Rosja pchnięta nożem

Zachód nie ułatwiał Rosji wychodzenia z sowieckiej choroby, ale usiłował – i nadal usiłuje ?– wykorzystać słabość przepoczwarzającego się, upadłego giganta – twierdzi publicysta.

Publikacja: 08.05.2014 02:19

Na nic się zda demonizowanie Władimira Putina. Nawet gdy go nie będzie, w kolejce czekają tacy sami

Na nic się zda demonizowanie Władimira Putina. Nawet gdy go nie będzie, w kolejce czekają tacy sami jego następcy – pisze autor

Foto: AFP/ria-novosti

Red

Trwa dramat ukraiński i końca jego nie widać, a już na pewno końca szczęśliwego. Przebiega gdzieś na peryferiach Europy, a pomimo to wstrząsnął pozimnowojennym porządkiem światowym, całe zaś pokolenie ludzi, których dorosłe życie upływało w cieniu równowagi atomowego strachu między zachodnią cywilizacją a komunistycznymi Sowietami, wyrwał z błogiego snu o wiecznym pokoju i niczym niezakłóconej konsumpcji. Bo w istocie nie jest to konflikt o Ukrainę,  lecz o wiele poważniejszy i niebezpieczny spór o trwałe urządzenie i zagospodarowanie przestrzeni poradzieckiej w Europie Wschodniej, na Kaukazie i częściowo w Azji Środkowej. I nie da się go ani zminimalizować, ani rozbroić bez uprzedniej odpowiedzi na dwa pytania: czy współczesne, nowo powstałe państwa mające nieszczęście być niegdyś częścią sowieckiego imperium, mają prawo do swobodnego wyboru członkostwa w dowolnym bloku politycznym bądź militarnym oraz czy następca prawny ZSRR, obecna Federacja Rosyjska, ma prawo domagać się utrzymywania strefy bezpieczeństwa wokół swoich granic, pokrywającej się z terytoriami owych państw.

Motyl nie wyfrunął

Te dwa pytania tylko z pozoru są głupie. Bo przecież można odpowiedzieć, że każde suwerenne państwo ma prawo wyboru przyjaciół i sojuszników, a żadne państwo, na przykład Federacja Rosyjska, nie ma prawa podporządkować polityki sąsiadów własnym interesom. To wszystko prawda. Tylko co z tego? Spór jest między Stanami Zjednoczonymi a Rosją i towarzyszą mu, jak za czasów ZSRR, głęboka nieufność, kłamliwa kampania propagandowa i zapomniana już atmosfera zimnej wojny. A wszystko to przebiega w cieniu dwóch najpotężniejszych  arsenałów nuklearnych.

Dzisiejszy problem z poradziecką przestrzenią można było przewidzieć już w chwili upadku sowieckiego imperium i przynajmniej próbować stworzyć jakieś mechanizmy zabezpieczające przyszłe interesy antagonistycznych dotąd stron. Częściowo nawet próbowano to czynić, gdy wojska sowieckie opuszczały NRD, ale wydaje się, że radość z faktu, iż upadek imperium dokonał się bezkolizyjnie, bo drogą implozji, przysłoniła poważne analizy. Sowieci zaś byli zbyt słabi i zajęci sobą, by wymóc na Zachodzie jakieś poważne ustalenia traktatowe.

Najpoważniejszy więc po II wojnie światowej problem – jak żyć w Europie  z tym, co zostało po ZSRR, Zachód próbował regulować nie traktatami, a niezobowiązującymi porozumieniami w stylu gentlemen agreement. Za to życzliwie się przyglądano, jak w czasie jelcynowskiej smuty zmienia się sowiecka poczwara i czekano, aż wyfrunie z niej piękny, biały motyl. Ale motyl nie wyfrunął. Wyfrunęła nowa poczwara: postkomunizm. Był to stwór dziwny, śmieszny, ale jeszcze niegroźny. I dawało się z nim handlować.

Gra w wybijanego

Być może Amerykanom i wojskowym strategom z NATO była na rękę taka niedookreśloność sytuacji na obrzeżach dawnego imperium. Wkrótce też Amerykanie zaczęli urządzać wolną przestrzeń w Europie po swojemu. Rosja poczuła się zagrożona, gdy sojusz atlantycki zaczął się zbliżać do jej granic i nikt nie zamierzał respektować ani jej interesów na Bałkanach czy na Kaukazie, ani subiektywnego poczucia, iż jest okrążana zachodnimi bazami. Pribałtyka, Gruzja, Mołdawia, teraz Ukraina to przykłady „wyłuskiwania" państw z obrzeży Rosji i włączania ich do własnej strefy wpływów. Słusznie czy niesłusznie, ale tak czują i myślą Rosjanie nie tylko na Kremlu.

Muszą też wiedzieć, że w tej geopolitycznej grze „w wybijanego" są na straconej pozycji, bo nie mają nic do zaoferowania państwom usiłującym wyjść z rosyjskiej strefy bezpieczeństwa. Przyjęli więc dość krótkowzroczną i niebezpieczną taktykę tworzenia „zastawek" na obszarach ewentualnej zachodniej ekspansji.

Taką „zastawką" przeciw Mołdawii czy Rumunii jest Naddniestrze i stacjonujące tam rosyjskie wojska, na Gruzję mają Abchazję i Osetię, na protureckich, muzułmańskich Azerów mają chrześcijańskich Ormian i szantaż wojną o Górski Karabach. Na Ukrainę nie mają trzymania z zewnątrz, choć wzięcie Krymu nieco poprawiło sytuację. Ale nadal jest to polityka defensywna, a inicjatywę strategiczną ma NATO.

Jeśli rację ma kongresmen Ron Paul, że awanturę na Ukrainie celowo wywołał Waszyngton do spółki z MFW, by uwikłać Putina w beznadziejną wojnę, wkrótce może być jeszcze bardziej nieprzyjemnie

Gdy kilka dni temu wiceszef paktu oświadczył, że Kreml utracił dotychczasową pozycję „partnera" i stał się „przeciwnikiem" sojuszu, po raz pierwszy od 20 lat zrobiło się nieprzyjemnie. Jeśli rację ma stary konserwatysta amerykański kongresmen Ron Paul, którego trudno posądzać o prorosyjskie sympatie, że awanturę na Ukrainie celowo wywołał Waszyngton do spółki z MFW, by uwikłać Władimira Putina w beznadziejną wojnę, wkrótce może być jeszcze bardziej nieprzyjemnie. Amerykanie zresztą specjalnie się nie kryją ze swoim zaangażowaniem na Ukrainie. Nagłe wizyty szefa CIA w Kijowie, a następnie wiceprezydenta USA, były ewenementem w europejskiej praktyce politycznej.

Postkomunistyczna hybryda

Dzisiejsza Rosja nie jest normalnym państwem, złym czy dobrym, ale wpisanym w historyczną tradycję europejskiej cywilizacji, a więc kierującym się jej zasadami, jakim była za carskich czasów. Jest postkomunistyczną hybrydą, niezrozumiałą dla Zachodu, zatem nieprzewidywalną i niebezpieczną. Ma za sobą doświadczenie komunistyczne, krwawy, blisko wiekowy eksperyment, który kosztował ją utratę elit, ciągłości historycznej i kulturowej, utratę europejskiej tożsamości, o milionach istnień ludzkich już nie mówiąc. Nikt tego wcześniej nie doświadczył.

Podobnie jak nikt później nie doświadczył wychodzenia z komunizmu. I może jest tak, że po prostu z niego wyjść się nie daje, że niemożliwy jest powrót do normalności, cokolwiek to znaczy. Tym bardziej że Zachód bynajmniej nie ułatwiał tego wychodzenia z sowieckiej choroby, ale usiłował i nadal usiłuje wykorzystać słabość przepoczwarzającego się, upadłego giganta.

Dlatego dziś jest tak jak jest, a jest naprawdę niebezpiecznie. I jeśli XXI wiek nie ma być powtórką z szaleństw wieku poprzedniego, coś z tym trzeba zrobić, bo wszelkie zaniechanie prostą drogą prowadzi do wojny. I na nic się zda demonizowanie Putina i obarczanie go winą za wszelkie zło na wschód od Bugu. Nawet gdy go nie będzie, już w kolejce czekają tacy sami jego następcy. Natomiast rosyjscy decydenci muszą sobie przypomnieć, że historyczna Rosja od Piotra Wielkiego wszystkie swe najlepsze okresy w dziejach zawdzięczała ścisłym związkom z cywilizacją europejską.

Nie ma też co liczyć na oddolne zmiany społeczne; takiej tradycji w Rosji nigdy nie było. A jeśli się zdarzyła, kończyło się zawsze pożarem. Liczyć można tylko na rozsądek rosyjskich elit politycznych i wojskowych. Także na wyhamowanie mocarstwowych ambicji Waszyngtonu, którego siłowa polityka spustoszyła już niejeden kraj w ostatnich latach.

Idea okcydentalizmu miała w carskiej Rosji długą i silną tradycję, a stały za nią takie autorytety, jak Wissarion Bielinski, Aleksandr Hercen, Michaił Bakunin czy Iwan Turgieniew. Być może kryzys ukraiński spowoduje, że przypomną sobie o niej na Kremlu. Ale muszą dostać od Zachodu, szczególnie od Amerykanów, gwarancje bezpieczeństwa, że w czasie wychodzenia z sowieckiej choroby rekonwalescent nie zostanie pchnięty nożem w odkryte podbrzusze. Metodą Majdanu czy kolejnej „kolorowej rewolucji".

Czy to jest możliwe, czy możliwe jest odejście Rosji od pokracznego postkomunizmu i powrót do normalności? Trzeba w to wierzyć. Bo co innego pozostaje?

Autor jest publicystą, scenarzystą ?i reżyserem. W czasach PRL był działaczem opozycji, w stanie wojennym internowany.  ?W 1992 r. został dyrektorem TAI, ?a w latach 1994–2000 był dyrektorem programowym TV Polonia.

Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Wybór Friedricha Merza może przynieść Europie nadzieję
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: O wyższości 11 listopada nad 3 maja
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Polityczna intryga wokół AfD
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa surowcowa Ukrainy z USA. Jak Zełenski chce udobruchać Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku