[b]Rz: Według danych Hay Group, biorąc pod uwagę siłę nabywczą, polscy menedżerowie zarabiają lepiej niż kadra kierownicza w USA i zachodniej Europie. Czy więc nasi menedżerowie są przepłacani?[/b]
[b]Krzysztof Obłój:[/b] Powiedziałbym, że są to prawa podaży i popytu. Nie mamy aż takiego wyboru bardzo dobrych menedżerów jak rozwinięte kraje świata. Jednocześnie wszystkim zależy na tym, by mieć jak najlepszego menedżera. Mamy tu sprzężenie zwrotne; dla rady nadzorczej, ale i dla spółki wynagrodzenia menedżerów sygnalizują określoną jakość, pewien poziom profesjonalizmu. Tak samo jak w przypadku drogich i tanich aut. Są więc gotowi więcej menedżerowi zapłacić, ale i szybciej go zwolnić, gdy jego praca nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Wyraźnie też widać, że w pewnych zawodach ludzie zarabiają u nas już tyle samo albo i więcej niż na Zachodzie. Tak jest choćby w szkoleniach, gdzie stawki za godzinę są rzędu 200 – 400 zł. W USA tyle dostają bardzo dobrzy profesorowie. To wynik popytu na szkolenia, do czego przyczyniły się pieniądze z UE, w połączeniu z brakiem dobrych wykładowców.
[b]Jednak od początku lat 90. wyrosła nam całkiem spora grupa menedżerów. Niektórzy nawet przyznają, że dziś nie jest już tak łatwo o atrakcyjne kierownicze stanowisko jak kiedyś...[/b]
Rzeczywiście, nie jest łatwo. Tym bardziej że mamy stosunkowo mało naprawdę dużych firm. Gdy tam się traci stanowisko szefa, to rzeczywiście trudno jest potem znaleźć odpowiednią pracę w Polsce.
[b]Ale jest też spora podaż menedżerów z mniejszych firm. Tymczasem dane rynkowe wykazują, że wynagrodzenia kadry kierowniczej stale i to znacząco rosną. Dlaczego?[/b]