W stosunkach Zachodu z Rosją weszliśmy w fazę impasu. Żadna ze stron nie jest zadowolona z obecnego stanu rzeczy i nie może ogłosić zwycięstwa, a przy tym przyszłość jest niepewna. Nie wiadomo, co miałoby się zdarzyć dalej.
Rosja zbrojnie zajęła i inkorporowała Krym, zbrojnie kontroluje Donbas. Cena agresji, choć niespecjalnie wysoka, okazała się bardziej dotkliwa, niż Moskwa mogła sądzić rok temu. Stąd taka tam nerwowość i zastraszanie Zachodu, aby spuścił z tonu i czym prędzej powrócił do – jak mówi minister Ławrow – zdrowego rozsądku. Zachód może uważać, że zrobił to, co do niego należało, a nawet więcej. UE i USA nałożyły sankcje, choć raczej chirurgiczne niż strategiczne. NATO wzmacnia swą wschodnią flankę. Dzięki porozumieniu Mińsk 2 konflikt w Donbasie został zamrożony, sytuacja zatem została ustabilizowana na pewnym poziomie. Można zapytać: co dalej?
Część większego planu
Niestety, nie można się rozejść do domów. Wszak obecna konfrontacja Rosji z Zachodem to nie tylko konflikt na „dalekim wschodzie” Europy, który w wielu krajach zachodnioeuropejskich wydaje się nawet bardziej odległy niż problem kurdyjski. Jednak agresja Rosji na Ukrainę to nie przejściowy incydent, po którym europejski porządek bezpieczeństwa może szybko odzyskać stabilność. I nie tylko akt bez precedensu na kontynencie po 1945 roku. To część znacznie większego planu.
Po pierwsze, prezydent Putin nie kryje, że chce odtworzyć imperium w neosowieckim stylu, ze strefą wpływów w krajach przylegających do Rosji. Po drugie, nie kryje także, że chce – a nawet aktywnie działa w tym kierunku – rozerwać spoistość i osłabić UE oraz NATO, w tym ograniczyć wpływy USA w Europie. Wreszcie po trzecie, nie kryje, że obecny porządek w Europie chce zastąpić swego rodzaju koncertem mocarstw, w ramach którego obowiązywać będzie logika power politics i w którym Rosja z racji swej potęgi militarnej mogłaby odgrywać rolę dominującą. Towarzyszy temu nadzwyczajne wzmożenie nastrojów szowinistyczno-mocarstwowych oraz faszyzacja życia politycznego, Putin zarazem nie jest w nastroju do dialogu czy kompromisu. Interesuje go tylko akceptacja przez Zachód jego oczekiwań.
Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież jeden człowiek stojący na czele, owszem, nawet regionalnego, mocarstwa „plus” nie jest w stanie wysadzić w powietrze porządku międzynarodowego w Europie, który notabene Moskwa po zimnej wojnie współtworzyła. Nie jest w stanie? Przykłady Napoleona, Hitlera czy Stalina pokazują, że jest. Jest w stanie, jeśli może liczyć na pewną współpracę innych, nawet tych z drugiej strony, jak Hitler w Monachium czy Stalin w Jałcie i Poczdamie.
Business first
Otóż to, co może dzisiaj niepokoić, to melodia i tony późnego okresu Ligi Narodów, które słychać w różnych częściach Europy. Ktoś mógłby powiedzieć: jak to? Przecież mamy solidarność UE wsprawie sankcji, ostatnio przedłużonych o kilka miesięcy. To prawda, są sankcje, jest pomoc finansowa i techniczna dla Ukrainy, ale jednocześnie trwają gorączkowe poszukiwania sposobu wyjścia Putinowi naprzeciw. Nie brakuje chętnych do spotkań, w trakcie których zapewniają oni władcę Rosji, że są przeciw sankcjom, że Rosja jest Europie potrzebna, że trzeba robić wspólne interesy, a za kilka miesięcy sprawy zaczną się układać.
W ostatnich dniach wyróżnił się na tym polu premier Włoch, który przed wyjazdem do Moskwy oświadczył, że powie Putinowi, że „chce go mieć w swojej drużynie” – a to w kontekście Libii. Istotnie, w niektórych środowiskach we Włoszech ceni się specjalistów od mokrej roboty, ale w Libii mamy ją za sobą. Dobrze byłoby przy tym, aby w Rzymie krytycznie spojrzano na swoją odpowiedzialność za sytuację w tym kraju, a nie szukano egzotycznych sojuszników dla jej rozwiązania. Jednak w tym przypadku to nie był chyba przejaw dziecięcej naiwności, lecz próba kontynuacji polityki Berlusconiego business first, tym razem w lewicowym przebraniu. Z kolei przewodniczący grupy przyjaźni francusko-rosyjskiej we francuskim parlamencie wzywa do odbudowy partnerstwa strategicznego z Rosją pomimo konfliktu w Europie Wschodniej. Przykładów jest wiele. Zapowiadająca się niby-stabilizacja będzie sprzyjać wyścigowi o względy Moskwy.