Czy inflacja uratuje budżet

Założenie, że PKB zwiększy się o 5 proc., gdy we wszystkich krajach koniunktura się pogarsza, a Irlandia, wieloletni prymus, w pierwszym kwartale odnotowała spadek PKB, jest bardzo optymistyczne - pisze Michał Zieliński

Publikacja: 03.07.2008 19:36

W przyszłym roku budżet ma być wspaniały. Deficyt będzie mniejszy o blisko 9 mld zł (jedna trzecia tegorocznego). Wydatki wzrosną nieznacznie, bo tylko o niecałe 20 mld zł, a więc realnie o 3,5 proc., czyli mniej, niż wyniesie zapowiadany wzrost PKB (5 proc.). Za to dochody powiększą się bardzo istotnie, bo aż o 29 mld zł, czyli o 10 proc. (realnie o 7,3 proc.).

Wskaźniki te są tak bardzo optymistyczne, że rodzi się wątpliwość, czy są realne, czy raczej przejdą do historii poezji fiskalnej. Założenie, że produkt krajowy zwiększy się o 5 proc., gdy we wszystkich krajach koniunktura się pogarsza, a Irlandia – wieloletni prymus w tej dyscyplinie – w pierwszym kwartale odnotowała spadek PKB, jest bardzo optymistyczne.

Z kolei dochody mają rosnąć w tempie o ponad 2 pkt proc. szybszym niż PKB. Na zdrowy rozum oznacza to zwiększenie relacji podatki – PKB, a więc wzrost fiskalizmu. Jednocześnie ma dojść do trzech redukcji podatkowych, z których dwie – przejście na stawki 18 i 32 proc. oraz powiększenie ulg prorodzinnych – zmniejszą dochody z PIT o 15 mld zł, a trzecia – zmniejszenie składki rentowej – musi powiększyć wydatki (wyższa dotacja dla ZUS) o 12 mld zł. W sumie ubytek wyniesie 27 mld zł i tyle budżet musi wygospodarować, zwiększając dochody i racjonalizując wydatki.

Łącznie zatem dochody muszą być wyższe aż o 44 mld zł (prawie 15 proc. tegorocznych), a wydatki mogą wzrosnąć tylko o 8 mld zł, czyli mniej niż zakładana inflacja. To pierwsze wydaje się mało prawdopodobne, to drugie jawi się wręcz jako nieprawdopodobne, gdy 75 proc. wydatków ma charakter sztywny i wynika z odrębnych ustaw.

Czy mimo to istnieje szansa na wykonanie tak ambitnego budżetu? Pomijając możliwość osiągnięcia w tym roku lepszego wyniku, co da budżetowi pewną zakładkę (ale tylko kilka miliardów złotych), szansy należy upatrywać tylko w jednym – wyższej inflacji. Można śmiało postawić drożejące orzechy przeciwko taniejącym dolarom, że stopa inflacji przyjęta przy konstrukcji budżetu – 2,9 proc. – będzie niższa od faktycznej.

Jeśli zatem w rzeczywistości inflacja wyniesie 4 proc., 4,5 proc., a może 5 proc., to dojdzie do wzrostu dochodów (inflacja przepchnie część podatników do wyższych grup) i faktycznego obniżenia wydatków w wielu pozycjach. Bilansowo wszystko może się zamknąć. Ale tak naprawdę to, co miało być celem ambitnego budżetu, zostanie osiągnięte kosztem podatników.

W przyszłym roku budżet ma być wspaniały. Deficyt będzie mniejszy o blisko 9 mld zł (jedna trzecia tegorocznego). Wydatki wzrosną nieznacznie, bo tylko o niecałe 20 mld zł, a więc realnie o 3,5 proc., czyli mniej, niż wyniesie zapowiadany wzrost PKB (5 proc.). Za to dochody powiększą się bardzo istotnie, bo aż o 29 mld zł, czyli o 10 proc. (realnie o 7,3 proc.).

Wskaźniki te są tak bardzo optymistyczne, że rodzi się wątpliwość, czy są realne, czy raczej przejdą do historii poezji fiskalnej. Założenie, że produkt krajowy zwiększy się o 5 proc., gdy we wszystkich krajach koniunktura się pogarsza, a Irlandia – wieloletni prymus w tej dyscyplinie – w pierwszym kwartale odnotowała spadek PKB, jest bardzo optymistyczne.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Ropa, dolary i krew
Opinie Ekonomiczne
Bogusław Chrabota: Przesadzamy z OZE?
Opinie Ekonomiczne
Wysoka moralność polskich firm. Chciejstwo czy rzeczywistość?
Opinie Ekonomiczne
Handlowy wymiar suwerenności strategicznej Unii Europejskiej
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Czekanie na zmianę pogody