Zbliża się ostatni piątek listopada, Black Friday, dzień promocji. W takie dni częściej kupujemy rzeczy, choć nie zawsze nam są potrzebne. Dlaczego?
Włącza się owczy pęd, jesteśmy też oszołomieni liczbą reklam. Dziś jest wtorek, a dostałem około 20 maili o nadchodzącym Black Friday. W zwykły dzień promocja nie zrobiłaby wrażenia, ale ten już wpisał się w marketingowy kalendarz i jest wyczekiwany, a to wzbudza w ludziach emocje. W momencie, gdy nasza uwaga jest rozcieńczona i nie możemy się na niczym skupić, natłok informacji w okresie poprzedzającym Black Friday sprawia, że nawet wyrobiony konsument może popełnić błędy. A marketing właśnie na rozpraszaniu uwagi polega.
Jakie błędy najczęściej popełniamy w sklepie czy przeglądając oferty w internecie?
Po pierwsze możemy nie sprawdzić ceny tego samego produktu w innych sklepach. Sklep może mieć najbardziej atrakcyjną cenę produktu w swojej historii, ale jeśli wpiszemy ją w dowolną porównywarkę, może się okazać, że inni oferują go taniej. Często bardziej szemrane sklepy podnoszą też cenę jakiś czas wcześniej (ale nie dzień wcześniej, żeby nikt się nie zorientował) na najpopularniejsze produkty, które oferuje. Działają też na nas różne liczniki dostępności i informacja, że coś się kończy. Gdy wiemy, że jest ostateczna wyprzedaż i „wietrzenie magazynów", chcemy coś kupić, bo później zabraknie.
To hasło naprawdę jeszcze na nas działa?