Wariant optymalny

Potrzebujemy sojusznika, który jest zdolny sprawnie reagować, jak USA. W kwestii bezpieczeństwa nie możemy oprzeć się na UE, bo nie zbudowała ona wciąż żadnej struktury obrony.

Publikacja: 08.11.2013 01:01

Red

Jesteśmy częścią Europy i co do zasady rzeczą pożądaną jest, byśmy swoje bezpieczeństwo budowali w ramach struktur Unii Europejskiej. Tego nie sposób kwestionować. Gdyby tylko Europa była w stanie stworzyć odpowiednie mechanizmy obronne, miała wspólne siły wojskowe, to nie musielibyśmy opierać swego bezpieczeństwa na innych partnerach. Cały problem polega na tym, że państwa europejskie nie chcą – po części pewnie nie mogą – stworzyć takiego mechanizmu. Poza stosunkowo mało znaczącymi oddziałami wojskowymi unijne plany obronne nie są realizowane.

Musimy zabezpieczyć Polskę przed najgorszym możliwym scenariuszem, a nie liczyć na najlepszy

Można oczywiście zadać pytanie, czy rzeczywiście konieczne jest tworzenie wspólnych sił europejskich, by zapewnić Polsce bezpieczeństwo, i czy nie wystarczy, że będziemy liczyć na ewentualne wsparcie naszych europejskich partnerów. Mam nadzieję, że nikt racjonalnie myślący nie uważa, że w wypadku ataku ze Wschodu przyjdzie nam z pomocą Bundeswehra. Wiele razy już przecież byliśmy świadkami sytuacji, w której Niemcy dużo bardziej są skłonni do współpracy z Rosją niż z Polską. To jest zrozumiałe: Rosja jest dla nich ważniejszym partnerem gospodarczym. Im nie opłaca się iść w otwarty konflikt z Moskwą, szczególnie że Rosja znana jest z podejmowania bardzo nieprzyjemnych ruchów względem krajów, które zaszły jej za skórę.

A zatem budowanie naszego bezpieczeństwa w oparciu o Europę jest niestety pomysłem utopijnym. Tak więc albo uważamy, że sami jesteśmy w stanie się obronić – to jest oczywiście niemożliwe – albo musimy liczyć na Stany Zjednoczone. I nie na NATO. Dlaczego? Chociażby dlatego, że w ramach struktury natowskiej konieczne są konsultacje, a w wielu wypadkach po prostu zgoda wszystkich członków Sojuszu, co nie pozwala NATO działać szybko i skutecznie. Jak pokazują wypadki w byłej Jugosławii, decyzje w NATO często są podejmowane dopiero wtedy, gdy już tak naprawdę nie ma po co ich podejmować.

Potrzebujemy więc sojusznika, który jest zdolny szybko i sprawnie reagować. Pamiętajmy, czego nauczyła nas interwencja w Libii, gdzie okazało się, że największe kraje europejskie nie dysponują dostateczną siłą bojową, by bez wsparcia amerykańskiego uporać się z państwem nieposiadającym nawet artylerii przeciwlotniczej.

Reklama
Reklama

Oczywiście, nie mamy żadnej gwarancji, że Stany Zjednoczone przyjdą nam z pomocą, jeżeli nastąpi taka konieczność (takiej gwarancji nie ma żaden kraj, może poza Izraelem), ale mamy za to gwarancję, że nikt inny tego nie zrobi. Poza tym posiadamy sporo argumentów przemawiających za tym, że prawdopodobieństwo pomocy ze strony USA jest wystarczające, by w sojuszu z nimi upatrywać naszą przyszłość.

Rozsądek nakazuje nam uznać, że Polska nie jest bezpieczna raz na zawsze, i że musimy zabezpieczyć ją przed najgorszym możliwym scenariuszem, a nie liczyć na najlepszy. Dziś oczywiście nikt nie dostrzega żadnego niebezpieczeństwa dla losów Polski, ale w 1930 r., a nawet 1935 r. też nikt nie przewidywał większego zagrożenia – uważano powszechnie, że damy sami jakoś radę i nie jesteśmy poważniej zagrożeni. Dlatego bliskie stosunki ze Stanami Zjednoczonymi są w naszej sytuacji absolutną koniecznością.

W praktyce oznacza to wieloletnie budowanie wzajemnego zaufania. Tak się tworzy prawdziwe sojusze, przyjaźnie między państwami. Bardzo niekorzystna dla tych relacji była nasza gwałtowna reakcja na sytuację w Iraku i praktycznie nieuzgodnione z Amerykanami wycofanie z tego kraju polskiego kontyngentu. Tak samo trudno zrozumieć, dlaczego nasza obecność w Afganistanie była tak skromna i sprowadzała się w większości do stacjonowania w bazach, a nie wspomagania Amerykanów w terenie. Jeżeli chcemy, by w razie zagrożenia ktoś nam pomógł, to musimy pokazać, że też jesteśmy gotowi pomagać. Nie możemy liczyć na to, że jak będziemy się teraz odwracali od naszych sojuszników, to oni uznają nas za wartych swojego wysiłku, krwi i pieniędzy. Jakiekolwiek działania, które mogą sprawić, że USA uznają nas za państwo niewarte swej uwagi, mogą być dla nas w przyszłości tragiczne w skutkach.

Nie znaczy to rzecz jasna, że mamy zapominać o naszych partnerach w najbliższym sąsiedztwie. Na pewno nie możemy zrazić do siebie Unii Europejskiej i powinniśmy postarać się, by część zbliżających się wielkich zamówień dla naszego wojska była lokowana w Europie. Jednak w kwestii bezpieczeństwa nie ma cienia wątpliwości, że nie możemy oprzeć się na UE, bo nie zbudowała ona wciąż żadnej struktury obrony.

—not. puo

Prof. Zbigniew Lewicki jest politologiem i amerykanistą, wykładowcą UKSW w Warszawie

Jesteśmy częścią Europy i co do zasady rzeczą pożądaną jest, byśmy swoje bezpieczeństwo budowali w ramach struktur Unii Europejskiej. Tego nie sposób kwestionować. Gdyby tylko Europa była w stanie stworzyć odpowiednie mechanizmy obronne, miała wspólne siły wojskowe, to nie musielibyśmy opierać swego bezpieczeństwa na innych partnerach. Cały problem polega na tym, że państwa europejskie nie chcą – po części pewnie nie mogą – stworzyć takiego mechanizmu. Poza stosunkowo mało znaczącymi oddziałami wojskowymi unijne plany obronne nie są realizowane.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Reklama
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Tylko spokój może nas uratować
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Grok z kapustą, czyli sztuczna inteligencja Krzysztofa Bosaka
felietony
Wolfgang Münchau pokazuje coraz większy problem liberałów
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Polska wyciąga właściwe wnioski z rosyjsko-ukraińskiej wojny dronowej
Opinie polityczno - społeczne
Mateusz Morawiecki: Powrót niemieckiej siły
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama