Cyrk Viktora Orbána

Wiadomo, że w traktacie północnoatlantyckim najważniejszy jest artykuł piąty. Dotyczy on solidarności sygnatariuszy traktatu w wypadku agresji na jednego z sojuszników.

Aktualizacja: 02.02.2015 23:54 Publikacja: 02.02.2015 22:00

Zdzisław Najder

Zdzisław Najder

Foto: Fotorzepa/Bartłomiej Zborowski

W artykule tym czytamy: „Strony zgadzają się, że zbrojna napaść na jedną lub więcej z nich w Europie lub Ameryce Północnej będzie uznana za napaść przeciwko nim wszystkim, i dlatego zgadzają się, że jeżeli taka zbrojna napaść nastąpi, to każda z nich (...) udzieli pomocy stronie lub stronom napadniętym, podejmując niezwłocznie (...) działania, jakie uzna za konieczne, łącznie z użyciem siły zbrojnej, w celu przywrócenia i utrzymania bezpieczeństwa obszaru północnoatlantyckiego".

Poczucie bezpieczeństwa sojuszników opiera się więc na wzajemnym zaufaniu – na przekonaniu, że w razie wojny sygnatariusze przyjdą z pomocą. Dawno już temu, w roku 1990, zakładałem w Polsce Klub Atlantycki. Dążyliśmy do przystąpienia RP do NATO; stało się tak w roku 1999. Dążyliśmy do tego, choć zdawaliśmy sobie sprawę, że artykuł piąty nie ustanawia żadnego automatyzmu. Kluczowy zwrot brzmi: „uzna za konieczne" – a diabli wiedzą, czy Amerykanie „uznają za konieczne" bronić wschodnioeuropejskich członków przed jakimś „wyprostowaniem" granicy albo „uwzględnieniem faktów etnicznych".

Współcześni sekretarze generalni NATO – obecny, Norweg Jens Stoltenberg, i jego poprzednik, Duńczyk Anders Fogh Rasmussen, wielokrotnie i coraz surowiej krytykowali imperialistyczną politykę zagraniczną Władimira Putina. I ku powszechnej uldze za każdym razem spotykali się z pełnym poparciem rządu USA.

Niepewność co do spoistości paktu pojawia się z innej, południowoeuropejskiej strony. Najbardziej ostentacyjny w wyrażaniu wątpliwości wobec potępiania zaboru Krymu przez Rosję był premier Węgier Viktor Orbán.

Węgry weszły do NATO w roku 1999 i wtedy patrzyły krzywo na jednoczesne, rzekomo niezasłużone, wstąpienie Polski do paktu. Dziś dystansują się wobec naszej krytyki agresywnych poczynań Putina.

Z punktu widzenia strategicznego i militarnego postawa Węgier się nie liczy. Mogą równie dobrze flirtować z Mongolią. Gesty Orbána to nawet nie teatr, tylko cyrk. Ale ostentacyjne wyłamywanie się z unijnej solidarności jest niemiłym zgrzytem.

A mnie żal tych czasów, kiedy (w październiku 1956 r.) oddawałem krew dla powstańców w Budapeszcie.

Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Wybór Friedricha Merza może przynieść Europie nadzieję
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: O wyższości 11 listopada nad 3 maja
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Polityczna intryga wokół AfD
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa surowcowa Ukrainy z USA. Jak Zełenski chce udobruchać Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem