Europejskie media zareagowały na ten krok zupełnie nie po europejsku. "Spór o gaz dosięga Niemiec" – alarmował w internetowym wydaniu "Süddeutsche Zeitung". "Bułgaria cierpi z powodu konfliktu Gazpromu z Ukrainą" – donosił sofijski "Dniewnik". "Bałkany pozbawione gazu" – obwieszczało "Le Figaro" w siódmej informacji dnia, tuż pod depeszą o przygodach pewnego francuskiego żeglarza samotnika. Tylko austriacki "Der Standard" podkreślał przytomnie, iż "Gazprom ograniczył o dwie trzecie dostawy do EUROPY".
W sytuacjach kryzysowych członkowie Unii zapominają zazwyczaj o partnerach, wyznając starą zasadę: ratuj się, kto może. Angela Merkel zastanawia się dzisiaj, jak utrzymać dostawy surowca dla niemieckich klientów, anie jak ulżyć Bułgarom. Donald Tusk zaś martwi się raczej naszymi zapasami gazu, a nie tym, czy mieszkańcy Bratysławy mają czynne kuchenki. Owszem, premier Czech zażądał w imieniu Unii wznowienia dostaw ze Wschodu, ale jedno oświadczenie nie oznacza spójnej polityki energetycznej. Taka polityka nie istnieje i w najbliższym czasie nie powstanie. Byłaby bowiem w sposób naturalny skierowana przeciwko Rosji i musiałaby oznaczać m.in. odstąpienie przez Niemcy od projektu gazociągu bałtyckiego. Taką hipotezę można oczywiście między bajki włożyć. Podobnie jak zaklęcia niektórych polityków i publicystów, iż "solidarność energetyczną" zapewniłby nam traktat lizboński. Otóż artykuł 194 owego dokumentu mówi jedynie o "zapewnieniu dostaw" oraz "funkcjonowaniu rynku energii" w duchu "solidarności między państwami członkowskimi", co jest dość wątłą podstawą do jakichkolwiek roszczeń. Z kolei punkt drugi tego samego artykułu daje krajom UE swobodę wyboru "między różnymi źródłami energii". Niemcy mogłyby więc spokojnie kontynuować budowę Nord Stream w majestacie traktatu. Co prowadzi nas do następującej konkluzji: jeśli chcemy mieć ciepło w domach, powinniśmy zbudować w końcu gazoport i postawić na energetykę atomową, a nie podążać bez końca za mirażem "unijnej solidarności energetycznej".
[b][link=http://blog.rp.pl/magierowski/2009/01/06/gdzie-sie-konczy-gazowa-solidarnosc/]skomentuj na blogu[/link][/b]