Nadejście tego wspaniałego świata bez pracy wieszczył w 1930 r. John Maynard Keynes. Dziś niewiele wskazuje na to, aby te przewidywania miały się spełnić. Późnym popołudniem pod koniec pracowitego tygodnia na usta ciśnie się „niestety", ale być może wcale nie jest to takie nieszczęście. Praca to jeden z kluczowych budulców naszej tożsamości. Nie jesteśmy tylko homo sapiens, ale też homo laborans. Nie dziwi więc, że w świetle badań Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości i Uniwersytetu Jagiellońskiego 68 proc. Polaków w wieku 18–70 lat chciałoby pracować, nawet gdyby mieli zapewnione utrzymanie. To wynik zgodny m.in. ze Światowym Badaniem Wartości, według którego 64 proc. polskich respondentów uważa pracę za bardzo ważną sferę życia, a kolejnych 25 proc. – za ważną.
W kontekście kryzysu demograficznego, który już się nad Wisłą rozpoczął i nieuchronnie będzie się nasilał, taki stosunek Polaków do pracy to doskonała wiadomość. Daje nadzieję na wzrost wskaźników aktywności zawodowej, który może przez pewien czas kompensować spadek liczby ludności w wieku produkcyjnym. Dziś biernych zawodowo jest ok. 26 proc. Polaków w wieku od 18 do 64 lat. Z badań PARP i UJ wynika, że połowa z nich chciałaby pracować. Niestety, zamienić te chęci w czyny będzie trudno. Rosnące szybko płace raczej ich na rynek nie przyciągną – mówimy przecież o skłonności do podjęcia pracy, gdy byt jest zapewniony. A to oznacza, że aktywizacja tych kilku milionów osób wymaga sporego wysiłku, zarówno od administracji (zapewnienie opieki nad dziećmi i starszymi), jak i od pracodawców. Ci muszą oferować pracę, która w odczuciu pracowników ma jakieś znaczenie wykraczające poza to, że przynosi dochody. A z tym, jak piszemy w najbliższym numerze „Plusa Minusa", jest w Polsce krucho.