Dla Szwajcarów jest bohaterem narodowym. Wczoraj po raz kolejny udowodnił, że nie bez racji. To o tyle nietypowe, że szwajcarski idol ma austriacki paszport.
Jednak mimo gwałtownego wzrostu cen produktów rolnych, zawirowań na rynkach walutowych Nestle wypracowało zysk znacznie wyższy, niż oczekiwano. Nikt nie ma wątpliwości, że za tym sukcesem stoi Peter Brabeck-Letmathe. Jego kariera w Nestle zaczęła się 38 lat temu od rozwożenia lodów po supermarketach w alpejskich wioskach. Tak przykładał się do pracy, że szybko awansował – został wysłany do Chile podczas rządów Salvadora Allende. Udało mu się wybronić fabrykę Nestle przed nacjonalizacją. Przeniesiony do Ekwadoru i Wenezueli sprawił, że obydwa oddziały koncernu zaczęły być zyskowne, zwalniając przy tym połowę zatrudnionych.
– To wtedy nauczyłem się pracować w trudnych warunkach – mówi o swoim południowoamerykańskim doświadczeniu. Kiedy wrócił do centrali, awansował. Trzy lata temu został prezesem koncernu. Oprócz tego zasiada w radach nadzorczych L’Oreala, Roche i Credit Suisse.
Jako prezes Nestle pozbył się działów nierokujących dużego przyrostu zysków, obciął koszty i skupił się na inwestycjach (m.in. w Polsce), które gwarantowały szybki zysk. Obciął koszty w Szwajcarii o 1,16 mld euro, nie zwalniając nikogo z pracy. Jego ulubione słowo, które często wtrąca w rozmowie, to „dyscyplina”.
– To, co robię, można porównać z trenowaniem atlety, którego największym osiągnięciem jest przebiegnięcie 100 metrów w 10 sekund, i zmuszenie go, by przebiegł ten dystans w 9,8 sekundy – mówi Brabeck.