Rz: Sztuczna inteligencja (AI) to dziś gorący temat. Na MIT w Bostonie pracuje pani nad kilkoma projektami z zakresu interakcji człowiek–maszyny. Badacie m.in. to, jak różnego rodzaju boty i humanoidy odbierane są przez ludzi. Jaki mamy więc stosunek do AI?
Skupiamy się na pracy nad sztuczną inteligencją, która ma charakter społeczny, przede wszystkim chodzi o tzw. roboty społeczne, a więc boty, chatboty czy właśnie humanoidy. Interesuje nas to jak budować takie maszyny, z którymi ludzie wchodzą w najlepsze interakcje, interakcje bezpieczne, w których czują się komfortowo. A wnioski? Generalnie podchodzimy do tematów sztucznej inteligencji z lękami. Oczywiście nie jest to też reguła. Może pana zaskoczę, ale kobiety zdecydowanie lepiej radzą sobie w relacjach z AI niż mężczyźni. W przypadku tzw. bramy kontaktu, jaką są boty, czy chatboty, ewidentnie było widać, że kobiety z takim wirtualnymi asystentami czy doradcami, jak ich się potocznie nazywa, potrafią rozmawiać i załatwiać sprawy lepiej niż mężczyźni. Nasze badania uzmysławiają, że one bardziej akceptują tego typu technologie przyszłości. Badaliśmy też zjawisko tzw. doliny niesamowitości. To hipoteza, która mówi o tym, że humanoidalne maszyny, choć podobne do nas, budzą nasz strach i obrzydzenie. Jeśli są zbyt ludzkie, zaczynamy się ich bać. Zamiast mieć pozytywne reakcje oparte na zaufaniu i sympatii, zaczynamy się stresować.
To może nie powinniśmy tworzyć humanoidów, takich jak słynny robot Sophie, a maszyny powinny zostać maszynami?
To nie takie proste. Tworzymy maszyny, która naśladują nasze funkcje mentalne. Siłą rzeczy zyskują one więc też nasze rozmaite cechy. Rezygnacja z tego i odwrót od robotyzacji wydaje się dziś niemożliwy. Z reguły bowiem wszędzie, gdzie zastępujemy siebie jakimiś maszynami, widać pozytywne skutki gospodarcze.
Ten lęk jest irracjonalny?