Rosyjskie statki płyną w stronę Australii

Australijski premier chciał nastraszyć rosyjskiego prezydenta, a wyszło zupełnie coś odwrotnego. Rosyjskie okręty płyną w stronę Australii.

Aktualizacja: 15.11.2014 10:45 Publikacja: 15.11.2014 09:49

Tony Abbott i Władimir Putin

Tony Abbott i Władimir Putin

Foto: AFP

Po zestrzeleniu malezyjskiego Boeinga nad Ukrainą świat zaniemówił z wrażenia i zdał sobie chociaż odrobinę bardziej sprawę, że poczynania Władimira Putina stają się coraz śmielsze. I że niedługo mogą wymknąć się spod kontroli. Wśród ofiar katastrofy znajdowało się także 38 Australijczyków, dlatego premier Tony Abbott poczuł się w obowiązku znalezienia winnego tej tragedii. Strona rosyjska nie oferowała pomocy, nie interesowała się znalezieniem winnych, nie chciała słyszeć o wypłacie jakichkolwiek odszkodowań dla rodzin zmarłych Australijczyków. Trzeba było podjąć bardziej radykalne kroki.

Niesportowe zachowanie

Premier Abbott kilka tygodni wcześniej pogroził prezydentowi Putinowi tzw. „shirtfrontingiem". To pojęcie stosowane w australijskim footballu (nie chodzi jednak o piłkę nożną, ale tą jajowatą, jak od rugby), które określa powalanie przeciwnika. Premier miał zaszarżować na prezydenta, powalić go na ziemię i zmusić do przyznania się do winy. Wszystko miało być takie proste, jak na boisku. Abbott spodziewał się, że z odległości tysięcy kilometrów od dalekiej Rosji i terenu działań wojennych Australia będzie mogła czuć się cały czas bezpieczna.

Nikt jednak nie czuje się komfortowo, gdy mu się grozi, a prezydent Putin jest na tym punkcie szczególnie wyczulony. Niczym w szekspirowskim „Makbecie", gdy las birnamski podchodzi pod zamek Dunzynam i zaskakuje jego obrońców, pod granicami Australii pojawiły się rosyjskie okręty wojenne. Według zapewnień rosyjskiej marynarki wojennej misja ma na celu jedynie badanie klimatu, jednak nikt nie ma wątpliwości, że chodzi o postraszenie australijskiego premiera. Obietnica przeczołgania Putina zaczyna materializować się pod postacią morskich odpowiedników czołgów u bram kraju.

Silna grupa

Na czele grupy okrętów znajduje się krążownik rakietowy „Wariag". Zbudowany w stoczni w obecnie ukraińskim Mikołajowie kiedyś nazywał się „Czerwona Ukraina". Razem z nim w stronę Australii płyną niszczyciel „Marszałek Szapocznikow", tankowiec „Borys Butoma", niszczyciel łodzi podwodnych i holownik „Fotij Kryłow", jeden z najmocniejszych tego typu jednostek na świecie. Po drodze do czwórki, która wypłynęła 23 października z Władywostoku, dołączył jeszcze jeden okręt wojenny, niszczyciel „Admirał Pantelejew", także specjalizujący się w tropieniu ubotów. Jak na razie nie wiadomo, gdzie obecnie się znajduje, ponieważ zagubił się gdzieś w drodze na południe. Z indonezyjskiej Dżakarty do rosyjskiej grupy dołączyły także dwie kolejne jednostki: fregata „Jarosław Mądry" i statek zaopatrzeniowy.

Tyle wyszło z australijskiego grożenia Rosji. Prezydent Putin udał się wraz z pozostałymi członkami grupy najbardziej uprzemysłowionych krajów świata zwanej G20 do Brisbane w Australii na coroczny szczyt. Nie mógł jednak przybyć do kraju, w którym pod jego adresem padły takie mocne słowa, bez eskorty i jako ktoś, kto od progu musiałby się tłumaczyć. To nie w jego stylu. Rosyjskie statki zabezpieczają pobyt prezydenta i stanowią skuteczny chwyt PR-owy, który daje znać opinii publicznej, że z Rosją nie powinno się zadzierać. Ostatnio widziano je na morzu Koralowym, na południe od miasta Bougainville, prawdopodobnie udawały się w rejon prowincji Queensland i Wielkiej Rafy Koralowej.

Wszystko pod kontrolą

Nie tylko australijska, ale i angielskojęzyczna prasa podjęła temat ogromnymi nagłówkami piątkowych wydań głoszących o „Nadchodzących Rosjanach". Analitycy ze spokojem komentują jednak, że zarówno rosyjska jak i australijska flota robią to, co do nich należy. Rosjanie przypominają, że wysyłali swoje statki także w 2009 i 2010 roku na szczyty APEC odbywające się odpowiednio w Sigapurze i San Francisco. Jednostki Stuart, Parramatta i Sydney wysłane z australijskich portów nawiązują kontakt z rosyjskimi okrętami i kontrolują sytuację. W powietrzu niespodziewanych gości śledzą samoloty zwiadu elektronicznego AP-3C Orion. Wariag z pewnością opuści australijskie wody wraz z końcem szczytu G20 w Brisbane, który kończy się w niedzielę 16 listopada. Gest Moskwy przypomina, że nawet na końcu świata konsekwencje czynów i słów mogą nabierać bardzo poważnego znaczenia.

Po zestrzeleniu malezyjskiego Boeinga nad Ukrainą świat zaniemówił z wrażenia i zdał sobie chociaż odrobinę bardziej sprawę, że poczynania Władimira Putina stają się coraz śmielsze. I że niedługo mogą wymknąć się spod kontroli. Wśród ofiar katastrofy znajdowało się także 38 Australijczyków, dlatego premier Tony Abbott poczuł się w obowiązku znalezienia winnego tej tragedii. Strona rosyjska nie oferowała pomocy, nie interesowała się znalezieniem winnych, nie chciała słyszeć o wypłacie jakichkolwiek odszkodowań dla rodzin zmarłych Australijczyków. Trzeba było podjąć bardziej radykalne kroki.

Pozostało 86% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?