To, co obserwujemy na świecie w czasie pandemii Covid-19, wykracza poza wszelkie doświadczenie pokoleń, które nie przeżyły zawieruchy wojennej. W reakcji na gwałtowny wzrost liczby osób zakażonych wirusem i relatywnie dużą liczbę ofiar śmiertelnych w kolejnych regionach świata władze publiczne podejmują decyzje o blokowaniu mobilności ludności. W konsekwencji działalność wstrzymały zakłady przemysłowe i placówki usługowe, a ruch drogowy, kolejowy, lotniczy i morski został mocno ograniczony.
Już w styczniu 2020 r. ujawniły się pierwsze zakłócenia międzynarodowej wymiany towarowej. Spektakularny charakter miało wstrzymanie rejsów statków kontenerowych między Chinami a Europą i Ameryką. Na dużych lotniskach Europy część pasów startowych została przeznaczona na parkingi unieruchomionych samolotów.
Pojęcie „łańcucha dostaw" (supply chain) dobrze ilustruje to, że w gospodarce kolejni partnerzy są od siebie uzależnieni w bezpośredni sposób. Na świecie upowszechniono koncepcję ograniczania zapasów dzięki „dostawom na czas" (just in time). Producenci i ich podwykonawcy, hurtownicy i sieci handlu detalicznego, a także operatorzy rozwijającego się handlu elektronicznego (e-commerce), przestawili się na częste dostawy małych ilości produktów, komponentów, części. Rezygnując z zapasów, stali się jednak wrażliwi na najmniejsze zakłócenia w funkcjonowaniu łańcuchów dostaw ukształtowanych według własnych wymagań.
Lekcja Fukushimy
Wysokie ryzyko zakłócenia produkcji w europejskich zakładach pokazały wydarzenia po tragedii w Fukushimie w 2011 r. Trzęsienie ziemi pod dnem Pacyfiku wywołało tsunami – ogromne fale zalały elektrownię jądrową. Ze zburzonego reaktora wydostały się do atmosfery napromieniowane gazy i pyły.