Nasi apologeci postępu uparcie realizują wizję, według której nie da się osiągnąć nowoczesności bez sekularyzacji. Wzorując się na kolegach z Europy Zachodniej, przekonują, że im mniejsza rola religii i Kościoła w państwie, tym więcej nowoczesności. W czasie ostatniej nagonki, w której tropiono mafię pedofilów w sutannach, lewicowo-liberalne autorytety dobitnie stwierdziły, że dopóki Polska będzie klerykalnym państwem wyznaniowym, dopóty podobne patologie generowane przez kler będą się mnożyć, a nowoczesność nie zawita tutaj nigdy lub pojawi się w skarlałym kształcie.
Kult ciała, seksu, kariery
Zmasowane ataki na Kościół, ciągłe powtarzanie o konieczności wyjścia z parafiańszczyzny i zarzucanie Polakom, że zbyt wolno się unowocześniają, przynoszą swoje owoce. Zaczynamy powoli odchodzić od Kościoła. Odsetek wiernych uczestniczących w niedzielnych mszach świętych systematycznie spada. Boże Narodzenie i Wielkanoc, święta dla nas najbardziej rodzinne i tradycyjne, coraz częściej spędzamy na egzotycznych wakacjach. Takie same zjawiska sekularyzacyjne przechodziła około 40 lat temu Europa.
Kiedy nasi postępowcy zepchną już Kościół na margines, zastraszą go, zamkną mu usta i zohydzą społeczeństwu, przekonując na wszelkie sposoby o jego archaiczności i nieprzydatności, to zostanie mu jeszcze jedno miejsce, w którym jest niezbędny – to obszar ludzkiego cierpienia. Tej jednej funkcji niesienia ulgi w cierpieniu i dźwigania ludzi z nędzy nie zdołają mu odbierać.
„Postęp, który z takim trudem, z użyciem ogromnej energii i nakładów został wypracowany przez całe pokolenia, zawiera w sobie potężny potencjał lęku, obawy przed śmiercią, starością i cierpieniem. Współczesny człowiek, choć tak nowoczesny, wydawałoby się niezależny, lęka się. I to nie tylko człowiek jako jednostka, lękają się też supermocarstwa, bo istnieją i wciąż powstają nowe, coraz bardziej wyrafinowane metody niszczenia, zabijania i zadawania bólu" – pisze psycholog Lidia Myćka w artykule „Cierpienie – lęk współczesnego człowieka".
Nowoczesne społeczeństwa boją się cierpienia i wypychają je na margines. Cierpienie nie jest produktywne, nie jest używalne, i jest nieestetyczne. Nie da się zracjonalizować czy logicznie wytłumaczyć. Osoby dotknięte nieuleczalną chorobą, bólem i niedołężnością drażnią postępowe społeczeństwa, ponieważ udowadniają, że wszelkie ambitne plany mające przynieść świetlaną przyszłość i wyeliminować cierpienie rozbijają się o kruchość ludzkiej natury, jej chwiejność i ograniczenia. Niezależnie od rozwoju medycyny i nauki, ustroju i czasów, w których przyszło nam żyć, dramat cierpienia istnieje i trzeba się jakoś do niego ustosunkować. Świat sobie z nim nie poradzi, choćby nie wiadomo jak był nowoczesny.