Kto zyska na tanim dolarze

Unia, zamiast marzyć o powstrzymaniu spadku dolara, powinna zwiększyć popyt wewnętrzny – pisze profesor ekonomii na Harvardzie, były szef doradców Ronalda Reagana

Publikacja: 14.03.2008 05:38

Red

Kiedy kurs euro osiągnął 1,52 za dolara, Jean-Claude Trichet, prezes Europejskiego Banku Centralnego, powiedział, że jest zaniepokojony tak szybkim wzrostem wspólnej waluty. Dodał, że Departament Skarbu USA wspiera dolara. Kilku europejskich ministrów finansów wypowiedziało się w podobnym tonie.

W rzeczywistości USA nie mają polityki wobec dolara innej niż ta, aby jego kurs wyznaczał rynek. Rząd amerykański nie interweniował też na rynkach walutowych, aby wesprzeć dolara. A polityka Rezerwy Federalnej z pewnością nie jest nastawiona na realizację takiego celu. Nie jest też specjalnie skłonna do obniżania kursu dolara. Niemniej jednak, tnąc stopy procentowe z 5,25 proc. latem 2007 do 3 proc. teraz, przykłada się do deprecjacji waluty. W ten sposób stara się stymulować słabnącą gospodarkę.

Niemniej jednak wszyscy byli sekretarze skarbu, cofając się do czasów Roberta Rubina i administracji Clintona, kiedy tylko zapyta się ich o wartość narodowej waluty, jak mantrę dziś powtarzają: „silny dolar jest korzystny dla Ameryki”. Niemniej jednak, mimo że wydaje się to bardziej medialne niż zwykłe „bez komentarza”, w rzeczywistości niewiele mówi o obecnej i przyszłej polityce rządu USA.

W rzeczywistości polityka Departamentu Skarbu polega na wywieraniu presji na Chińczyków, by podnieśli wartość renminbi i w ten sposób zmniejszyli udział dolara w handlu globalnym. Presja na Chiny z drugiej strony jest całkowicie spójna z polityką Waszyngtonu, która zachęca inne kraje, aby to rynek ustalał kursy walutowe.

Istotnie Amerykanie mają rację, twierdząc, że silny dolar jest dla nich korzystny, bo umożliwia im kupowanie po niższych cenach produktów zagranicznych. Ale w sytuacji, kiedy słabnący dolar gwałtownie obniża siłę nabywczą Amerykanów, wymiar tego zjawiska nie jest znaczący, bo udział importu w amerykańskim PKB to tylko 15 proc. A 20-proc. deprecjacja kursu dolara zmniejszy siłę nabywczą Amerykanów tylko o 3 proc. W tym samym czasie słaby dolar spowodował, że amerykańska oferta handlowa jest bardziej konkurencyjna i przyczynia się do wzrostu eksportu.

USA mają gigantyczny deficyt handlowy, który może być zniwelowany jedynie dzięki bardziej konkurencyjnemu kursowi dolara

Kurs dolara spadł w ostatnich dwóch latach nie tylko wobec euro, ale i większości walut na świecie, w tym japońskiego jena i chińskiego renminbi. W transakcjach handlowych wartość dolara jest niższa o 13 proc. w porównaniu z marcem 2006 r.

Właśnie ta zwiększona konkurencyjność amerykańskiej oferty handlowej jest niezbędna, by zmniejszył się gigantyczny deficyt handlowy USA. I nawet przy takim spadku dolara i 25-proc. wzroście eksportu w ostatnich dwu latach USA mają 700 mld dol. (5 proc. PKB) deficytu handlowego.

Amerykański import jest dwukrotnie większy od eksportu, więc potrzebny byłby 20-proc. wzrost eksportu, by zbilansować 10-proc. wzrost importu. A to oznacza, że dolar musi jeszcze znacząco osłabnąć, aby deficyt handlowy spadł do poziomu, który można uznać za racjonalny.

Inwestorzy na całym świecie z trzech powodów chcieliby dzisiaj pozbyć się swoich papierów denominowanych w dolarach. Po pierwsze, obligacje i brytyjskie, i z krajów z eurolandu są oprocentowane wyżej niż papiery amerykańskie. To powoduje, że inwestowanie w euro i funta jest bardziej opłacalne, niż lokowanie środków w dolary.

Po drugie, skoro Stany Zjednoczone mają gigantyczny deficyt handlowy, który może być zniwelowany jedynie dzięki bardziej konkurencyjnemu kursowi dolara (w sytuacji, kiedy kraje eurolandu mają na koncie nadwyżkę w handlu), inwestorzy oczekują spadku kursu waluty amerykańskiej. A ten możliwy do przewidzenia spadek powoduje, że potencjalny zysk z trzymania obligacji dolarowych będzie jeszcze niższy, niż wskazywałoby ich oprocentowanie.

Wreszcie inwestorzy na świecie rokrocznie kupują obligacje o wartości blisko dwóch bilionów dolarów. W ten sposób zwiększają ryzyko wynikające z gromadzenia dolarów. Zysk z utrzymywania takiego portfela inwestycyjnego jest mniejszy, za to ryzyko większe, nie powinno więc dziwić, że inwestorzy chcą pozbyć się dolarów.

Mimo że indywidualni inwestorzy zagraniczni mogą na własną rękę pozbywać się obligacji dolarowych, mogą je jednak sprzedać wyłącznie innym indywidualnym inwestorom zagranicznym.

I tak długo, jak USA mają deficyt na rachunku bieżącym, udział inwestorów zagranicznych w amerykańskiej gospodarce musi rosnąć. Kiedy jednak okaże się, że inwestorzy zagraniczni nie chcą już być posiadaczami obligacji dolarowych, wysiłki w celu ich pozbycia się spowodują spadek ich wartości. Tak będzie aż do momentu, kiedy połączenie wielkości inwestycji ze zmniejszającym się ryzykiem dalszego spadku kursu dolara spowoduje, że jednak zdecydują się na pozostanie przy tej inwestycji.

Natomiast europejskie rządy, zamiast marzyć , by kurs dolara przestał spadać, powinny wpłynąć na zwiększenie popytu wewnętrznego, aby w ten sposób zrekompensować utraconą sprzedaż i miejsca pracy. A do tego w naturalny sposób musi dojść w sytuacji tak konkurencyjnego kursu dolara. To niełatwe zadanie, bo EBC musi być czujny i obserwować poziom inflacji, ale też i dlatego, że wiele europejskich krajów nadal ma wysokie deficyty budżetowe.

- Project Syndicate

Kiedy kurs euro osiągnął 1,52 za dolara, Jean-Claude Trichet, prezes Europejskiego Banku Centralnego, powiedział, że jest zaniepokojony tak szybkim wzrostem wspólnej waluty. Dodał, że Departament Skarbu USA wspiera dolara. Kilku europejskich ministrów finansów wypowiedziało się w podobnym tonie.

W rzeczywistości USA nie mają polityki wobec dolara innej niż ta, aby jego kurs wyznaczał rynek. Rząd amerykański nie interweniował też na rynkach walutowych, aby wesprzeć dolara. A polityka Rezerwy Federalnej z pewnością nie jest nastawiona na realizację takiego celu. Nie jest też specjalnie skłonna do obniżania kursu dolara. Niemniej jednak, tnąc stopy procentowe z 5,25 proc. latem 2007 do 3 proc. teraz, przykłada się do deprecjacji waluty. W ten sposób stara się stymulować słabnącą gospodarkę.

Pozostało 85% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację