Wybór na kredyt

Donald Tusk jako premier nie miał okazji wykazać się umiejętnościami, które są ważne dla przewodniczącego Rady Europejskiej. Nie zna też języków, które pozwalają te umiejętności wykorzystać – pisze europeistka Monika Poboży

Publikacja: 15.09.2014 02:00

Wybór na kredyt

Foto: AFP

Red

Wybór Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej trzeba uznać za jego sukces jako polityka. Jest to też sukces Polski i polskiej dyplomacji. Oto polskiemu premierowi zostaje powierzone jedno z najważniejszych stanowisk w Unii Europejskiej.

Unieszkodliwił oponentów

A teraz łyżka dziegciu – wybór ten należy traktować jako kredyt zaufania.  Używając dalej terminologii bankowej – udzielony bez pokrycia, ewentualnie z minimalnym wkładem własnym. I to, czy obecny sukces faktycznie zostanie zdyskontowany i przyczyni się do pozytywnego wizerunku Polski i polskich przywódców na arenie europejskiej, najwcześniej będziemy mogli oceniać po 1 grudnia, a tak naprawdę po upływie kadencji przewodniczącego Rady Europejskiej.

Proponuję, aby, jeśli chodzi o sprawy polskie, zapomnieć o Donaldzie Tusku na 2,5 roku, a może nawet na 5 lat

Czy dzisiaj można w uzasadniony sposób, poparty merytorycznymi przesłankami, przewidywać, czy Tusk sprawdzi się w tej roli, czy będzie dobrym przewodniczącym Rady Europejskiej i przyniesie Polsce sławę? Nie. Mając wiedzę o kompetencjach Tuska jako polityka, nie możemy na to pytanie w sposób uzasadniony odpowiedzieć. I wszelkie hurraoptymistyczne stwierdzenia, padające z ust polityków i komentatorów krajowych czy zagranicznych mają charakter wyłącznie życzeniowy, a jeśli dodatkowo są pozytywne, to powodowane są wyłącznie sympatią do osoby premiera, bo na pewno nie dowodami płynącymi z doświadczenia politycznego.

Co wiemy o Donaldzie Tusku jako polityku i premierze, co mogłoby nam pomóc ocenić jego kompetencje jak szefa Rady Europejskiej in spe?

Tusk to na pewno sprawny i skuteczny polityk. Wiemy to, bo partii pod jego przywództwem udało się dwa razy z rzędu wygrać wybory, a jemu utrzymać przez dwie kadencje fotel premiera, co jest ewenementem w polskiej historii politycznej.

Jest premierem politycznie skutecznym, co wynika jednak nie tyle z jego zasług i osobistych umiejętności, ale faktu, że ma on poparcie większości sejmowej, bezwzględnie oddanego marszałka Sejmu oraz przychylnego prezydenta, a więc funkcjonuje w korzystnych politycznie uwarunkowaniach. Weto prezydenckie nie utrudnia koalicji rządzącej przeprowadzania przez Sejm nawet najbardziej kontrowersyjnych ustaw (reforma OFE, podwyższenie wieku emerytalnego).

Na marginesie przypomnieć należy czasy, kiedy przyszło premierowi Tuskowi funkcjonować z nieprzychylnym mu prezydentem – w sprawach europejskich skończyło się to „aferą samolotową" i przepychankami o krzesło na sali obrad rodem z piaskownicy.

Wiemy, że Donald Tusk to sprawny i bezkonkurencyjny przywódca partii. Udało mu się skutecznie unieszkodliwić nawet największych, najsilniejszych i najsprytniejszych wewnętrznych oponentów. Zna się niewątpliwie na wewnątrzpartyjnych rozgrywkach i umie wykorzystać mechanizmy polityki partyjnej.

Wiemy też, że na płaszczyźnie unijnej sprawdził się jako skuteczny negocjator i reprezentant polskiego interesu. Twardo, ale bez nadmiernego szarżowania wetem, umiał forsować polski punkt widzenia, za co na arenie europejskiej powszechnie był chwalony.

Musi być koncyliacyjny

Jako przewodniczący Rady Europejskiej Tusk będzie jednak funkcjonował w kompletnie odmiennych uwarunkowaniach politycznych niż te, do których dotychczas był przyzwyczajony.

Będzie stał na czele instytucji najbardziej upolitycznionej ze wszystkich instytucji unijnych. Rada Europejska w przeciwieństwie do Rady Unii Europejskiej nie zajmuje się żmudnym procesem stanowienia prawa unijnego, nie zajmuje się też bieżącymi sprawami ani prowadzeniem polityki unijnej jak Komisja. Rada Europejska to organ wyznaczający strategiczny i ogólny kierunek rozwoju UE, decydujący o sprawach, których na niższych szczeblach ze względu na różnice stanowisk państw członkowskich nie udało się załatwić. Jest to absolutnie szczebel high-politics.

Donald Tusk będzie stał na czele instytucji wewnętrznie bardzo spolaryzowanej politycznie, ideologicznie i regionalnie; złożonej z premierów i prezydentów europejskich, mających nie tylko własne odmienne interesy narodowe, ale również silne ambicje polityczne, jako najwyżsi przedstawiciele swoich państw na arenie międzynarodowej. Interesy te Tusk będzie musiał umiejętnie godzić, niwelować konflikty, zarządzać kryzysem, przełamywać impas decyzyjny w UE. W łonie tej najwyższej politycznie instytucji UE jest to najtrudniejsze.

Donald Tusk będzie musiał współpracować z Sekretariatem Rady Unii Europejskiej, różnej narodowości urzędnikami unijnymi, którzy obsługują działania Rady Europejskiej, oraz Radą ds. Ogólnych, która przygotowuje szczyty Rady Europejskiej i konkluzje Rady Europejskiej, a więc – z ministrami krajowymi, reprezentującymi odmienne interesy narodowe.

Szef Rady Europejskiej będzie musiał porozumieć się też z Parlamentem Europejskim, któremu zdaje sprawozdanie, a obecny jego skład (znacznie bardziej eurosceptyczny niż za kadencji Van Rompuya) nie ułatwi mu tego zadania.

W takich uwarunkowaniach politycznych – w bardzo spolaryzowanym środowisku, fundamentalne stają się kompetencje koncyliacyjne. Dlatego właśnie pięć lat temu na pierwszego stałego przewodniczącego Rady Europejskiej wybrano Hermana Van Rompuya. Wysoko bowiem oceniano jego zdolności koncyliacyjne, potwierdzone sukcesami w kraju.

Hermanowi Van Rompuyowi jako premierowi Belgii udała się rzecz niemal niemożliwa – zdołał pogodzić skonfliktowaną regionalnie, ideologicznie i politycznie scenę polityczną, doprowadzić do zażegnania długotrwałego kryzysu i przyjęcia budżetu. Dużym jego atutem była także biegła znajomość trzech języków obcych: francuskiego, niemieckiego i angielskiego.

Reprezentować ?i koordynować

Donald Tusk nie ma tego typu osiągnięć na swoim koncie, nie dane mu było jako przywódcy, premierowi funkcjonować w uwarunkowaniach konfliktu politycznego, którego rozwiązanie byłoby uzależnione od jego indywidualnych umiejętności. Bo na pewno za taką sytuację nie można uznać wewnątrzpartyjnego sporu z frakcją Grzegorza Schetyny czy społeczne spory toczące się pod hasłem „Panie premierze, jak żyć?". Są to sytuacje nieporównywalne do sporów politycznych między kluczowymi graczami polityki europejskiej i światowej, jak Angela Merkel czy David Cameron.

Więc Donald Tusk nie miał okazji wykazać się umiejętnościami koncyliacyjnymi. Nie zna też języków, które wzmacniają zdolności koncyliacyjne i pozwalają je skuteczniej wykorzystać.

Pamiętajmy też, że Donald Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej nie będzie występował w roli przedstawiciela swego państwa w Radzie, w czym świetnie się sprawdził dotychczas, i nie oczekujmy tego. Nie taka jego rola.

Nierealizowalne są też uwagi o kierowaniu przez Tuska polityką krajową z tylnego brukselskiego siedzenia – na pewno nie będzie miał na to ani czasu, ani możliwości. Proponuję więc, jeśli chodzi o sprawy polskie, zapomnieć o Tusku na ?2,5 roku a może nawet na pięć lat.

Przewodniczący Rady Europejskiej to nie prezydent Rady Europejskiej ani prezydent Unii Europejskiej, a już na pewno nie prezydent Europy, jakby sugerowały niektóre tytuły prasowe. Przecież przewodniczącego Komisji Europejskiej nikt po polsku nie nazywa prezydentem Komisji, choć jego kompetencje są znacznie silniejsze niż przewodniczącego Rady Europejskiej, a obie funkcje są w wersji angielskiej i francuskiej określane jako president/le president.

Także z innych powodów uzasadnione jest trzymanie się określenia „przewodniczący" Rady Europejskiej, bowiem jego kompetencje – np. w porównaniu z kompetencjami przewodniczącego KE – są typowo reprezentacyjno-koordynujące. Przecież w przypadku głosowania w RE przewodniczący nie ma nawet prawa głosu – głosują wyłącznie szefowie państw i rządów.

Zmienić metodę działania

W trakcie negocjowania traktatu konstytucyjnego (który następnie po nieudanej ratyfikacji zamienił się w lizboński) i funkcji stałego przewodniczącego Rady Europejskiej rozważana była opcja prezydenta Unii Europejskiej – silnej egzekutywy unijnej. W jednej osobie miała być połączona funkcja przewodniczącego Komisji Europejskiej i Rady Europejskiej, i ten prezydent Unii miał być wybierany w wyborach powszechnych i bezpośrednich. W przypadku takiego stanowiska uzasadnione byłoby posługiwanie się pojęciem „prezydent" Unii.

Ale z funkcji tego rodzaju zrezygnowano. Utrzymano silnego przewodniczącego Komisji Europejskiej i znacznie słabszego koordynatora (przewodniczącego) Rady Europejskiej. I to jest właśnie sedno tej funkcji – zwoływanie i prowadzenie obrad, przygotowanie i zapewnienie ciągłości prac, reprezentacja. Więc określenie „przewodniczący Rady Europejskiej" zamiast „prezydent Unii" nie deprecjonuje sukcesu i pozycji Tuska, tylko oddaje jego rzeczywistą rolę.

A zatem, wiedząc czym jest funkcja przewodniczącego RE, w jakich uwarunkowaniach osoba ją pełniąca musi funkcjonować i czego się od niej oczekuje, oraz to, dlaczego Herman Van Rompuy został wybrany na to stanowisko (jego kadencja została przedłużona do pięciu lat, czyli się sprawdził), czy możemy na tej podstawie uznać, że Tusk sprawdzi się również, a nawet będzie lepszy, jak niektórzy już teraz zapowiadają?

Nie, nie możemy tego zrobić. Bo nie mamy podstaw, aby to ocenić. Nie teraz. Atuty Donalda Tuska jako polityka, te które sprawdziły się w dotychczasowej jego karierze w polityce wewnętrznej i zewnętrznej są nieprzydatne w przypadku przewodniczącego Rady Europejskiej. A wręcz Tusk będzie musiał całkowicie zmienić metodę dotychczasowego działania, no i nauczyć się języków. Nie będzie miał też za sobą posłusznego mu aparatu partyjnego i większości sejmowej, które pozwoliłyby mu łatwiej osiągnąć własne zamierzenia na nowym stanowisku.

Zupełnie nowe okoliczności mogą w polityku uaktywnić nowe kompetencje i pozwolić mu odnaleźć się w nietypowej dla niego sytuacji, sprostać jej i osiągnąć sukces. Ale równie prawdopodobne jest, że może sobie z nimi nie poradzić, nie umieć zaadaptować się do nowych uwarunkowań, nie sprostać wyzwaniu i ponieść porażkę.

Czy zatem Donald Tusk da radę Radzie Europejskiej? Nie wiemy tego. Wszelkie odpowiedzi bazować muszą na ocenie charakteru Tuska i jego cech osobistych, ale to jest w większym stopniu diagnoza psychologiczna, a nie politologiczna. Miejmy nadzieję, że się sprawdzi. Bo dobra opinia o Polaku szefie Rady Europejskiej to dobra opinia o Polsce i jej przywódcach.

Autorka jest wicedyrektorem Instytutu Europeistyki Uniwersytetu Warszawskiego

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?