W ciągu ostatnich dwu tygodni przetoczyła się w mediach dyskusja dotycząca poselskiej inicjatywy opodatkowania polskich funduszy inwestycyjnych. Projekt pojawił się niespodziewanie 31 października (w noc Halloween) i jest przedmiotem prac sejmowej Komisji Finansów Publicznych.
Od tego momentu niemal codziennie czytamy teksty, których autorzy – nierzadko reprezentujący poważne instytucje rynku finansowego – wypowiadają się zarówno przeciwko samemu faktowi takiego opodatkowania, jak i sposobowi jego wprowadzenia. Wszyscy się zgadzają, że fundusze inwestycyjne nie powinny być wykorzystywane do optymalizacji podatkowej dochodów operacyjnych realizowanych w ramach działalności gospodarczej, i podnoszą argumenty za utrzymaniem dla funduszy pewnych form zwolnienia podatkowego, co najmniej takich, z jakich korzystają one w innych krajach europejskich.
Dla przedsiębiorców – w tym także tych zrzeszonych w Pracodawcach RP – istotne jest tworzenie przez władze odpowiednich warunków konkurencyjnych. Nie ulega wątpliwości, że wszystkie podmioty gospodarcze powinny być obciążone podatkami na takich samych warunkach. Nie wyobrażam sobie, aby piekarz działający w ramach funduszu inwestycyjnego, tylko z uwagi na formułę prawną działania, miał być zwolniony z podatków dochodowych, gdy jego sąsiad z drugiej strony ulicy byłby takim podatkiem w całości obciążony.
Pamiętając o stworzeniu równych warunków do prowadzenia działalności w kraju, rządzący powinni jednak zadbać także o zewnętrzną konkurencyjność naszej gospodarki, wspierać różne mechanizmy pozyskiwania przez przedsiębiorców środków na inwestycje oraz zapewniać stabilność prawa i warunków makroekonomicznych.
Dlatego posłom rozpatrującym projekt ustawy o opodatkowaniu funduszy inwestycyjnych należałoby zadać kilka pytań.