Kościół, media, trudny dialog

Wielu ludzi Kościoła zamyka się na media i czeka, aż oblężenie minie. Niektórzy zaś obrażają się na publicystów za krytykę. W taki sposób pomostu zbudować się nie da – pisze publicysta „Rzeczpospolitej".

Publikacja: 22.11.2013 00:58

Tomasz Krzyżak

Tomasz Krzyżak

Foto: Fotorzepa

Rzecznicy prasowi wszystkich diecezji w Polsce – głównie księża, choć jest wśród nich także jedna kobieta (Elżbieta Grzybowska z diecezji płockiej) – spotykają się w tych dniach na specjalnym szkoleniu. Właściwych relacji z mediami będzie uczył m.in. Dariusz Bohatkiewicz z TVP.

W programie sympozjum jest także blok poświęcony sprawom pedofilii. Jak powinni mówić o tym problemie duchowni, opowiedzą jezuici o. Jacek Prusak (psycholog, psychoterapeuta, publicysta „Tygodnika Powszechnego") i o. Adam Żak (od czerwca 2013 r. koordynator episkopatu ds. ochrony dzieci i młodzieży).

Szkolenia takie odbywają się co roku. Jednak komunikacja ludzi Kościoła z mediami wciąż pozostawia wiele do życzenia. Kościół sprawia dziś wrażenie, jakby nie miał żadnej strategii medialnej. Odbija się to, niestety, na jego wizerunku, który w dużej mierze kształtowany jest przez prasę, radio czy telewizję. Istnieje wprawdzie instrukcja episkopatu dotycząca kontaktów księży z mediami, ale została ona wydana prawie 10 lat temu i jej zapisy nie przystają już do otaczającej nas rzeczywistości.

Komunikacyjne problemy Kościoła nasiliły się w ostatnich miesiącach. Dziś w kontaktach osób reprezentujących Kościół z mediami da się wyróżnić kilka postaw:

Ucieczka

To słynny kazus ks. Franciszka Longchamps de Bérier, który w lutym uciekł przed dziennikarzami, gdy ci usiłowali uzyskać od niego komentarz w sprawie jego wywiadu dla tygodnika „Uważam Rze". Ksiądz stwierdził w nim m.in., że u dzieci poczętych metodą in vitro częściej pojawiają się różne zespoły wad genetycznych.

Ignorancja

Doskonałym przykładem jest tu postawa ks. Wojciecha Lipki, byłego już kanclerza kurii warszawsko-praskiej, pełniącego także obowiązki rzecznika prasowego, który w e-mailu do dziennikarzy pytających o przypadki pedofilii w diecezji, odpisał: „Nie wasza sprawa".

A w czasie konferencji episkopatu na temat pedofilii przyciskany przez media w sprawie konkretnego księdza z warszawskiego Tarchomina, wykazał się ignorancją i sprawiał wrażenie, jakby lekceważył problem. Po konferencji uciekł przed dziennikarzami bocznym wyjściem.

Przeczekanie

Tu znów temat pedofilii. Tym razem słynny wywiad ks. Ireneusza Bochyńskiego. Łódzka kuria – o czym pisała m.in. Marta Brzezińska-Waleszczyk z portalu Fronda.pl – nabrała wody w usta, a znalezienie rzecznika prasowego diecezji graniczyło z cudem. Wprawdzie później kuria zaczęła wydawać w tej sprawie oświadczenia, ale zaczęła popełniać proste błędy. Jak choćby w informacji o zawieszeniu w posłudze księdza z parafii Kluki, gdzie podano pełne personalia podejrzanego o pedofilię duchownego.

Media sięgają po dyspozycyjnych świeckich, którzy przed laty nosili sutanny lub zakonne habity i ich stosunek do Kościoła najczęściej jest krytyczny

Przykładem może tu być znów postawa ks. Lipki i kurii, którą reprezentował w sprawie ks. Wojciecha Lemańskiego. Podczas gdy ten ostatni biegał od redakcji do redakcji, udzielając kolejnych wywiadów i tłumacząc, jak bardzo został przez swojego zwierzchnika, czyli abp. Henryka Hosera, skrzywdzony, kanclerz kurii milczał.

Histeryczny atak

Tak można określić komunikat kurii w Płocku będący reakcją na tekst w „Rz", w którym napisano, że bp Piotr Libera popiera i zaleca czytanie miesięcznika „Egzorcysta". Pani rzecznik zamiast wykonać prosty ruch skontaktowania się z redakcją i wyjaśnieniem sprawy, zdecydowała się na atak i wypuściła do wszystkich mediów sprostowania.

Dyspozycyjność

Do tego worka wrzucam tych wszystkich duchownych, którzy z wielką ochotą komentują wszystko i dla wszystkich. Tu zdecydowanie na pierwszy plan wysuwają się ks. Kazimierz Sowa, ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski czy dominikanin Paweł Gużyński.

Zdecydowane działanie

W tym przypadku szczególnie jasno świeci przykładem ks. Józef Kloch, rzecznik episkopatu, który w październiku błyskawicznie zareagował na „lapsus" arcybiskupa Michalika i zwołał konferencję, na której hierarcha doprecyzował swoją wypowiedź i przeprosił. Inną sprawą jest to, co z tym dementi zrobiły media. W pozytywnym kontekście należy także zauważyć reakcję kurii polowej, gdy wypłynęła sprawa byłego duchownego z Legionowa oskarżanego o molestowanie nieletnich. Urzędnicy kurialni z biskupem Józefem Guzdkiem odważnie wystąpili przed dziennikarzami i udowodnili, że nie mają w tej sprawie nic do ukrycia.

Powyższe zestawienie nie opisuje oczywiście wszystkich sytuacji. Nie dotyczy ono tylko szeregowych księży, bo do każdej z kategorii da się przyporządkować też biskupów. Nie o personalia jednak chodzi, ale o brak w Kościele jakiejkolwiek strategii działań w sytuacji kryzysowej – a z taką, moim zdaniem, mamy w tej chwili do czynienia. Takie strategie mają firmy prywatne, przedsiębiorstwa państwowe, a także urzędy administracji publicznej. Dzięki odpowiednio wypracowanym procedurom wiedzą, jak radzić sobie z trudnościami.

Konieczna współpraca

W przypadku Kościoła sytuacja jest trudna i dość zagmatwana. Od wielu lat słychać, że polski Kościół ma problem wyrazistego przywództwa. W czasach kardynała Stefana Wyszyńskiego i większą część prymasostwa kard. Józefa Glempa wszystko było jasne. Głową Kościoła w Polsce był prymas. Także on – czasem sekretarz episkopatu – był jego ustami. Sytuacja zmieniła się diametralnie, gdy postawiono na kolegialność biskupów, a pozycję prymasa sprowadzono do funkcji honorowych.

Dziś każdy biskup realizuje w swojej diecezji własny program i odpowiada jedynie przed papieżem. A rola przewodniczącego oraz sekretariatu Konferencji Episkopatu Polski sprowadza się jedynie do funkcji usługowych. Sekretariat KEP może konkretnego biskupa poprosić o dostarczenie jakichś informacji, ale nie może go do tego zmusić. Stąd też rzecznik episkopatu pytany o sprawy np. z diecezji zielonogórsko-gorzowskiej często bezradnie rozkłada ręce.

Dostrzegając siłę mediów w początkach lat 90. ub. stulecia, każda diecezja powołała też swojego rzecznika prasowego. Niestety, najczęściej, zostały do tych funkcji wyznaczone osoby bez żadnego doświadczenia dziennikarskiego, które nie znają specyfiki mediów. Tak jest do dziś. Oczywiście w niektórych diecezjach rzecznicy mają wykształcenie medialne, są cenionymi wykładowcami na kierunkach dziennikarskich i potrafią się komunikować z dziennikarzami. Ale są to jednostki nieliczne – często dyrektorzy regionalnych rozgłośni radiowych lub redaktorzy katolickich czasopism.

Stąd w jednej diecezji uzyskanie informacji nie stanowi żadnego problemu, a w innej nigdy nie można się jej doprosić. Media takie przypadki z chęcią podchwytują i wyraźnie eksponują. Podobnie traktowane są przypadki ucieczki czy unikania dziennikarzy. Druga strona odpowiada później, że jest atakowana.

Swoją medialną strategię Kościół musi zatem tworzyć w oparciu o współpracę z dziennikarzami. Przed dwoma miesiącami ks. Robert Nęcek, rzecznik prasowy Archidiecezji Krakowskiej, napisał na łamach „Rzeczpospolitej" w tekście „Po co kapłan w mediach": „(...) media mogą stać się cenną pomocą w prezentowaniu na forum publicznym nauki społecznej Kościoła. Prasa, radio, telewizja i Internet nie uciekają przed problematyką religijną i kościelną. Dlatego istnieje konieczność budowania pomostów między światem mediów i rzeczywistością Kościoła".

Racja. Ale, co istotne, problem na linii dziennikarz – rzecznik nie dotyczy wyłącznie mediów świeckich. Na dziwny opór napotykają także pracownicy gazet katolickich lub tych, które wyraźnie Kościołowi sprzyjają. Zwłaszcza że w ostatnim czasie coraz częściej obserwujemy tzw. dziennikarstwo tożsamościowe, co w wielkim skrócie oznacza, że niektórzy ludzie mediów promują te same wartości co Kościół.  Używając języka z boiska: „grają do tej samej bramki".

Tymczasem wielu ludzi Kościoła zamyka się na media i czeka, aż oblężenie minie. Niektórzy zaś obrażają się na publicystów za krytyczne uwagi pod ich adresem i potem odmawiają wywiadów. W taki sposób żadnego pomostu zbudować się nie da.

Wyselekcjonowana grupa

Oczywiście nie bez winy jesteśmy tu także my – dziennikarze. Specyfiką dzisiejszych mediów jest pogoń za newsem. Kto pierwszy, ten lepszy. Tak było zawsze. Dotyczyło to i wciąż dotyczy każdej specjalizacji dziennikarskiej. Węszymy wszędzie, a w pogoni za ekskluzywną informacją bylibyśmy gotowi nawet podsłuchiwać kardynałów na konklawe. Na co dzień polujemy na nieprecyzyjne wypowiedzi, przejęzyczenia. Stąd jestem w stanie zrozumieć pewną nieufność, jaka nas spotyka.

Jako dziennikarz nie oczekuję od księdza rzecznika X odpowiedzi na każde pytanie. Nie musi się bowiem znać na wszystkim. Ale dobrą praktyką powinno stać się w diecezjach np. stworzenie listy ekspertów w konkretnych dziedzinach, którzy z rekomendacji biskupa mogliby służyć dziennikarzom komentarzem. Wśród tych ekspertów widzę także świeckich.

Tymczasem dziś w studiach telewizyjnych czy radiowych występują wciąż te same twarze. A z cennej inicjatywy uruchomionej w ub. roku Catholic Voices Polska – czyli specjalnie wyselekcjonowanej grupy świeckich katolików przygotowanych do fachowego mówienia w telewizji i radiu o swojej wierze nikt nie korzysta. Nikt ich nie poleca. Stąd nie powinno dziwić, że media sięgają po dyspozycyjnych świeckich, którzy przed laty nosili sutanny lub zakonne habity i ich stosunek do Kościoła najczęściej jest krytyczny.

Nie zmierzam do kneblowania nikomu ust – usiłuję jedynie pokazać, że ławka komentatorów jest bardzo krótka, a o ich wykształcenie bądź wypchnięcie do mediów nikt nie dba. Nie mówię też, że we wszystkich sprawach Kościół ma mówić jednym głosem, że nie ma w nim miejsca na różnice zdań. Oczywiście, że jest, czego przykładem jest istnienie obok siebie na rynku medialnym „Gościa Niedzielnego" czy „Tygodnika Powszechnego", które w wielu sprawach znacząco się różnią. Nie dążę także do wyrzucenia z pracy wszystkich rzeczników prasowych w diecezjach i przerzucenie ich do centralnego biura prasowego przy episkopacie. Nie miałoby to sensu.

Strach przed mediami

Sygnalizowałem powyżej, że często wzajemne relacje dziennikarz – Kościół cechuje pewna nieufność. W dużej mierze wynika ona z tego, że księża boją się mediów. Może zatem jakimś rozwiązaniem byłoby wprowadzenie do formacji seminaryjnej także elementów skutecznego komunikowania – nie tylko z ludźmi w codziennej pracy duszpasterskiej, lecz także właśnie we współpracy z mediami.

W okresie PRL reżimowa prasa dla Kościoła była niedostępna. Po 1989 r. wszystko się zmieniło. Ale rezerwa do środowiska dziennikarskiego wśród ludzi Kościoła pozostała. I w wielu przypadkach ma się nieźle. Poznanie i zbliżenie wymaga czasu. To proces, który wymaga też dobrej woli. Z obu stron.

Rzecznicy prasowi wszystkich diecezji w Polsce – głównie księża, choć jest wśród nich także jedna kobieta (Elżbieta Grzybowska z diecezji płockiej) – spotykają się w tych dniach na specjalnym szkoleniu. Właściwych relacji z mediami będzie uczył m.in. Dariusz Bohatkiewicz z TVP.

W programie sympozjum jest także blok poświęcony sprawom pedofilii. Jak powinni mówić o tym problemie duchowni, opowiedzą jezuici o. Jacek Prusak (psycholog, psychoterapeuta, publicysta „Tygodnika Powszechnego") i o. Adam Żak (od czerwca 2013 r. koordynator episkopatu ds. ochrony dzieci i młodzieży).

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?