W stosunkach Zachodu z Rosją weszliśmy w fazę impasu. Żadna ze stron nie jest zadowolona z obecnego stanu rzeczy i nie może ogłosić zwycięstwa, a przy tym przyszłość jest niepewna. Nie wiadomo, co miałoby się zdarzyć dalej.
Rosja zbrojnie zajęła i inkorporowała Krym, zbrojnie kontroluje Donbas. Cena agresji, choć niespecjalnie wysoka, okazała się bardziej dotkliwa, niż Moskwa mogła sądzić rok temu. Stąd taka tam nerwowość i zastraszanie Zachodu, aby spuścił z tonu i czym prędzej powrócił do – jak mówi minister Ławrow – zdrowego rozsądku. Zachód może uważać, że zrobił to, co do niego należało, a nawet więcej. UE i USA nałożyły sankcje, choć raczej chirurgiczne niż strategiczne. NATO wzmacnia swą wschodnią flankę. Dzięki porozumieniu Mińsk 2 konflikt w Donbasie został zamrożony, sytuacja zatem została ustabilizowana na pewnym poziomie. Można zapytać: co dalej?
Część większego planu
Niestety, nie można się rozejść do domów. Wszak obecna konfrontacja Rosji z Zachodem to nie tylko konflikt na „dalekim wschodzie” Europy, który w wielu krajach zachodnioeuropejskich wydaje się nawet bardziej odległy niż problem kurdyjski. Jednak agresja Rosji na Ukrainę to nie przejściowy incydent, po którym europejski porządek bezpieczeństwa może szybko odzyskać stabilność. I nie tylko akt bez precedensu na kontynencie po 1945 roku. To część znacznie większego planu.