Praca Trybunału może być zablokowana

Wbrew temu, co mówi Jarosław Kaczyński, żadne dotychczasowe działania aktualnej większości parlamentarnej nie wskazują na to, żeby PiS chciał ukrócić upartyjnienie selekcji sędziów do TK – pisze prawnik.

Publikacja: 18.01.2016 20:10

Praca Trybunału może być zablokowana

Foto: Materiały prasowe

Na łamach „Rzeczpospolitej" ukazał się wywiad z Jarosławem Kaczyńskim, którego wydźwięk w kontekście sporu o Trybunał Konstytucyjny na pierwszy rzut oka – przynajmniej w paru punktach – może się wydawać bardzo koncyliacyjny. Czytamy tam m.in.: „My nie zabiegamy, by mieć większość polityczną w Trybunale (...). Jesteśmy gotowi wybierać osoby zgłoszone przez inne opcje polityczne". Jednak właśnie to sformułowanie i parę innych tez budzi moje wątpliwości jako prawnika.

Nie jak, ale kogo

Moja opinia nie jest głosem w sporze politycznym, próbuję tylko podjąć normalną prawniczą polemikę z niektórymi twierdzeniami osoby będącej przecież także prawnikiem. Po pierwsze, ponieważ nie jestem politykiem, i po drugie, ponieważ z szacunku dla moich nauczycieli i studentów muszę się trzymać wiedzy wypracowanej przez wieki w nauce prawa.

Teza nr 1 – rozpowszechnione wśród polityków przekonanie o możności bądź niemożności „posiadania większości w Trybunale" wydaje się początkiem wszelkiego zła w toczonej o TK dyskusji. W pełni się więc zgadzam z Jarosławem Kaczyńskim, kiedy w tym samym wywiadzie stwierdza konieczność „mniej [moim zdaniem nie tylko mniej, lecz w ogóle – J.Z.] partyjnego charakteru Trybunału" i wskazuje na prawnicze umiejętności, długoletnie doświadczenie oraz odwagę jako konieczne atrybuty sędziów.

Otóż to – w innym miejscu (w „Rzeczpospolitej" z 27 maja ub.r. i w „Gazecie Wyborczej" z 10 grudnia ub.r.) wyraziłem już opinię, że procedura wyboru sędziów TK (jak?) ma charakter drugorzędny wobec kryteriów doboru i sposobu selekcji kandydatów (kogo?). Problem polega jednak na tym, że żadne dotychczasowe działania aktualnej większości parlamentarnej nie wskazują na takie intencje, wręcz przeciwnie. Podobnie było zresztą z poprzednią władzą – znacznie większym grzechem czerwcowej ustawy PO niż wybieranie sędziów na zapas wydaje się właśnie dodatkowe upartyjnienie selekcji kandydatów i rezygnacja z jakiejkolwiek ich merytorycznej weryfikacji w drodze parlamentarnych oraz pozaparlamentarnych konsultacji.

Z punktu widzenia reprezentowanej przeze mnie dziedziny (teorii i filozofii prawa) sytuacja jest więc jasna i prosta – trzeba stworzyć taki system selekcji i wyboru, który wykluczy jakąkolwiek możliwość podejrzenia o chęć posiadania swoich sędziów w Trybunale. Moim zdaniem nie jest to niemożliwe, powstaje tylko pytanie, czy politycy rzeczywiście i szczerze tego chcą.

Mylące przykłady

Teza nr 2 – broniąc niektórych zmian w ustawie o Trybunale z 22 grudnia ub.r., Jarosław Kaczyński na pytanie o konstytucyjność orzekania przez TK większością dwóch trzecich głosów składu orzekającego mówi: „Trybunał czasami zmieniał kierunki orzecznictwa, często przekraczał granice w swoich interpretacjach. Stąd nasz postulat, by jego decyzje wymagały większości 2/3 głosów (...). Polskie prawodawstwo przewiduje większość względną, bezwzględną, bezwzględną składu izby, 3/5 obecnych na sali, 2/3 obecnych na sali, przy zachowaniu kworum i 2/3 całego składu. Konstytucja nie rozstrzyga, jakiego rodzaju większość ma dotyczyć głosowania w Trybunale Konstytucyjnym, odsyła zaś co do szczegółów i spraw proceduralnych do ustawy, z całą pewnością można więc to rozstrzygnąć w ustawie".

Jako teoretykowi prawa trudno mi się z tym zgodzić, ponieważ z całą pewnością nie można tego rozstrzygnąć w zwykłej ustawie, wymaga to zmiany konstytucji.

Podane przez Jarosława Kaczyńskiego przykłady są więc mylące, ponieważ dotyczą ciał kolegialnych, w których występuje problem kworum i głosów wstrzymujących. Takich problemów nie ma natomiast w przypadku TK – właściwy skład orzekający, a nie kworum, bez możliwości wstrzymania się od głosu. Celem delegacji ustawowej wynikającej z art. 197 konstytucji nie jest doprecyzowanie treści ustawy zasadniczej, lecz uregulowanie spraw, których ona z natury rzeczy nie reguluje. Nie można więc w ustawie regulować kwestii, które w konstytucji są wprost uregulowane, w tym przypadku w art. 190 ust. 5.

Jarosław Kaczyński mówi wprawdzie w wywiadzie, że „w dyskusjach prawniczych można próbować udowodnić wszystko", ale jednocześnie jako prawnik słusznie dodaje: „Ale jest też zdrowy rozsądek i są też pewne przyjęte reguły wykładni". No właśnie, na gruncie powszechnie przyjętych zasad i reguł wykładni nie da się udowodnić przyjętej tezy. Wyrażone w przepisie art. 190 ust. 5 konstytucji pojęcie „większości" należy więc interpretować zgodnie z jego zwykłym znaczeniem – wyrok zapada, jeśli większość jest „za", a mniejszość „przeciw". Każda inna interpretacja jest w moim przekonaniu sprzeczna nie tylko z zasadami i regułami wykładni, lecz także ze zdrowym rozsądkiem. Jarosław Kaczyński ma rację: „W różnych krajach są różne rozwiązania, są kraje, gdzie Trybunał rozstrzyga większością 2/3, są kraje, gdzie nie ma wcale Trybunału". Nic więc nie stoi na przeszkodzie, by w tym punkcie zmienić konstytucję, ale nie można tego robić zwykłą ustawą.

Teza nr 3 – Jarosław Kaczyński tak ocenia październikowy wybór pięciu sędziów: „Podjęto decyzję podwójnie nielegalną. Po pierwsze, wybrano dwóch sędziów, co do których nie było najmniejszej wątpliwości, że ich kadencja zakończy się w nowej kadencji Sejmu. Wybrano również trzech sędziów, których wybór był wątpliwy". Co do pierwszych dwóch sędziów – zgoda. Co do trzech pozostałych – zdecydujmy się: wątpliwy (politycznie) czy nielegalny (prawnie)? Tym bardziej że dla prawnika nie powinno podlegać dyskusji, że te wątpliwości zostały w sposób jednoznaczny rozwiane przez Trybunał wyrokiem z 3 grudnia ub.r. Nawet jeśli wątpliwości były, to już ich nie ma, skoro orzeczenia TK „mają moc powszechnie obowiązującą i są ostateczne" (art. 190 ust. 1 konstytucji).

Rozwiązanie pośrednie

Teza nr 4 – w innym miejscu Jarosław Kaczyński stwierdza: „Trybunał pracuje, delikatnie mówiąc, bardzo mało intensywnie. Sześć, siedem spraw na głowę rocznie? Każdy sędzia państwu powie, że to nic. Trybunał ma około 200 spraw niezałatwionych". Z tym trudno mi polemizować na gruncie dyskursu prawniczego, nawet jeśli moja ocena nie jest krytyczna – jest to bowiem sfera faktów, a nie prawa.

Nieco dalej czytamy jednak: „Stąd wprowadzenie zasady, że trzeba sprawy rozpatrywać w kolejności zgłoszeń, i stąd długi termin po złożeniu skargi na jej rozpatrzenie. Chodzi o to, by Trybunał kruczkami prawnymi nie uniknął zajmowania się starymi sprawami. Chcemy, by zaczął on pracować pięć dni w tygodniu, a wtedy szybko może nadrobić zaległości. Wtedy jesteśmy otwarci na dyskusję co do skrócenia okresu oczekiwania nowych spraw na rozpatrzenie. Ale celem jest zmuszenie Trybunału do nadgonienia niezałatwionych spraw".

Pytaniem najczęściej zadawanym przez prawników jest pytanie o cel ustawy (ratio legis). Jarosław Kaczyński dosyć jasno go precyzuje. Powstaje jednak pytanie, czy za pomocą takich rozwiązań jest w stanie go osiągnąć, innymi słowy, czy nie wywoła w ten sposób odwrotnego skutku w postaci zablokowania pracy Trybunału? Moim zdaniem właśnie tak się stanie.

Nie szukam drugiego dna intencji, po prostu głośno myślę nad nietrudnymi do przewidzenia konsekwencjami. Może warto się zastanowić nad rozwiązaniem pośrednim – owszem, nawet jeśli rozpatrywanie według kolejności wpływu, to z jednoczesnym prawem do uznania (np. przez pełny skład Trybunału), że niektóre sprawy są na tyle istotne dla ustroju państwa, finansów publicznych, gospodarki, obywateli itp., że nie cierpią zwłoki i należy je rozpatrzyć w pierwszej kolejności. Do tego typu spraw należą moim zdaniem np. sprawy podatków – cóż obywatelowi po orzeczeniu niekonstytucyjności przepisów za kilka lat, gdy przez ten okres będzie musiał płacić bezprawnie nałożone podatki?

Miałem okazję na Uniwersytecie Gdańskim być studentem magistra Lecha Kaczyńskiego, późniejszego profesora UKSW i prezydenta RP. Jestem głęboko przekonany, że to, co napisałem powyżej, jest zgodne z tym, czego mnie nauczał.

Autor jest profesorem nauk prawnych, kierownikiem Katedry Teorii i Filozofii Państwa i Prawa Uniwersytetu Gdańskiego

W „Rzeczpospolitej"

Jarosław Kaczyński

Nie chcę większości w TK

18 stycznia 2016 r.

Na łamach „Rzeczpospolitej" ukazał się wywiad z Jarosławem Kaczyńskim, którego wydźwięk w kontekście sporu o Trybunał Konstytucyjny na pierwszy rzut oka – przynajmniej w paru punktach – może się wydawać bardzo koncyliacyjny. Czytamy tam m.in.: „My nie zabiegamy, by mieć większość polityczną w Trybunale (...). Jesteśmy gotowi wybierać osoby zgłoszone przez inne opcje polityczne". Jednak właśnie to sformułowanie i parę innych tez budzi moje wątpliwości jako prawnika.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Dlaczego nie ma zgody USA na biało-czerwoną szachownicę na F-35?
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Unia Europejska na rozstaju dróg
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Zmiana unijnego paradygmatu
Opinie polityczno - społeczne
Cezary Szymanek: Spełnione nadzieje i rozwiane obawy po 20 latach w UE
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Witajcie w innym kraju
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO