W 2007 roku udało się jej zmusić operatorów do obniżenia naprawdę horrendalnych stawek za międzynarodowe rozmowy komórkowe.
W ubiegłym tygodniu z kolei rozmawiała z polskimi politykami, urzędnikami i szefami firm telekomunikacyjnych. Przekonywała, że ceny usług transmisji danych w Europie powinny być niższe i że wspólnemu rynkowi telekomunikacyjnemu przydałby się wspólny urząd nadzorujący.
Ten drugi pomysł jest jej szczególnie drogi. Znamienne, że o zmniejszenie stawek za rozmowy transgraniczne musiała szczególnie walczyć w Radzie Unii Europejskiej. Tworzą ją ministrowie państw, a one są bardziej skłonne dbać o interesy rodzimych telekomów, które traciły na obniżce. Viviane Reding chce przeciąć lokalne układy i wyjąć spod ich wpływu krajowe urzędy regulujące rynki telekomunikacyjne.
Zdaniem Viviane Reding paneuropejski urząd mógłby się okazać tutaj szczególnie pożyteczny. Na razie jednak krajowi regulatorzy bez entuzjazmu przyjmują pomoc z Brukseli, upatrując w niej zamachu na swoje kompetencje. To nie zniechęca żelaznej damy, który jeździ po Europie i przekonuje, przekonuje, przekonuje... Jak już słychać z naszego podwórka, niebezskutecznie.