Ci, którzy liczą, że podsłuchy położą premiera na łopatki, zdecydowanie się przeliczą. Owszem, uderzenie było mocne, ale zawodnik ciągle stoi na deskach. Tyle że nieco otępiały. Jak każdy, kto dostanie niespodziewanie serię ciosów. W końcu to, co ujawniono w aferze podsłuchowej, dotyczy najbliższego bodaj współpracownika premiera Bartłomieja Sienkiewicza. No i sam rząd został tu przedstawiony w fatalnym świetle, a Donald Tusk, by trzymać się bokserskiej metafory, zepchnięty jest dziś do narożnika.
W defensywie
W tak złej formie nie widzieliśmy premiera chyba jeszcze nigdy. Specjaliści od PR zwrócili uwagę na jego mowę ciała. Był wyraźnie spięty, ruszał się nerwowo, twarz zdradzała zmęczenie. Do tego ze stresu chichotał, co sprawiało fatalne wrażenie w zestawieniu z oskarżeniami o zamach stanu stawianymi jak najbardziej na poważnie.
Tylko czy tak potraktowała je opinia publiczna? Śmiem wątpić. Nie ma jeszcze żadnych badań, ale nawet reakcje medialnych kibiców rządu są wstrzemięźliwe. Trudno traktować na poważnie oskarżenia o zamach stanu, kiedy się zna obyczaje panujące w naszej polityce.
Przecież w Polsce wszyscy wszystkich nagrywają. Gudzowaty Oleksego, Michnik Rywina, Serafin kolegów z PSL. No i do tego żyjemy w kraju, gdzie nic się nie da utrzymać w tajemnicy, bo zawsze ktoś ma interes, by chlapnąć coś dziennikarzom. No i kto miałby dokonywać tego zamachu stanu? Rosjanie? Wolne żarty. Ich agenci, co potwierdzają liczne raporty wywiadowcze, na całym świecie działają w białych rękawiczkach i nad wyraz skutecznie. Po co mieliby destabilizować rząd Tuska? Żeby wybory wygrał wyraźnie antyrosyjski PiS? Przecież to się nie trzyma kupy.
Pewnie znajdą się tacy, którzy uwierzą w ów zamach, a może nawet w złowrogie knowania Kaczyńskiego, bo, wbrew temu, co się mówi, także wśród zagorzałych fanów Platformy nie brakuje zwolenników teorii spiskowych. Jednak większość zapewne przytomnie stwierdzi, że cała sprawa jest efektem typowego polskiego bałaganu. Tego, że, jak się wyraził minister Sienkiewicz, „państwo istnieje tylko teoretycznie", bo gdyby naprawdę działało, podsłuchiwanie zwierzchnika służb specjalnych byłoby niemożliwe.