9 kresek, żółwie i platforma wiertnicza

Chiny to duży kraj. Wszystko musi być w nim na dużą skalę. Także konflikty z państwami sąsiednimi.

Publikacja: 14.05.2014 21:49

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa

Gdyby komuś było mało sporów o kilka bezludnych wysepek, które Chiny prowadzą z Japonią, to na horyzoncie pojawiają się nowe powody do prowokacji. W ubiegłą środę na morzu południowochińskim doszło do kolizji statków oraz do zatrzymania nielegalnego pewnego ładunku. We wszystkim brali udział Chińczycy.

Weekend incydentów

Pierwszy incydent dotyczył platformy wiertniczej, którą w zeszły weekend Chińczycy umieścili w okolicach Wysp Paracelskich. Według Pekinu niebezpiecznie blisko zbliżyły się do niej statki wietnamskie, zatem świeżo zainstalowanej w tym rejonie instalacji wartej miliard dolarów trzeba było bronić. Z kolei zdaniem przedstawiciela wietnamskiego ministerstwa spraw zagranicznych, Tran Duy Haia, chińskie statki z premedytacją weszły na kurs kolizyjny z wietnamskimi. Do tego incydentu doszło dokładnie 4 maja. Chińczycy utrzymują, że statków-intruzów było aż dwa tuziny, trzeba się było jakoś przed nimi bronić. Otwarto w ich stronę „ogień" z armatek wodnych, raniąc kilku wietnamskich marynarzy. Statki także ucierpiały.

Platforma wiertnicza, która wywołała to zamieszanie, jest wielkości boiska piłkarskiego. Chińczycy bardzo się nią chwalą, mówią, że to „lotniskowiec wśród morskiego sprzętu wydobywczego". Kosntrukcja ma wysokość 136 metrów, waży ponad 30 tys. ton i może wwiercić się nawet na głębokość 10 kilometrów. Nazywa się HD-981, budowano ją sześć lat i należy do szóstej generacji takich skomplikowanych urządzeń. Przyciągnięto ją na sporne wody w okolicach Wysp Paracelskich, ponieważ to tam Pekin spodziewa się ogromnych źródeł gazu. Według szacunków ponad 70 proc. tamtejszych złóż znajduje się na głębokości około 300 metrów. Archipelag leży ok. 325 km na wschód od Wietnamu, nie mają stałych mieszkańców, ale Wietnam uznaje je za swoje. Chiny z kolei odebrały je sąsiadowi w 1974 roku i nie zamierzają oddać. Nawet za Chiny.

Drugi incydent dotyczył żółwi i kolejnego państwa sąsiadującego z Chinami. Filipińczycy zatrzymali chińską łódź „Qiongqionghai 09063" z 11 rybakami, ponieważ odkryto na niej setki zagrożonych wyginięciem żółwi. Według relacji z Manili było ich około 500 sztuk, a nie powinno być ani jednego, bo są pod ochroną. Niektóre ze zwierząt były już martwe. Terenem kolejnego sporu są Wyspy Spratly, archipelag około 750 wysepek, do którego prawa roszczą sobie Chiny, Wietnam, Filipiny, Malezja, a także Brunei. Do wydarzenia doszło 6 maja na Ławicy Półksiężyca (Half Moon Shoal), która rzeczywiście odrobinę przypomina półksiężyc.

Konsekwencje 9 kresek

Konsekwencje tych wydarzeń zaczynają być coraz bardziej poważne. W Wietnamie, kraju gdzie rząd nie pozwala na masowe demonstracje, tym razem zezwolono na antychińskie protesty. Dochodziło do nich nie tylko w stolicy kraju, Hanoi, ale także w prowincji Binh Duong na południu kraju, gdzie znajduje się wiele chińskich fabryk. Chińczycy przenosili je tam z rodzimego kraju, by zmniejszyć koszty produkcji, ponieważ w ostatnich latach Państwo Środka przestaje być tak konkurencyjne, jak dotychczas. W protestach wzięło udział ponad 19 tys. pracowników, którzy spalili 15 zakładów. Nie tylko chińskich, ale także przedsiębiorców zarejestrowanych w Singapurze, Korei Południowej i na Tajwanie.

Dlaczego cierpią także inni? Przez Wietnam w ostatnim czasie pojawiały się punktowe wybuchy niezadowolenia okazywane zagranicznym właścicielom fabryk przez wietnamskich pracowników. Powodem były złe warunki pracy oraz rosnące nastroje nacjonalistyczne. Wietnam długo pracował na rozwój gospodarczy, udało mu się wypracować konkurencyjność wobec Chin, ale obniżanie kosztów produkcji z jednej strony przyciąga gigantów – w Wietnamie są praktycznie wszystkie największe koncerny świata, ale także unieszczęśliwia ludzi i ułatwia ich wykorzystywanie w pracy. Japończycy, Koreańczycy i Tajwańczycy wywieszają na swoich fabrykach wietnamskie flagi, by nie drażnić podpalaczy i uchronić się przed wielkimi stratami. Podczas pierwszych dni demonstracji wietnamska policja zatrzymała 500 osób.

Ostatnie niepokoje społeczne pokazują, jak niestabilna może stać się sytuacja w tym rejonie Azji. Za kłopoty odpowiadają w dużej mierze Chiny i ich polityka terytorialna. Określa się ją mianem nine-dotted line, czyli granicą 9 kresek. Ta linia pokazuje zasięg terytorialny Chin. 9 spornych terenów to m.in. wspominane Wyspy Paracelskie (spór z Wietnamem), wyspy Spratly (z Filipinami, Brunei, Malezją, Tajwanem i Wietnamem) oraz rafa Scarborough (Filipiny). Rządy Filipin i Wietnamu ostro protestowały przeciwko wyraźnemu zaznaczeniu tych granic w nowych chińskich paszportach biometrycznych. Przybijanie oficjalnych pieczątek w nowych dokumentach świadczyłoby, że pozostałe państwa akceptują nowy stan posiadania Chin.

Gdyby komuś było mało sporów o kilka bezludnych wysepek, które Chiny prowadzą z Japonią, to na horyzoncie pojawiają się nowe powody do prowokacji. W ubiegłą środę na morzu południowochińskim doszło do kolizji statków oraz do zatrzymania nielegalnego pewnego ładunku. We wszystkim brali udział Chińczycy.

Weekend incydentów

Pozostało jeszcze 93% artykułu
felietony
Przegląd kadr i atestacja stanowisk pracy w rządzie Donalda Tuska
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Pietryga: Polska skręca na prawo. Czy Donald Tusk popełnił strategiczny błąd?
Opinie polityczno - społeczne
Pięć najważniejszych wniosków po I turze, którą wygrali Kaczyński i Tusk
Opinie polityczno - społeczne
Marek Cichocki: Kluczowa dla Polski jest zdolność budowania relacji z USA
Opinie polityczno - społeczne
Hity i kity kampanii. Długa i o niczym, ale obfitująca w debaty