Prawie 3 tys. osób uczestniczyło 19 i 20 września w Krakowie w Narodowym Kongresie Nauki, w czasie którego wicepremier Jarosław Gowin przedstawił projekt ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce, zwanej ustawą 2.0. Przed kongresem przeprowadzono dziewięć konferencji programowych, w których wzięło udział kolejne kilka tysięcy osób ze środowiska akademickiego. Mając za sobą 25 lat doświadczenia w inicjatywach na rzecz reformowania szkolnictwa wyższego, mogę stwierdzić, że po raz pierwszy dokonano prawdziwego „uspołecznienia" procesu przygotowywania kluczowej dla niego ustawy. Byłoby jednak błędem traktowanie jej jako dotyczącej wyłącznie środowiska akademickiego. Projekt zawiera propozycje wielu zmian systemowych, ja chcę się zająć wyłącznie dwoma najważniejszymi elementami.
Ustawa 2.0 powinna uruchamiać istotną przebudowę Polski, a jako jej główne cele widzę: po pierwsze, stworzenie efektywnie działającego systemu szkolnictwa wyższego i nauki, który stanie się swoistym „silnikiem" pozwalającym w ciągu 10–15 lat wydobyć Polskę z pułapki średniego rozwoju; po drugie, zatrzymanie w kraju najbardziej utalentowanych młodych Polaków, aby po ukończeniu studiów mogli pracować na rzecz państwa – w administracji rządowej i samorządowej, w firmach działających na terenie kraju i w polskich uczelniach oraz instytutach badawczych. Tak postawione cele wymagają stworzenia poprzez ustawę 2.0 mechanizmu, który w krótkim, mniej więcej dziesięcioletnim, okresie pozwoli na wyłonienie kilku prawdziwych uniwersytetów badawczych (trzech, czterech, bo na więcej naszego państwa nie stać) oraz uruchomienia mechanizmu podnoszącego jakość kształcenia w całym systemie szkolnictwa wyższego.
W projekcie ustawy 2.0 przedstawiono sposób wyłaniania przyszłych uniwersytetów badawczych poprzez konkursowe wybranie najlepszych 10 projektów rozwoju uczelni. Te uczelnie mają otrzymywać co roku przez sześć lat dodatkowe środki finansowe w wysokości 10 proc. dotacji na kształcenie i badania naukowe przekazywanej resort nauki. Po sześciu latach zespół ekspertów wybierze pięć uczelni, które najlepiej zrealizowały swoje projekty rozwoju i tym przez następne cztery lata będą przekazywane dodatkowe dotacje.
Trzeba przyznać, że po raz pierwszy zostanie uruchomiony proces zróżnicowanego finansowania uczelni publicznych i po raz pierwszy (wreszcie!) proces tworzenia uczelni badawczych, co ja nieudolnie postulowałem od lat. Po raz pierwszy także zostanie ogłoszony konkurs na dziesięcioletnie przedsięwzięcia. Świetnie, bo z punktu widzenia nauki i szkolnictwa wyższego to jest najkrótszy okres, po którym można zmierzyć rezultaty reform.
Istnieje jednak konieczność podniesienia wysokości dodatkowych środków przeznaczonych na tworzenie uniwersytetów badawczych. Aby uzasadnić swój postulat muszę się odwołać do rankingu szanghajskiego, który jest najbardziej popularnym miernikiem poziomu naukowego uniwersytetów. Od początku tego rankingu nasze szkolnictwo wyższe reprezentują UJ i UW, ale na bardzo odległych pozycjach. W pięćsetce najlepszych są uniwersytety z 35 państw, można z grubsza przyjąć, że istnieje relacja pomiędzy wysokością PKB na mieszkańca a liczbą uniwersytetów w tym zestawieniu. To porównajmy: łączne PKB bliskich nam państw skandynawskich jest około trzech razy wyższe niż polskie. Liczba skandynawskich uniwersytetów w pięćsetce jest zaś 12 razy wyższa niż naszych.