Jesteśmy częścią Europy i co do zasady rzeczą pożądaną jest, byśmy swoje bezpieczeństwo budowali w ramach struktur Unii Europejskiej. Tego nie sposób kwestionować. Gdyby tylko Europa była w stanie stworzyć odpowiednie mechanizmy obronne, miała wspólne siły wojskowe, to nie musielibyśmy opierać swego bezpieczeństwa na innych partnerach. Cały problem polega na tym, że państwa europejskie nie chcą – po części pewnie nie mogą – stworzyć takiego mechanizmu. Poza stosunkowo mało znaczącymi oddziałami wojskowymi unijne plany obronne nie są realizowane.
Musimy zabezpieczyć Polskę przed najgorszym możliwym scenariuszem, a nie liczyć na najlepszy
Można oczywiście zadać pytanie, czy rzeczywiście konieczne jest tworzenie wspólnych sił europejskich, by zapewnić Polsce bezpieczeństwo, i czy nie wystarczy, że będziemy liczyć na ewentualne wsparcie naszych europejskich partnerów. Mam nadzieję, że nikt racjonalnie myślący nie uważa, że w wypadku ataku ze Wschodu przyjdzie nam z pomocą Bundeswehra. Wiele razy już przecież byliśmy świadkami sytuacji, w której Niemcy dużo bardziej są skłonni do współpracy z Rosją niż z Polską. To jest zrozumiałe: Rosja jest dla nich ważniejszym partnerem gospodarczym. Im nie opłaca się iść w otwarty konflikt z Moskwą, szczególnie że Rosja znana jest z podejmowania bardzo nieprzyjemnych ruchów względem krajów, które zaszły jej za skórę.
A zatem budowanie naszego bezpieczeństwa w oparciu o Europę jest niestety pomysłem utopijnym. Tak więc albo uważamy, że sami jesteśmy w stanie się obronić – to jest oczywiście niemożliwe – albo musimy liczyć na Stany Zjednoczone. I nie na NATO. Dlaczego? Chociażby dlatego, że w ramach struktury natowskiej konieczne są konsultacje, a w wielu wypadkach po prostu zgoda wszystkich członków Sojuszu, co nie pozwala NATO działać szybko i skutecznie. Jak pokazują wypadki w byłej Jugosławii, decyzje w NATO często są podejmowane dopiero wtedy, gdy już tak naprawdę nie ma po co ich podejmować.
Potrzebujemy więc sojusznika, który jest zdolny szybko i sprawnie reagować. Pamiętajmy, czego nauczyła nas interwencja w Libii, gdzie okazało się, że największe kraje europejskie nie dysponują dostateczną siłą bojową, by bez wsparcia amerykańskiego uporać się z państwem nieposiadającym nawet artylerii przeciwlotniczej.