Jeżeli chcemy iść na najlepsze sushi na świecie, większość przewodników kulinarnych poleci tokijską restaurację Sukibayashi Jiro w dzielnicy Ginza. Prowadzona przez mistrza Jiro Ono, ma 3 gwiazdki Michelina, 10 stolików i konieczność rezerwacji z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. No i ostatnio premier Shinzo Abe zabrał tam prezydenta Obamę na nieformalną kolację. Amerykańskiemu prezydentowi bardzo smakowało, mówił, że to lepszego sushi w życiu nie jadł. Wszystko wskazuje, że wizyta u mistrza Ono może być strzałem w dziesiątkę. Jeżeli nie chcemy czekać tak długo i mamy trochę mniejszy budżet na jedzenie, można się wybrać do innej części Tokio, Roppongi, do drugiej restauracji mistrza Ono, prowadzonej przez jego syna.
Kulturowe różnice?
Czasem może jednak dojść do nietypowych sytuacji. W kwietniu chińska studentka Chuhan Lin wybrała się do Roppongi z czwórką znajomych. Spóźnili się 40 minut i nie uprzedzili o tym personelu restauracji pomimo tego, że są tam rezerwacje. Kiedy podano im tradycyjne sushi, które składa się z surowych ryb, poprosili o ryby gotowane. Szef kuchni, Takashi Ono, syn słynnego mistrza, zdenerwował się i powiedział, że nie chce o tym słyszeć. Dał do zrozumienia Chińczykom, że ma swoją dumę i nie pracuje w ten sposób. Według niego klienci zjedli tylko kilka kawałków sushi ze wszystkich, które im zaserwowano - a zamówiono m.in. zestaw sushi (168 dolarów na osobę) i dwa duże talerze sashimi (czyli surowej ryby podawanej bez ryżu). Goście nie mogli przełknąć surowej ryby i chcieli zmienić zamówienie na sushi w wersji gotowanej i - ku większym zniesmaczeniu szefa kuchni - na wynos. Dodatkowo jedna ze znajomych bohaterki całego zajścia próbowała dostać się do szafki, w której trzymane są rzeczy klientów, bez wymaganej asysty kogoś z obsługi. Obsługa w restauracjach Ono słynie z uprzedzeń wobec klientów z zagranicy i tym razem Japończycy nie chcieli pokojowo porozumieć się z Chinką.
Jak trwoga, to do internetu
Chuhan Lin opisała swoje zbulwersowanie jakością obsługi i podejściem do klienta na swoim profilu w chińskim odpowiedniku Twittera, Weibo. Spotkała ją za to natychmiastowa krytyka ze strony internautów. Wytykano jej ignorancję, brak szacunku dla tradycji, nieznajomość japońskiej kultury i kuchni pomimo wielu lat spędzonych w tym kraju. Podejście Lin nazwano haniebnym i przynoszącą ujmę całemu narodowi. Lin napisała w swoim poście między innymi, że nie robiono by jej żadnych uwag, gdyby była premierem Abe albo Obamą.