Karać konsumentów
Cóż więc robić? Po pierwsze, nie ustawać w wysiłkach na rzecz globalizacji polityki ograniczania emisji gazów cieplarnianych. Przy niewielkim, rzędu 14 proc., udziale europejskiej emisji w bilansie globalnym jakiekolwiek daleko idące unijne regulacje w tym zakresie mają sens wyłącznie pod warunkiem uzyskania szerokiego porozumienia. Sprzeczności w widzeniu problemu ograniczania emisji w stanowiskach krajów rozwiniętych i rozwijających się są dzisiaj ogromne. Ich ilustracją może być upór niektórych krajów Unii Europejskiej dotyczący dalszego zaostrzenia limitów emisyjnych, podczas gdy minister środowiska Indii o mało nie stracił niedawno stanowiska za samo podjęcie rozmów na temat jakichkolwiek ograniczeń.
Jedyną drogą do celu wydaje się podział kosztów dotyczących redukcji emisji uwzględniający poziom rozwoju poszczególnych krajów i lokalną dostępność surowców energetycznych. Na negocjacje rzutuje bowiem fundamentalny dylemat moralny – dlaczego mielibyśmy utrudniać rozwój krajów biedniejszych, chcących podążać śladem krajów rozwiniętych, skoro bogaci gromadzili swój majątek przez wieki, nie bacząc na jakiekolwiek wymogi ekologii?
Tragedia na Filipinach uświadomiła nam także po raz kolejny, że niezbędne jest szybkie utworzenie globalnego funduszu na rzecz pomocy krajom szczególnie mocno odczuwających anomalie pogodowe. W negocjacjach klimatycznych przydałaby się natomiast wreszcie refleksja na temat całkowitej zmiany myślenia o winowajcach procesów emisji – chyba raczej należałoby karać konsumentów energochłonnych produktów i usług, a nie ich producentów?
Inteligentne sieci
Poza tym powinniśmy nadal energicznie dostosowywać się do nieuchronnych zmian. Zadania pierwszoplanowe to poprawa efektywności energetycznej (poprzez np. termomodernizację budynków, lepiej zorganizowany transport, zoptymalizowane oświetlenie ulic czy wykorzystywanie ciepła generowanego w elektrowniach) oraz modernizacja infrastruktury energetycznej. Modernizacja uwzględniająca budowę inteligentnej sieci energetycznej, umożliwiającej sprzedawanie prądu do sieci z przydomowych elektrowni – agregatów zasilanych biogazem lub paliwem konwencjonalnym, paneli fotowoltaicznych, przydomowych wiatraków. Ideą energetyki rozproszonej jest to, aby użytkownik mógł na bieżąco obserwować koszt wydatkowanej energii i włączać urządzenia domowe, optymalizując zużycie prądu – szacuje się, że samo oszczędzanie tego typu doprowadziłoby do redukcji zużycia energii o 6–7 proc.
Niezbędne jest też wypracowanie własnego docelowego modelu, tzw. miksu energetycznego (węgiel kamienny i brunatny, gaz konwencjonalny i niekonwencjonalny, atom, OZE). W perspektywie nieodległych u nas niedoborów mocy zachęciłoby to do aktywności potencjalnych inwestorów, któż bowiem skłonny jest do angażowania kapitału, nie mając względnie choćby jasnej wizji przyszłości całego sektora?
Nie można przy tym zapominać o aspektach prawnych, wciąż bowiem brakuje szeregu ustaw koniecznych do wypracowania skutecznej polityki energetycznej. Trzeba być także świadomym faktu, iż potencjał polskich banków i rynku kapitałowego jest niewystarczający na potrzeby ambitnego programu rozwoju niskoemisyjnej energetyki – mówimy tu o wydatkach rzędu kilkudziesięciu miliardów złotych rocznie. Z pewnością niezbędne będzie więc pozyskanie wsparcia finansowego z Unii i zaangażowanie w proces restrukturyzacji banków EBI i EBOiR.