Reklama

Kanon książek narzuconych

Lista lektur odzwierciedla zmienne wiatry ideowe wiejące przez ministerstwa. Dlatego na pozycje związane z polską tradycją i tożsamością nałożyły się produkty promowane przez lewicę i w ogóle postępowców – pisze publicysta.

Aktualizacja: 22.08.2015 01:31 Publikacja: 20.08.2015 22:00

Czy „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej musi być wśród szkolnych lektur? To rzecz za długa – twierdzi au

Czy „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej musi być wśród szkolnych lektur? To rzecz za długa – twierdzi autor – ale ma ładną wersję filmową

Foto: materiały prasowe

Zarządzenie Ministerstwa Edukacji sprzed dwóch lat, by już nie dawać młodzieży gimnazjalnej do czytania „Pana Tadeusza", „Konrada Wallenroda" i „Potopu", a jedynie „coś z Sienkiewicza", wzbudziło sprzeciwy, które władze pominęły milczeniem. Ówczesna zmiana na stanowisku ministra odwróciła uwagę od problemu. Nowa minister edukacji wszczęła na Twitterze dyskusję na temat lektur, która przyniosła falę narzekań i niespójnych pomysłów, ujawniając brak ambicji czytelniczych młodzieży.

Jednakże nie chodzi tu o jedną czy drugą decyzję, lecz o konsekwencje edukacyjne i wychowawcze kanonu lektur i o jego kontrowersyjny skład. Co zatem powinno się znaleźć w kanonie i dlaczego?

Na początek należy stwierdzić, że pierwszym celem przedmiotu „język polski" jest biegłe opanowanie go. Z tym jest niedobrze, sądząc po poziomie językowym studentów. Znajomość historii i teorii literatury – wbrew wielu polonistom i kształtowi programu klas starszych – powinna być celem drugim, po umiejętności czytania ze zrozumieniem oraz poprawnego i urozmaiconego formułowania swoich myśli. W jakim zakresie trzeba zatem przekazywać wiedzę kulturowo-historyczną?

Zrozumieć kod kulturowy

Samo założenie, jakoby zadaniem władz państwa było ustalanie listy lektur dla dzieci i młodzieży, jawi się jako niesłuszne. Po pierwsze dlatego, że jest to zasada totalitarna, która wynika z chęci kształtowania umysłów. Tej pokusie często ulegano.

Lista lektur odzwierciedla zmienne wiatry ideowe wiejące przez ministerstwa w ostatnim stuleciu. Dlatego na lektury związane z polską tradycją i tożsamością, które dominują w spuściźnie wieków dawniejszych i które wynikły z oddolnych pragnień – wszak nikt w XIX wieku listy polskich lektur nie narzucał – nałożyły się produkty promowane przez lewicę i w ogóle postępowców. Następny nurt to faworyci polonistów i krytyków, czyli utwory, które niekoniecznie nadają się na lektury masowe i wychowawcze. Te formy presji tłumaczą nadmiar lektur z ostatniego stulecia.

Po drugie, zasada centralnej listy lektur jest niesłuszna dlatego, że takiego zadowalającego spisu nie da się w ogóle ustalić i zadekretować. Literatura polska, nie mówiąc o klasycznej i światowej, jest na to zbyt bogata. Co więcej, uczniowie, nawet w ramach kraju o dość jednolitej tradycji, są bardzo różni.

Na początek statystycznie inne są ulubione książki chłopców i dziewcząt, choćby się to genderystom nie podobało. Różne są regiony, tradycje rodzinne, zdolności, temperament, zainteresowania – i oczywiście wiek i stopień dojrzałości.

Reklama
Reklama

Z tych powodów lista obowiązkowego minimum dla wszystkich powinna dość być krótka, maksimum kilkanaście większych pozycji literatury polskiej plus wybory poezji i najważniejsze pozycje z tradycji europejskiej. Chodzi o te dzieła, które pozwalają zrozumieć polski kod kulturowy, klasyczne.

Natomiast lista pozycji do wyboru niech będzie jak najdłuższa i niezamknięta. Obecne zalecenia idą w tym kierunku, ale polega to głównie na skracaniu listy lektur podstawowych pod naciskiem leniwych mas uczniowskich, bez pomysłu na przyszłość.

Następnie lista do wyboru nie powinna zostawać na papierze, nauczyciel powinien dobrać z niej lektury indywidualne dla każdego ucznia. Dla ucznia, a nie dla całej klasy, bo do każdego co innego trafi. Młodzież mało dziś czyta – zachęcić ją do słowa pisanego można, ale nie przez kanon, lecz przez książki odpowiednie dla danej osoby. Na razie nauczycieli muszą tu wyręczać rodzice, jak zresztą i przy innych sprawach.

Indywidualnego podejścia nie chce władza, która woli zachować kontrolę i możliwość poddawania wszystkich jednolitym testom. Tymczasem zasadą edukacji rzeczywiście współczesnej, dostosowanej do różnorodności świata, powinna być decentralizacja i wolność szkoły. Od strony praktycznej umożliwiłby ją czek (bon) oświatowy, którym rodzice zapłaciliby szkole, której poziom, program i kształt ideowy akceptują.

Cztery źródła inspiracji

Póki jednak trwa centralne regulowanie, można by je oprzeć na zdrowszych podstawach. Zrozumienie kultury polskiej dzisiaj wymaga kontaktu z czterema jej głównymi inspiracjami: antykiem, chrześcijaństwem, swoistą tradycją polską i ostatnim burzliwym wiekiem.

A zatem więcej ze starożytności. Od wojny wykształcenie klasyczne w szkołach prawie nie istnieje. Wymazano je tak skutecznie, że nawet konserwatyści nie dostrzegają potrzeby wracania do Greków i Rzymian, punktu wyjścia kultury europejskiej i polskiej.

Reklama
Reklama

Inaczej jest w krajach romańskich i w Niemczech (gdzie istnieje matura rozszerzona z greki!). U początku stoi twórca genialny i ponadczasowy – Homer. Kanon europejski zaczyna się więc od „Iliady" i „Odysei". Potem klasyczne dramaty – „Antygona" Sofoklesa o wyższości racji moralnych nad politycznymi, ale i egzystencjalny Eurypides – choć nie wiem, który („Elektra", „Fenicjanki", „Ifigenia w Aulidzie"? – notabene dramaty greckie obfitują w ważne postacie kobiece). Dalej wybrane „Żywoty" Plutarcha, na których wychowywały się pokolenia. Bajki Ezopowe. Wybór myśli greckich, wybór poezji łacińskiej. Opowieści historyczne Herodota i Liwiusza.

Równoległy nasz korzeń w sferze słowa i myśli to Biblia. Niby to oczywiste, ale nawet na religii uczeń czyta często podręcznik zamiast Ewangelii, Księgi Rodzaju, Hioba, Apokalipsy! W ramach polskiego Biblia funkcjonuje jako podstawa kultury. Potem to, co wynikło z Biblii, od „Wyznań" św. Augustyna (wynalazek autobiografii psychologicznej) przez Dantego, „Bogurodzicę", poezje Karpińskiego po „Quo vadis" Sienkiewicza i „Krzyżowców" Zofii Kossak.

W reszcie świata odblaski uniwersalizmu chrześcijańskiego są najwyraźniejsze w literaturze angielskiej. Reprezentują to książki Tolkiena („Hobbit", „Władca pierścieni") i C.S. Lewisa („Opowieści z Narnii", „Listy starego diabła do młodego"), aczkolwiek pierwszego z tych autorów zbytnio fascynuje zło.

Trzeci czynnik to tradycja specyficznie polska, którą streszcza „Pan Tadeusz" i „Potop" z resztą „Trylogii". Wcześniej Jan Kochanowski. „Kazania sejmowe" Piotra Skargi (ostatnio ukazał się ich przekład na polszczyznę dzisiejszą...). Z księży jeszcze biskup Ignacy Krasicki. Poezje Mickiewicza z „Konradem Wallenrodem" i „Dziadami". „Pamiątki Soplicy" Rzewuskiego, świetny literacko portret czasów saskich, pokazujący od wewnątrz świat dworków i konfederatów (to zamiast Paska). Słowacki był najzdolniejszym poetą polskim, co widać we fragmentach lirycznych i w „Beniowskim", nawet jeśli popadał w egocentryzm.

„Lalka" Prusa powinna być w kanonie za pokazanie napięcia między romantyzmem a codzienną pracą. Z Żeromskiego tylko „Wierna rzeka", bo autentyczna; reszta to masochizm z domieszką postępowości, przestarzały i nudzący młodzież, która ma go słusznie dosyć. Nowele pozytywistyczne podobnie. Z rzeczy za długich wspomnę, że „Nad Niemnem" ma ładną wersję filmową. Na „Zemstę" nadal warto prowadzać, tak jak na „Wesele". Wybór poezji Młodej Polski. I tu koniec „starego kanonu".

Literatury zagraniczne jak najoszczędniej, póki „swego nie znacie". A zresztą literatura polska dużo czerpała ze świata: od różnych nacji (od Żydów po Rosjan) i z różnych prądów (na czele z niemieckim romantyzmem i francuską dekadencją). To byłoby dobre kryterium: to, czym się przejęli nasi wielcy pisarze, w tym te utwory, które tłumaczyli.

Reklama
Reklama

Schnąca gałąź

Czwarta inspiracja to czasy nowsze. Pierwsza wojna światowa i Legiony mało się zaznaczyły w literaturze. Odpowiedź literacka na rewolucję bolszewicką była bogatsza. Wskażmy „Pożogę" Zofii Kossak i przygodowe „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów" Ossendowskiego. Twórczość okresu międzywojennego to dobry materiał na antologię poezji z Tuwimem, Gałczyńskim, Iłłakowiczówną, Broniewskim; powieści się zestarzały. Z nowomodnych lepszy Witkacy niż niesmaczny i przereklamowany Gombrowicz, ale to w dziale „do wyboru".Potem jeszcze trudniej. Entuzjazm ofiarnej walki odzwierciedlają „Kamienie na szaniec" Kamińskiego, tragedię najlepiej Mackiewicz, np. „Nie trzeba głośno mówić". Obok wiersze Baczyńskiego, Gajcego, Trzebińskiego. Na ogół nie znamy osobiście świadków życia i śmierci Żydów polskich, przez co ten wątek naszych dziejów osłabł w świadomości. Słusznie się go podtrzymuje, ale forsowanie przekłamań typu Gross ma skutek przeciwny. O nim się słyszy, zamiast o przejmujących opowiadaniach Idy Fink.

Potem do szkolnej antologii dołączają Herbert i Miłosz oraz sporo w kategorii „do wyboru", choćby ksiądz Twardowski i Różewicz. Niechętnie wspominam Szymborską, której talent literacki przewyższał intelekt i osobowość, przez co najlepsza była w tłumaczeniach z francuskiego. Z dramatu „Tango" Mrożka.

Z czasów najnowszych nie da się zaproponować praktycznie nic. Literatura piękna to schnąca gałąź, towar przereklamowany, byle jaki pisarsko i w dużej mierze zaśmiecony przez lewicową propagandę. Trzeba też uwzględnić, że żywa literatura szuka sobie nowych form, a powieść i opowiadanie się marginalizują. Poezja też robi się niszowa, podręcznik szkolny tego nie zmieni.

Żywe są natomiast i czytane gatunki przez krytyków lekceważone, jak wspomnienia i fabularyzowana historia. Inny przykład to science fiction (z tego się przeważnie wyrasta, jak z baśni, ale młodzież matematyczno-przyrodniczą można przez Lema zachęcać do czytania). Jeszcze inny – satyra, felietony, publicystyka polityczna; lepiej te rzeczy bywają napisane niż nagradzane powieści. Dlatego w lekturach powinien się znaleźć wybór z Kisielewskiego. Łysiaka sami przeczytają. Mniej znany przykład: „Sto zabobonów" ojca Bocheńskiego, od strony literackiej krzyżówka satyry i encyklopedii. Rolę powieści i dramatu w dużym stopniu przejęło kino, ale to już niech uwzględnią inni reformatorzy szkoły.

Autor jest teologiem świeckim, profesorem Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, piszącym o Biblii, kulturze starożytnej, rodzinie, etyce w gospodarce. Ekspert Centrum im. Adama Smitha

Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Gdyby Rosjanie finansowaliby dziś Leszka Millera, użyliby bitcoina
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Żaryn: Strategia bezpieczeństwa USA? Histeria niewskazana, niepokój uzasadniony
Analiza
Rusłan Szoszyn: Łukaszenko uwolnił opozycjonistów. Co to oznacza dla Białorusi
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Świat jako felieton Donalda Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Czy Grzegorz Braun nauczy Jarosława Kaczyńskiego odpowiedzialności?
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama