Dyplomacja na Twitterze

Rosyjski wicepremier Dmitrij Rogozin groził kilka dni temu Rumunii. Na Twitterze…

Publikacja: 12.05.2014 01:06

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa

Słynny niemiecki dowództwa, Carl von Clausewitz mawiał, że wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami. Podczas swojego życia doświadczył wiele – po bitwie pod Jeną w 1806 roku dostał się do napelońskiej niewoli, w 1812 roku porzucił armię pruską i zapisał się do rosyjskiej, by dalej walczyć z Francuzami, wreszcie w 1815 był świadkiem ostatecznego zwycięstwa nad Napoleonem koalicji pod Waterloo. Kawał historii, prawda? Byłoby się czym chwalić na Facebooku. Gdyby tylko taki wynalazek był dostępny dla Clausewitza, może jego słynne dzieło „O wojnie" powstałoby jako szereg postów. Albo tweetów.

Czas na twiplomacy

Krzywicie się? Przecież obecnie Twitter i Facebook wykorzystywane są jako oficjalne kanały komunikacji polityków z narodem. Mówi się o twitterowej dyplomacji, czasami nawet pojawia się określenie twiplomacy (połączenie Twittera i angielskiego diplomacy). Najnowsze badanie firmy Burson-Marsteller z listopada 2013 roku mówi o ponad ¾ światowych rządów obecnych na najpopularniejszym serwisie mikroblogowym. 68% głów państwa ma konto na Twitterze. Razem z Facebookiem 505 najbardziej wpływowych kont polityków docierały do 105 733 356 odbiorców (stan na 1 lipca 2013). Nowa, cyfrowa dyplomacja wciąga każdego – premier Ugandy odpowiada na 96% wysyłanych do niego postów (niektóre korporacje mogłyby się od niego uczyć zaangażowania), prezydent Argentyny ma ponad 2,1 miliona followersów i jest najbardziej popularnym politykiem Ameryki Łacińskiej (bije wyniki prezydenta Maduro z Wenezueli, któremu Twitter już nie wystarcza i bloguje także na chińskim Twitterze – Weibo). Według raportu niektóre ze światowych organizacji (np. WHO) w pierwszej kolejności tweetują o nowościach zanim odświeżą swoje strony internetowe.

Twitter potrafi także obalać rządy i mieć czasem większą siłę rażenia niż lokalna partyzantka uzbrojona w przestarzałe wyrzutnie rakiet. Wydarzenia arabskiej wiosny służą teraz do dalszej analizy dla kolejnych cyber sztabów kryzysowych, które powstają przy wielu rządach. Nowy prezydent Iranu, Hassan Rouhani prowadzi konto na Twitterze. Pisze tam o telefonicznych rozmowach z Obamą, kontaktach ze światowymi dyplomatami w sprawie aktualnie negocjowanego porozumienia nuklearnego – rzecz niebywała, bowiem są to pierwsze oficjalne wzmianki o bezpośredniej komunikacji USA-Iran od czasów irańskiej rewolucji w 1979 roku. Co więcej, Rouhani tweetował z życzeniami dla Żydów z okazji żydowskiego nowego roku (na początku września 2013), mimo iż jeden z czwórki obserwowanych przez niego użytkowników, ajatollah Ali Chamenei wobec Izraela i jego mieszkańców ma nieco inne plany (w 2012 twierdził, że Izrael zniknie z pejzażu regionu). Dyplomacja na Twitterze to dziedzina bardzo trudna i wymagająca ciągłej uwagi.

Łatwo o kompromitację. Niejedną.

Nic więc dziwnego, że od social media dyplomacji do kompromitacji czasem nie jest zbyt daleko. Na stronie szefa polskiego MSZ, Radka Sikorskiego (http://www.radeksikorski.pl) trafiamy na komentarz ministra "Są złośliwi, którzy mówią, że uprawiam dyplomację twitterową. Mój serdeczny kolega minister Carl Bildt spotkał się nawet z oficjalnym wnioskiem opozycji socjaldemokratycznej, aby przestał używać Twittera. Minister Bildt zignorował ten wniosek i ja też uważam, że ci, co go głoszą, ignorują nowoczesność". Sikorski zdecydowanie nie ignoruje cyfrowej rzeczywistości, prowadzi konta na FB, Twitterze, NK, Goldenline, Flikcrze, YT, Blipie i LinkedIn. Pod względem wzajemnego połączenia własnego konta z kontami innych, najmocniejszych liderów świata na Twitterze zajmuje 40. miejsce (na równi z prezydentem Rosji i zaraz za premierem Hiszpanii). Polski MSZ to już 3. miejsce w tym rankingu, wyprzedza nas jedynie wspominany szwedzki minister Carl Bildt oraz dyplomacja UE. Teoretycznie jednoznaczny sukces, ale minister Sikorski ma czasem tendencję do zbyt szybkiego wyrażania swoich myśli. To w połączeniu z super szybką komunikacją społecznościową może trochę namieszać. Pod koniec listopada 2013 roku skomentował sytuację na Ukrainie w niezbyt fortunnych słowach „skorumpowana gospodarka ukraińska". Podczas wyborów w Warszawie retweetował post innego użytkownika o „liczbie okazów" zebranych podczas „grzybobrania". Było to ewidentne szyfrowanie aktualnej sytuacji w wyborach rozstrzygających o pozostawieniu Hanny Gronkiewicz-Waltz na stanowisku prezydenta stolicy. O frekwencji wyborczej użytkownicy pisali w kontekście okręgowych komisjach grzybiarskich, liczbie słoików do zamarynowania i możliwościach przyrządzenia z tych zbiorów zupy. Wreszcie w listopadzie 2012 roku Sikorski skomentował na swoim Twitterze nadchodzące od ministra skarbu „dobre informacje o cenach gazu", czym uprzedził oficjalny komunikat giełdowy w tej sprawie.

Według starego powiedzenia nie popełnia błędów jedynie ten, kto nic nie robi, ale w przypadku bycia twarzą państwa w social media, z których informacje podchwytywane są w tempie błyskawicy, nie jest to dobre wytłumaczenie. Potrzeba jeszcze większej kontroli własnych wpisów. Twitterowe wpadki to nie tylko domena ministra Sikorskiego. Amerykańską ambasador w Egipcie, Anne W. Patterson spotkała ostra krytyka za utrzymywanie społecznościowych relacji na oficjalnych profilu ambasady zarówno z rządem Bractwa Muzułmańskiego jak i ze świecką opozycją. Sekretarz Stanu USA, John Kerry i niedawny konkurent Baracka Obamy na stanowisko prezydenta kraju, John McCain spieszyli się z podziękowaniami za przyspieszenie niedawnych negocjacji z Iranem. Przykłady twitterowych wpadek można by mnożyć, ale wniosek nasuwa się jeden – społecznościowa dyplomacja częściej potrafi popsuć szyki niż uprzedzić działania strony przeciwnej.

Z założenia negocjacje między państwami okrywa tajemnica. Nie po to decydenci spotykają się za zamkniętymi drzwiami, a ich biura polityczne starannie konstruują oświadczenia dla mediów, by nagle wszystko to runęło, bo ktoś za szybko palnie coś niewłaściwego na Twitterze czy Facebooku. Można puścić wodze fantazji i wyobrazić sobie, że podczas Zimnej Wojny pilot zwiadowczego samolotu U2, Gary Powers, przed zestrzeleniem nad terytorium ZSRR zdążyłby się otagować nad Jekaterynburgiem i zrobić „zdjęcie z rąsi". Ba, nie byłoby podwójnych agentów, KGB, GRU, CIA i Stasi, bo sensowność takich wydziałów pełnych agentów stałaby pod znakiem zapytania. Ich pracownicy co jakiś czas denuncjowaliby się przypadkowo publikując swoje zdjęcia z tajnych misji, niczym polscy oficerowie kontrwywiadu umieszczający zdjęcia z Afganistanu na Naszej Klasie w 2008 roku.

Jak traktować polityczne wpisy?

Odnośnie twitterowej dyplomacji pojawia się jeszcze jedna wątpliwość – czy rząd polskiego państwa jest w stanie traktować zagraniczny serwis (Twitter to firma amerykańska) jako oficjalny kanał komunikacji z obywatelami? Przecież prawo wyraźnie określa, że do tego służy Biuletyn Informacji Pulicznej i platforma ePUAP. Co w sytuacji zbanowania użytkownika (czyli skorzystania z funkcjonalności serwisu) przez twittującego ministra, premiera, czy prezydenta, nawet za zasłużone zaśmiecanie walla? Przecież to naruszenie konstytucyjnego dostępu do informacji. Znany polski prawnik od lat komentujący w sieci prawne aspekty dostępu do informacji, Piotr Waglowski, poruszył niedawno ten temat. Mówił nawet o zakazie korzystania przez organy państwowe z usług agencji interaktywnych obsługujących kanały społecznościowej komunikacji za państwowe pieniądze (przykład agencji FaceADDICTED doradzającej KPRM w tej kwestii).

Postępu nie da się zatrzymać. Nie ma sensu nad zastanawianiem się, czy nie lepiej wrócić do transportu konnego w dobie superszybkiej kolei magnetycznej. Podobnie nie sposób stronić od tweetowania także o dyplomacji i poprzez konkretnych polityków. Jednak za każdym razem trzeba pamiętać, że obecnie my w sieci to już nie wirtualny profil w rzeczywistości-której-naprawdę-nie-ma, ale jedna z naszych codziennych twarzy. Tak, jak nie pojawimy się na uroczystości dyplomatycznej o określonych zasadach ubioru w dżinsach i swetrze, tak samo nie możemy folgować sobie w żadnej sytuacji zajmując odpowiedzialne stanowisko. Inaczej pozostanie z tego niesmak w rodzaju komentarza obecnego rzecznika MSZ, Marcina Wojciechowskiego. Podczas telefonicznej rozmowy z dziennikarzem Radia ZET odmówił komentarza mówiąc, że nie jest „panienką na telefon". Na nic nie pomogą późniejsze tłumaczenia, że rzecznik był zmęczony, że po kolejnym ciężkim dniu „miał okazję, żeby pobyć z córką przed położeniem jej spać". Niesmak pozostaje i z takiej niekompetencji trudno jest się wytłumaczyć.

Rumuński dylemat

No i wreszcie pojawia się nasz bohater z początku artykułu. Rosyjski wicepremier Dmitrij Rogozin wracał niedawno do kraju z Naddniestrza. Najkrótsza droga samolotem wiodła przez Rumunię, ale Bukareszt zabronił przelotu rosyjskiego dyplomaty stosując się do sankcji nałożonych przez Brukselę. Co robi Rogozin? Zdenerwowany utrudnieniami pisze na swoim Twitterze, że „następnym razem poleci na pokładzie Tu-160". Ten samolot to nie tylko największy strategiczny bombowiec, jakim obecnie dysponuje Rosja, ale także największa latająca wojskowa maszyna na świecie. Co zrobić z takim oświadczeniem wysokiego urzędnika pisanym w społecznościowym serwisie? Czy to jest już oficjalne stanowisko rządu, czy tylko wpadka, przechwałki, pogróżki, demonstracja siły (niepotrzebne skreślić) danego polityka? Rumuński MSZ wydał oficjalne oświadczenie, w którym domaga się wyjaśnienia, co dokładnie Rogozin miał na myśli i czy to obowiązujące stanowisko Rosji wobec Rumunii jako członka UE i NATO.

Opinie polityczno - społeczne
Kazimierz M. Ujazdowski: Francja jest w kryzysie, ale to nie koniec V Republiki. Dlaczego ten ustrój przetrwa?
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Rafał Trzaskowski musi się odelitarnić i odciąć od rządu, żeby wygrać
analizy
Donald Trump już wstrzymuje pierwszą wojnę. Chyba
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Bezpieczeństwo, Europo! Co to znaczy dla Polski?
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: „W tym roku Ukraina przestanie istnieć”, czyli jak Putin chce pokroić Europę
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego