A mniejszy przychód dla firm oznacza zawsze to samo – konieczność zwolnień.
Co jednak ma zrobić rząd, gdy spowolnienie gospodarcze na świecie, które już dotarło do Polski, wysysa z przyszłorocznego budżetu co najmniej kilka miliardów złotych (w założone 1,7 mld zł nikt nie chce wierzyć)? Wariantów działań jest zaledwie kilka.
Oszczędności we własnej kieszeni rząd już poszukał. Mało kto wierzy, że są one wystarczające. Ale lista tych cięć może się okazać społecznie trudna do przełknięcia, bo dotyczą one rezerw celowych m.in. na pomoc: społeczną, w razie klęsk żywiołowych, czy epidemii.
Podwyżki podatków bezpośrednich to samobójstwo. Uzyskane w ten sposób większe wpływy do budżetu pojawią się kosztem wydatków Polaków. A w sytuacji, gdy nasze rynki eksportowe wchodzą w recesję, ostatnią szansą na jej uniknięcie jest popyt wewnętrzny.
Zwiększenie wydatków oznacza z kolei wyższy deficyt. Opóźni to zaś przyjęcie euro, które leży w interesie większości polskich firm.