Chiny nie chcą przyznać racji Wietnamczykom i oddać im fragmentu morza w okolicy wysp Paracelskich. Wietnam uważa, że to jego terytorium i że wiercenia głębinowe, które prowadzi tam chińska platforma wiertnicza HD-981 są nielegalne. Statki chińskiej straży przybrzeżnej staranowały i zatopiły niedawno wietnamską łódź rybacką. Już na wyrost zabroniono Wietnamczykom połowów na wodach, które uważają za swoje, ponieważ Pekin wydał dyspozycję o okresie zakazu łowienia między 16 czerwca a 1 sierpnia.
Chiński zakaz tylko dla Chińczyków
W odpowiedzi na chiński zakaz jeden z dyrektorów wietnamskiego ministerstwa rolnictwa i rozwoju wsi, Nguyen Van Trung, dobitnie dał do zrozumienia, że będzie on dotyczył jedynie Chińczyków: „W Wietnamie kierowcy muszą prowadzić pojazdy w kaskach, ale nie oznacza to, że takie prawo można tym samym wprowadzić w Chinach". Chiński zakaz dotyczy zatem tylko chińskich łodzi.
Niestety na skutek antychińskich protestów cierpią także przedsiębiorcy z innych krajów regionu. Najbardziej odbija się to na zakładach tajwańskich, które posługują się tym samym pismem co chińskie. Dla wietnamskich bojówkarzy to jasny znak, że mają do czynienia z Chińczykami, czyli że akurat tu trzeba wybijać szyby i podpalać lokal. Do tej pory spalono już 16 tajwańskich fabryk, a 500 doznało szkód. To wstępne szacunki, ponieważ i zamieszki trwają nadal, i na nic zdają się próby opanowania sytuacji przez rząd. Według przedstawicieli tajwańskiej izby handlowej w Wietnamie wiele zakładów wymaga odbudowy i wyposażenia w nowy sprzęt.
Do tej pory Tajwan był jednym z głównych inwestorów zagranicznych w Wietnamie, który przez ostatnie 20 lat przeznaczył na ten cel ponad 28 mld dolarów. Oficjalne dane z 2012 roku informują o 2,6 mld dolarów tajwańskich inwestycji umieszczając Wietnam na drugim miejscu pod względem inwestorów zagranicznych, zaraz po Japonii. Dla Tajwanu łożenie środków na rozwój swoich interesów w Wietnamie było częścią strategii uniezależniającej wyspę od kontynentalnych Chin. Niestety fala protestów niszczy nie tylko same zakłady, ale także podkopuje wiarę zagranicznych inwestorów w możliwość spokojnego rozwoju w Wietnamie.
Co można zrobić?
Rząd robi co może i ogłasza plany pomocowe dla zagranicznego kapitału na terenach najbardziej dotkniętych protestami, m.in. szykowane są odpowiednie ulgi podatkowe. Lokalne władze także zbierają przedsiębiorców i oficjalnie ich przepraszają za zamieszki wywoływane przez miejscowych. Niesmak i niepewność jednak pozostają.