Wojna o ukraińską duszę

Rosji nie jest potrzebna na Ukrainie ekipa przyjazna - jaką stanowiło w swoim czasie środowisko Janukowycza - ale całkowicie bezwolna – pisze publicysta „Rzeczpospolitej".

Publikacja: 18.10.2013 02:25

Filip Memches

Filip Memches

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Ukraina wciąż stoi przed decyzją o swojej geopolitycznej przyszłości. Dziś wydaje się, że wybrała kierunek na Zachód – wszystko wskazuje na to, że podpisze umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską. Ale póki ów wybór nie został sformalizowany, trzeba przyjąć, iż nadal pozostaje ona na rozdrożu. Szczególnie że Moskwa łatwo nie odpuszcza i chętnie widziałaby Kijów w tym, co nazywa swoją „strefą uprzywilejowanych interesów". Oferta Kremla wciąż pozostaje aktualna – wstąpienie do Unii Celnej (razem z Rosją, Białorusią i Kazachstanem).

Jednak kwestia przyszłości Ukrainy nie sprowadza się bynajmniej wyłącznie do tego, w jakiej strukturze politycznej czy gospodarczej ma się ona znaleźć. Chodzi tu bowiem o coś więcej – o wybór cywilizacyjny. Powszechnie się uważa, że Ukraina jest krajem zróżnicowanym etnicznie, religijnie, kulturowo, w granicach którego Zachód spotyka się ze Wschodem. Przekonanie to jednak trąci truizmem.

Pamięć o Stalinie jednoczy

Warto wyjść poza ten banalny obraz i przyjrzeć się podziałom, które wydają się mniej oczywiste – co robi chociażby znany ukraiński historyk Jarosław Hrycak. Przestrzega on przed tym, żeby w przypadku jego kraju nie stosować sformułowanej przez Samuela Huntingtona koncepcji zderzenia między cywilizacjami. Według Hrycaka Ukrainy mogą być zarówno dwie, jak i dwadzieścia dwie, ponieważ kryteriów podziałów tożsamościowych w tym kraju jest mnóstwo.

W Polsce funkcjonuje pewien obiegowy pogląd o tym, że Ukraina dzieli się na dwie części: prozachodnią, nacjonalistyczną i prorosyjską, postsowiecką. Oznaczałoby to, że wschodnia część kraju – od Odessy po Ługańsk, od Jałty po Charków – stanowi zaplecze wyborcze Wiktora Janukowycza oraz Partii Regionów. A jeśli tak, to zamieszkiwana jest głównie przez rosyjskojęzyczną ludność, która odrzuca dyskurs polityki historycznej obozu „pomarańczowych". W dyskursie tym szczególną, wysoką rangę nadaje się pamięci o Wielkim Głodzie jako ludobójstwu dokonanemu na narodzie ukraińskim.

W tym kontekście Hrycak zwraca uwagę na to, co w tej kwestii ma do powiedzenia Aleksander Cypko, politolog, niegdyś doradca Michaiła Gorbaczowa, a później Borysa Jelcyna, liberał, który przeszedł na pozycje rosyjskiego „wielkomocarstwowego patriotyzmu". Cypko pochodzi z Odessy. Doskonale zna mentalność mieszkańców „niebieskiej", wschodniej części Ukrainy. Według niego to właśnie tam – gdzie przeważają nastroje prorosyjskie – przechowała się pamięć o Wielkim Głodzie, a nie w zachodniej części kraju, która w latach 30. zeszłego stulecia znajdowała się poza terenem Związku Sowieckiego. Tyle że w czasach sowieckich pamięć ta nie funkcjonowała w przestrzeni publicznej, a co za tym idzie – nie miała politycznego znaczenia. Była zamknięta w sferze prywatnej, jako międzypokoleniowy przekaz rodzinny.

Cypko wyciąga jednak z takiego stanu rzeczy wniosek jak najbardziej polityczny: jeśli Rosja będzie uwodzić „niebieski" elektorat odwoływaniem się do postsowieckiej nostalgii – obejmującej przecież także czasy stalinowskie – może przegrać, bo ma do czynienia w wielu przypadkach z potomkami ofiar Wielkiego Głodu. Zdaniem Hrycaka, o ile zróżnicowana pamięć o Stepanie Banderze dzieli społeczeństwo ukraińskie, o tyle negatywna pamięć o Stalinie je jednoczy.

Cywilizacja rosyjska

Na razie jednak Rosja sobie z tego nic nie robi. Niedawno na portalu „Ukrainska Prawda" ukazała się rozmowa z Andriejem Iłłarionowem, rosyjskim politykiem, byłym doradcą Władimira Putina do spraw ekonomicznych, obecnie dysydentem. Wspomina on o pewnej wypowiedzi prezydenta Rosji sprzed kilku lat. Wydaje się ona przejęzyczeniem, ale Iłłarionow uważa ją za świadomie przesłany komunikat. Putin oświadczył wtedy, że Ukraina nie ma długiej historii własnej państwowości i że znacząca część terytorium ukraińskiego to w istocie tereny rosyjskie, które przypadły Kijowowi w sposób nieuzasadniony.

Również część rosyjskiego mainstreamu medialnego traktuje Ukrainę w sposób niepodmiotowy. Może o tym świadczyć opinia znanego dziennikarza kanału ORT Maksyma Szewczenki. Komentując ukraińską rzeczywistość kilka lat po pomarańczowej rewolucji, orzekł, że ukraińska elita operuje bandyckimi metodami (tyle że jeśli urządza sobie strzelaniny, to nie na przedmieściach Kijowa czy Dniepropietrowska, ale w Genewie lub na Bahamach). Wszystkie problemy załatwia przez zmowę albo „miting", jakim był kijowski majdan – masowy protest w centrum ukraińskiej stolicy przeciwko fałszerstwom w wyborach prezydenckich w roku 2004. Zdaniem Szewczenki nie ma to związku z demokracją, niezależnie od tego, kto by organizował taki protest: „pomarańczowi", „niebiescy" czy komuniści.

Tymczasem proponowana Ukrainie przez Rosję Unia Celna jest czymś więcej niż wspólnym projektem gospodarczym krajów postsowieckich. Docelowo ma być ona wspólnotą polityczną pod przewodnictwem Moskwy będącą eurazjatycką alternatywą dla Unii Europejskiej.

W sukurs kremlowskiemu establishmentowi idzie Patriarchat Moskiewski. Jego głowa, patriarcha Cyryl ogłosił w roku 2009 koncepcję Rosyjskiego Świata, wedle której Ukraina jest nieodłączną częścią prawosławnej kultury rosyjskiej – uduchowionej cywilizacji przeciwstawianej w tej wizji zgniłemu, konsumpcyjnemu Zachodowi.

Potrzebny namiestnik

Warto tu przypomnieć, że u progu lat 90. ubiegłego wieku prawosławie na Ukrainie uległo podziałowi. Obok Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego (UKP PM) zaczął swoją misję ubiegający się o autokefalię Ukraiński Kościół Prawosławny Patriarchatu Kijowskiego (UKP PK). Oba ośrodki prawosławia ukraińskiego przez ponad 20 lat między sobą rywalizowały. UKP PM był zawsze bastionem rosyjskich wpływów kulturowych na Ukrainie.

Ale, jak można przeczytać w tygodniku „Ukrainskij Tyżdeń", w tym roku doszło do spektakularnego spotkania głowy UKP PM patriarchy Włodzimierza z głową UKP PK patriarchą Filaretem. Obaj oni oznajmili, że opowiadają się za jednością ukraińskiego prawosławia, co zostało odczytane jako sygnał, że UKP PM nie jest za uzależnieniem Ukrainy od Rosji. Znamienne jest też stanowisko prezydenta Janukowycza, który dał jasno do zrozumienia, że żaden związek wyznaniowy nie może być w rządzonym przez niego kraju traktowany przez siły zewnętrzne jako środek nacisku politycznego. To aluzja do misyjnych zapędów Cyryla na Ukrainie.

Z kolei według ukraińskiego politologa Mykoły Riabczuka, Rosji nie jest potrzebna na Ukrainie ekipa przyjazna (jaką stanowiło w swoim czasie środowisko Janukowycza), ale całkowicie bezwolna. Widziałaby więc w Kijowie najchętniej kogoś w rodzaju „namiestnika" Czeczenii Ramzana Kadyrowa. Janukowycz natomiast przypomina Aleksandra Łukaszenkę na Białorusi czy Vladimira Voronina w Mołdawii – polityków uchodzących za sojuszników Rosji, ale mających na koncie z nią poważne zatargi. Prezydent Ukrainy, jeśli nawet nie troszczy się o jej interesy, to przynajmniej dba o interesy swoje i swojego otoczenia. Dlatego nie zamierza podporządkowywać się Kremlowi.

Fałszywy podział

To rzuca też światło na takie kwestie jak wprowadzenie zeszłorocznej ustawy o językach mniejszości narodowych. Riabczuk uważa, że Partia Regionów, walcząc o prawa rosyjskojęzycznych mieszkańców Ukrainy, potraktowała to jako temat zastępczy wobec własnej mizerii programowej w obliczu zbliżających się wtedy wyborów parlamentarnych. Podział na prorosyjski wschód i proeuropejski zachód, o który toczone są na Ukrainie boje polityczne, jest więc fałszywy.

Skoro tak to wszystko wygląda, to Rosja wykazuje się wobec Ukrainy słabością. Może wobec niej stosować szantaż energetyczny, ale duszy ukraińskiej w ten sposób posiąść się jej nie uda.

Ukraina wciąż stoi przed decyzją o swojej geopolitycznej przyszłości. Dziś wydaje się, że wybrała kierunek na Zachód – wszystko wskazuje na to, że podpisze umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską. Ale póki ów wybór nie został sformalizowany, trzeba przyjąć, iż nadal pozostaje ona na rozdrożu. Szczególnie że Moskwa łatwo nie odpuszcza i chętnie widziałaby Kijów w tym, co nazywa swoją „strefą uprzywilejowanych interesów". Oferta Kremla wciąż pozostaje aktualna – wstąpienie do Unii Celnej (razem z Rosją, Białorusią i Kazachstanem).

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?