W „Plusie Minusie" weekendowym dodatku „Rzeczpospolitej" ukazał się tekst Tomasza Terlikowskiego "Piekło homorodzin". Trudno nie odnieść wrażenia, że autor selektywnie i stronniczo dobiera dowody do z góry założonej tezy. Jako psycholog i naukowiec, czuję się w obowiązku kilka z nich sprostować.
Na wstępie Terlikowski przytacza serię przykładów, w tym ewidentnie patologiczną historię wykorzystywanego dziecka z Australii. Dalej łagodzi ton zaznaczając, że wprawdzie "nie każde z nich jest gwałcone i udostępniane pedofilom", uważa jednak dzieci wychowane przez pary jednopłciowe za społecznie lub psychicznie upośledzone. Aby to zilustrować, autor użył serii przykładów osób, które za swoje problemy w życiu dorosłym obciążają rodziców.
O ile z przykładami trudno dyskutować, to dla osób zajmujących się kwestią rozwoju człowieka jest oczywiste, że patologiczne zachowania zaobserwować można w każdej grupie społecznej i każdej kulturze. To samo dotyczy problemów z tożsamością, rozwojem czy ogólnie pojętym dobrostanem psychicznym. W ten sposób można by napisać artykuł o patologicznym wzorcu wychowania dzieci w rodzinach np. psychologów czy dziennikarzy.
W artykule Tomasza Terlikowskiego to nie przykłady stanowią jednak najbardziej kontrowersyjny element. Największym nadużyciem jego artykułu są przytoczone przez autora badania empiryczne, które wprzęgają autorytet nauki do ideologicznej krucjaty dziennikarza.
Kontrowersyjne badania
Terlikowski przywołuje na przykład badania nad strukturą rodziny „New Family Structures Study" (NFSS) Marka Regnerusa (2013 r.) W środowisku naukowym mają one opinię wyjątkowo kontrowersyjnych. Z jednej strony podważano metodologiczną jakość samego badania, z drugiej grupa naukowców podniosła kwestie kontrowersyjnych praktyk związanych z procesem recenzji w czasopiśmie, w którym opublikowano artykuł.