Przywódcy Unii już w połowie lipca sięgnęli po drugi garnitur polityków. Wtedy szefem Komisji Europejskiej został Jean-Claude Juncker, którego doświadczenie sprowadzało się przede wszystkim do kierowania państwem wielkości Poznania – Luksemburgiem. Faworytami sobotniego szczytu w Brukseli są politycy jeszcze mniejszego formatu. Federica Mogherini kieruje włoskim MSZ od lutego i wiedzę o stosunkach międzynarodowych ma na tyle ograniczoną, że w konfrontacji z Siergiejem Ławrowem mogłaby co najwyżej odegrać rolę dobrze zapowiadającej się uczennicy przepytywanej przez profesora. A mimo to właśnie ona miałaby zostać szefową unijnej dyplomacji.
Kandydatów na obsadzenie innego prestiżowego stanowiska w unijnych instytucjach – przewodniczącego Rady Europejskiej – jest więcej. Może nim zostać znany poza granicami Łotwy tylko specjalistom były premier Valdis Dombrovskis lub równie tajemniczy dla szerszej europejskiej publiczności były szef estońskiego rządu Andrus Ansip. Chęć przejęcia schedy po Hermanie Van Rompuyu mają także Skandynawowie: premier Danii Helle Thorning-Schmidt, jej odpowiednik z Irlandii Enda Kenny lub były szef fińskiego rządu Jyrki Katainen. Ale to znowu politycy już nie z drugiej, ale nawet trzeciej ligi krajów Unii. Wyjątkiem w tym gronie jest Donald Tusk. Z tym że on mimo sporych szans na przegranie przyszłorocznych wyborów parlamentarnych dotąd do Brukseli wcale się nie palił. Wie, że kierowanie Radą Europejską to tylko pozorny awans: jako szef polskiego rządu ma niepomiernie większą władzę, a przez to i wpływ na sprawy Unii niż w roli przewodniczącego Rady Europejskiej.
Epoka przeciętniaków
Oficjalnych kryteriów personalnej unijnej układanki jest kilka. To przynależność do jednej z dwóch głównych grup politycznych (socjalistów i chadeków), w miarę sprawiedliwy podział stanowisk między kobietami i mężczyznami, równomierny rozkład geograficzny.
O najważniejszym kryterium w Brukseli jednak się nie mówi, bo nie jest to powód do dumy: największe szanse mają ci, którzy łatwo dadzą się manipulować przez Angelę Merkel, Davida Camerona czy Francois Hollande'a: politycy pełniący do tej pory drugorzędne funkcje czy wręcz znajdujący się na politycznej emeryturze.
W Unii nie zawsze tak było. W latach 1999–2004 funkcję szefa Komisji Europejskiej pełnił Romano Prodi, który przed przyjazdem do Brukseli i po powrocie z belgijskiej stolicy był premierem Włoch. Jeszcze wcześniej, w latach 1985–1995, tę samą rolę odgrywał Jacques Delors, polityk o silnej osobowości i równy partner Francois Mitterranda i Helmuta Kohla w budowie tak kluczowych projektów integracji jak jednolity rynek i unia walutowa.