W zeszłym tygodniu cena złota pobiła rekordy i od początku roku wzrosła o mniej więcej jedną trzecią, a w ostatnim miesiącu podobny skok zanotowała cena srebra. Takie zjawiska zawsze oznaczają, że inwestorzy obawiają się jakichś nieznanych, a niebezpiecznych zjawisk i lokują pieniądze w najbardziej pewne instrumenty.
Te zjawiska nie mogą być zaskoczeniem, bo – podobnie jak po krachu z 2008 r. – cena metali szlachetnych jest głównie napędzana przez banki centralne świata. Luzowanie ilościowe (QE), czyli nabywanie przez banki centralne ogromnych ilości papierów wartościowych na rynkach wtórnych, ma za zadania zachęcać banki komercyjne do zwiększenia akcji kredytowej. Większa podaż kredytu jest w istocie rzeczy zwiększeniem emisji pieniądza, bo pieniądzem jest wszystko za pomocą czego można nabywać dobra i usługi. Z kolei wyższa podaż pieniądza stwarza zagrożenie inflacyjne. Niemniej fala QE zastosowana przez amerykański Fed i EBC po roku 2008 nie spowodowała istotnego wzrostu cen ani w USA, ani w strefie euro, bo spowodować go nie mogła.
Nie grozi inflacja
Wbrew potocznej opinii luzowanie ilościowe nie grozi hiperinflacją, ponieważ w okresach kryzysu – a cóż dopiero takich wstrząsów jak bankructwo Lehman Brothers czy kompletny zastój gospodarczy wynikający z kroków podjętych celem pokonania pandemii – prywatne banki unikają udzielania kredytu, ponieważ gwałtownie wzrasta ryzyko kredytowe, czyli prawdopodobieństwo niewypłacalności pożyczkobiorców. Inaczej mówiąc, w drodze QE banki centralne zastępują banki komercyjne w prowadzeniu działalności kredytowej – dochodzi do substytucji kredytu prywatnego przez kredyt publiczny. Tym sposobem nie wzrasta ogólna wartość kredytu, czyli podaż pieniądza. Skoro poprzednie QE nie spowodowało hiperinflacji, to skąd ta hossa na złoto i srebro?
Po roku 2008 Fed nabywał tylko obligacje wypuszczane przez rząd federalny (i agendy rządu amerykańskiego), natomiast obecnie kupuje także obligacje prywatne, emitowane przez przedsiębiorstwa, co jest zasadniczą zmianą. Kredyt udzielany państwom, szczególnie takim jak USA, jest uznawany za pozbawiony ryzyka niewypłacalności, bo zakłada się, że państwo zawsze może podnieść podatki, uzyskać dodatkowe przychody i spłacić dług. Natomiast kredyt udzielany instytucjom prywatnym niesie w sobie możliwość ogłoszenia niewypłacalności przez dłużnika. Jeśli dodamy, że obecnie Fed nabywa nawet obligacje cechujące się nadzwyczaj wysokim poziomem ryzyka, tak zwane obligacje śmieciowe, to w tym momencie możemy sobie uzmysłowić ogrom zmian w działalności Fed. Zagrożenie płynące z obecnego QE w USA nie ma charakteru inflacyjnego, ale wynika z możliwości bankructwa banku centralnego! Oczywiście, trudno sobie wyobrazić sytuację, by rząd USA dopuścił do bankructwa Fed – państwo (czyli podatnik) pokryje jego możliwe straty i sekretarz skarbu, Steven Mnuchin, udzielił Fedowi takich gwarancji.
Mimo to świat globalnych finansów staje w obliczu zagrożenia, które nigdy uprzednio nie istniało, i stąd jest niesłychanie trudne to oszacowania. Zatem wielu inwestorów „na wszelki" wypadek lokuje część posiadanego majątku w złocie, a ostatnio i w srebrze, ponieważ brakuje atrakcyjnych alternatyw.