I nie chodzi o to, że urzędnicy zbyt wolno pracują. Problem polega na tym, że PGNiG jest naturalnym monopolistą, a jednocześnie spółką giełdową, której akcjonariusze oczekują, iż będzie osiągać jak największe zyski.

Szefowie spółki zwykle podkreślają, że nie kierują przedsiębiorstwem użyteczności publicznej i muszą dbać o finanse firmy. A ona sama nie może ponosić strat na głównej działalności, czyli handlu gazem. Zawsze też przy okazji żądań PGNiG umożliwienia mu zrekompensowania rosnących cen gazu z importu, pojawia się pytanie, czy firma ma do takich żądań prawo. Część ekspertów twierdzi, że tak. A inni wskazują, iż skoro Polska ma własne złoża i przynajmniej częściowo pozyskuje z nich tani gaz, to podwyżka ceny gazu za granicą powinna być w kraju mniej odczuwalna. Dopóki firma będzie mieć taką pozycję jak obecnie, czyli skupiać wydobycie, import i handel, dopóty o cenach gazu będą decydować urzędnicy i potrzebny jest regulator. Jednocześnie trudno się spodziewać, że cokolwiek w najbliższych latach może się w tej kwestii zmienić. Zdaniem kolejnych rządów PGNiG należy do najbardziej strategicznych firm w kraju. Sprzedaż niezależnym firmom na przykład części handlowej PGNiG nie wchodzi więc w grę.

Skomentuj na blog.rp.pl