W 70. rocznicę swojego istnienia NATO jest w kryzysie. Dosadnie zdefiniował go Emmanuel Macron, mówiąc o „śmierci mózgowej" sojuszu, czym ściągnął na siebie falę krytyki. Niestety Macron ma rację, nawet jeśli dobiera słowa jak publicysta, a nie jak polityk. Choć NATO jest potrzebne Europie bardziej niż kiedykolwiek w ostatnich 30 latach, jego los zależy przede wszystkim od USA. Niemniej kraje Unii Europejskiej powinny robić wszystko co w ich mocy, by utrzymać i wzmocnić sojusz. Problem w tym, że ci, którzy najwięcej mówią o jego wadze, często wolą mamić się iluzjami lub nie mają odwagi potrzebnej do strategicznego działania.
Na peryferiach
Powszechna (zwłaszcza w Polsce) iluzja opiera się na przekonaniu, że znaczące wzmocnienie obecności wojskowej Stanów Zjednoczonych i całego NATO w Europie Wschodniej po aneksji Krymu jest świadectwem witalności sojuszu. Liczą się czyny, nie słowa, mówią apologeci więzi transatlantyckiej, machając ręką chociażby na groźby Donalda Trumpa, który NATO nazwał „zbędnym" i rozważał wycofanie się z niego. Owszem, wojskowy wymiar paktu jest kluczowy i jego wagi nie sposób przecenić. Ale warunkiem jego skuteczności w odstraszaniu i powstrzymywaniu agresji jest polityczna wspólnota wartości, interesów i zaufania. To ona jest dzisiaj w poważnym kryzysie.
Wydarzenia ostatnich miesięcy – niekonsultowane z sojusznikami wycofanie się USA z Syrii, przeprowadzona na własną rękę interwencja turecka w tym regionie czy awanse Macrona wobec Rosji – to symptomy tego kryzysu. Ale są one ledwie pochodną zmian o charakterze prawdziwie tektonicznym. Te wynikają przede wszystkim ze strategicznej reorientacji USA, dla których Azja i Chiny są dzisiaj największym wyzwaniem, Europa zaś traci relatywnie na znaczeniu.
Mało tego, między USA a istotną częścią Europy nabrzmiewa kluczowy spór o wartości, o stosunek do prawa i porozumień międzynarodowych. Liberalny porządek światowy i jego instytucje mają dla Europy nadal kluczowe znaczenie. Dla USA już nie, o czym świadczy wycofanie się z fundamentalnych dla UE porozumień: paryskiego w sprawie klimatu oraz umowy z Iranem, a także brnięcie w wojnę handlową wbrew zasadom WTO. Rywalizacja globalnych potęg – USA i Chin – po raz pierwszy od stuleci spycha Europę na światowe peryferia. Częścią tych wielkich zmian są dla Starego Kontynentu także nowe zagrożenia: terroryzm, upadek państw w bezpośrednim sąsiedztwie (Libia) lub ich całkowita destabilizacja (Irak, Syria) czy wykorzystywanie cyberprzestrzeni przez państwa autorytarne przeciwko demokracjom.
Złudna wiara
Reakcją na geopolityczną rewolucję nie mogą być tylko rytualne zaklęcia, że bez NATO i USA bezpieczeństwo Europy jest nie do pomyślenia. Polska i cała Unia muszą szukać odpowiedzi na prawdopodobny scenariusz, w którym amerykański partner jest nadal niezastąpiony, ale w coraz mniejszym stopniu dyspozycyjny i godny zaufania. Jego zaangażowanie w konfliktach o fundamentalnym dla Europy znaczeniu będzie w najlepszym razie selektywne.