają unikać twego wzroku, bo w waszych stosunkach szacunek i miłość wypierają zakłopotanie i litość. I jakoś nie wierzą, że brak prądu to awaria. U sąsiadów się przecież świeci. Im bardziej więc cię kochały, podziwiały, wierzyły w ciebie, tym bardziej czują się teraz zdradzone i poniżone. A to trudno wybaczyć.
Nikogo już nie chronisz i nie otaczasz poczuciem bezpieczeństwa. To ty potrzebujesz pomocy i wsparcia. Ale wokół jest już pustka. Przegrani w chocholim tańcu iluzji i zaprzeczeń krążą smętnie między dorywczą pracą, zasiłkiem, odmową zasiłku, komornikiem i wymiętymi gazetami z kłamliwymi ofertami, iluzją pracy, która nie wystarcza na nic poza powolniejszym zadłużaniem się. Oni się nie zrzeszają. Uwierzyli w fatum. Dla ludzi recykling nie istnieje. Tylko zbierane od białego rana zużyte puszki mogą jeszcze wrócić na rynek. Nie zbieracze i nie smutni ławkowi piwosze.
Czołowy jałmużnik – Owsiak
A ci, którzy energicznym krokiem dokądś się spieszą. Wsiadają do samochodów, trąbią i ryczą na siebie w korkach, aby za chwilę nudzić się na kanapie przed telewizorem. Oni są zajęci regularną obsługą zadłużenia i pilota od telewizora, wózka w supermarkecie i karty kredytowej, która pozwala spłacić ratę kredytu za cenę zaciągnięcia długu na wyższy procent.
Dla nich gra jeszcze się toczy i nie chcą wiedzieć nic o tych, którzy odpadli. Między gorączkową krzątaniną jednych a apatycznym zbydlęceniem drugich nie ma żadnego przełożenia, punktu wspólnego. Te światy się ze sobą nie kontaktują. Gdyby bezrobotny przemówił do urzędnika warszawskiego magistratu, efekt byłby równie piorunujący jak bliskie spotkania trzeciego stopnia. Jak gdyby Marsjanie wylądowali.
Mój syn uczył się w liceum im. Jacka Kuronia podstaw przedsiębiorczości. Tam się dowiedział, że bezrobotni to są ludzie leniwi, ci, którym się nie chce pracować. To już wolę, żeby chodził na religię. Wszystko, tylko nie lekcje pogardy.
Bezrobocie wzrosło o ponad milion osób, ale jakoś nie znajduje uznania nauczycieli pytanie, czy możliwy jest taki nagły atak lenistwa, który dotknął naraz miliona osób. W społeczeństwie, w którym wykluczenie jest oficjalnie uznawane za słuszną karę za grzechy. Za lenistwo, pijaństwo, roszczeniową postawę, brak inicjatywy itd. Walka z tym wykluczeniem staje się intelektualnie niemożliwa.